Artykuły
Wywiad: Zaniechanie pielęgnacji drzew jest równoznaczne z ich dewastacją
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 16 - Maj 2012r. , godz.: 09:37
Jakie choroby dręczą drzewa na prudnickim cmentarzu? Kogo należy obarczyć winą za ich rozprzestrzenianie? Jak to się ma do współczesnych przemian kulturowych? O tych i innych problemach rozmawiamy z Andrzejem Skupem, prudnickim lekarzem drzew.
- Czym należy się kierować, projektując wygląd cmentarza?
- Musimy pamiętać, że cmentarze pełnią zasadniczo dwie funkcje: są miejscem pochówku zmarłych i jednocześnie miejscem pamięci o najbliższych, którzy odeszli. Aby te dwie funkcje mogły być realizowane, cmentarz musi być odpowiednio zaprojektowany i urządzony. Projekt poprzedzony jest wyborem lokalizacji odpowiadającej ostrym warunkom sanitarnym; przeprowadza się badania gruntu, wykonywane są również analizy demograficzne i szereg innych prac niezbędnych do uzyskania pozwolenia na budowę. To wstęp do spełnienia warunków formalnych. Reszta zależy od wrażliwości architekta i kultury użytkowników.
Charakter cmentarza powinien odpowiadać zwyczajom kulturowym ludności, dla której jest budowany. Zasadniczy wpływ mają tu tradycje wywodzące się z lokalnych obrządków religijnych. Na terenie kraju przeważają cmentarze katolickie, chociaż w niektórych gminach województw wschodnich większość stanowią cmentarze prawosławne. Pozostałe nekropolie wyznaniowe, w tym ewangelickie, żydowskie, a nawet muzułmańskie, są w zdecydowanej mniejszości. Większość obecnie budowanych cmentarzy to cmentarze komunalne. Jaki wpływ na ich wygląd mają zwyczaje kulturowe - można zobaczyć, porównując na tym samym cmentarzu groby budowane przez osoby narodowości polskiej i np. romskiej, a przecież to też katolicy. Jeszcze inaczej wyglądają cmentarze katolików zamieszkujących południe Europy, gdzie w różnych krajach te same grupy wyznaniowe preferują inne zewnętrzne formy grobów.
- Cmentarze mają jednak wymiar nie tylko kulturowy, lecz również psychologiczny, indywidualny.
- To miejsce, w którym ujawniają się silne emocje związane ze wspomnieniami o najbliższych. Przechodząc przez bramę cmentarną nawet średnio wrażliwy człowiek wycisza się, ulega nastrojowi smutku; nieomal bezwiednie staje się choć na chwilę innym człowiekiem. Gdy odwiedza groby swych bliskich, ogarnia go zaduma, uczucie żalu, czasem przemyślenia wynikające z analiz własnego życia.
Aby pomóc ludziom wyciszyć się, miejsce to musi wprowadzać atmosferę ułatwiającą kontemplację. Najłatwiej osiągnąć ten efekt komponując architekturę cmentarza według sztuki budowy terenów zieleni. Nie dosłownie jako tereny służące rekreacji, ale jako tereny zieleni wyciszające emocje poprzez wprowadzenie ładu przestrzennego i zieleni, stwarzającej nastrój spokoju. Zgodnie z wytycznymi, którymi kierują się architekci krajobrazu, powierzchnia przeznaczona do pochówków nie powinna być większa niż 60% powierzchni całego cmentarza. Reszta to drogi komunikacyjne, kaplice, alejki i pozostała zieleń.
- Ważne też, gdzie cmentarz znajduje się na mapie całego miasta.
- W dawnych czasach tradycyjnie, szczególnie na wsiach, pochówków dokonywano przy kościołach. Cmentarze te miały jednak ograniczoną powierzchnię i - z biegiem czasu - miejsc pochówku przy kościołach zabrakło. Rozbudowa miast i wsi oraz połączony z tym wzrost liczby mieszkańców wymusiły budowę cmentarzy poza terenem przykościelnym. Równolegle pojawiła się też konieczność tworzenia cmentarzy komunalnych, a część z nich osiągnęła z czasem niewyobrażalne wielkości. Największy w Polsce jest Cmentarz Centralny w Szczecinie (trzeci wg powierzchni w Europie - prawie 170 ha i ponad 300 tys. grobów) czy w Warszawie Cmentarz Brudnowski (ponad 110 ha). Na Podlasiu widziałem w miejscowościach zamieszkałych przez ludność wielowyznaniową cmentarze komunalne podzielone na części np. na część katolicką i część prawosławną.
- U nas taki podział w zasadzie nie występuje...
- Cmentarz w Prudniku nie odbiega architekturą od cmentarzy budowanych w XIX wieku w tej części Europy. Zbudowany na planie krzyża greckiego, miał od początku geometryczny układ alejek z punktem centralnym w postaci ronda z krzyżem. W tym czasie, według przeważających wyznań, ludność Neustadt to katolicy, ewangelicy i wyznawcy judaizmu. Żydzi mieli swój ufundowany w roku 1860 przez Samuela Fränkla cmentarz przy dzisiejszej ul. Kolejowej, a pozostali chowani byli na cmentarzu komunalnym przy ul. Kościuszki. Jego najstarsza część to dwie kwatery przy wejściu i kwatery wokół krzyża. W miarę przybywania pochówków cmentarz powiększano o kolejne kwatery, zachowując jednak nadal przyjęty wcześniej układ krzyżujących się pod kątem prostym alejek obsadzanych sukcesywnie lipami. Dzisiaj cmentarz zajmuje powierzchnię ponad 6 ha.
- Skąd wzięły się choroby drzew na cmentarzu?
- Właściwie powinienem zacząć od lip, bo są one najbliższe moim zainteresowaniom zawodowym. Warto jednak przybliżyć nieco kontekst problemu, gdyż w tym przypadku historia, obyczaje i drzewa są ze sobą powiązane. Rozważając dzisiejszy problem lip, należy wyobrazić sobie początki, pierwsze lata po założeniu cmentarza. Otóż posadzono drzewka, które nie przekraczały wysokością kilku metrów, czyli drzewka o małych w stosunku do dzisiejszych średnicach pni. Alejki wprawdzie były równie wąskie jak dzisiaj, ale drzewa - cieńsze niż obecnie - znajdowały się dalej od skraju dróżki.
W tamtych czasach po cmentarzu nie jeździły samochody - 150 lat temu (i długo później) karawan ciągnęły konie. Nie było takiego jak dzisiaj zagęszczenia grobów, czyli ruch był na cmentarzu mniejszy. Ponieważ lipa jest drzewem osiągającym znaczne rozmiary, to przy ustalonej szerokości alejek i wąskiej więźbie sadzenia (odległości pomiędzy drzewami) niemożliwym jest utrzymanie przez kilkadziesiąt lat drzew (rosnących swobodnie) w formie naturalnej.
Dlatego pierwotny projekt zakładał utrzymywanie drzew alejowych o ograniczonej wielkości z koronami formowanymi. W tym celu, po osiągnięciu wysokości kilkunastu metrów lipy ogłowiono, to znaczy ścięto im korony na wys. ok. 8 m. Po tym cięciu drzewa, chcąc jak najszybciej odbudować utracone korony, wytworzyły miotlaste odrosty. Odrosty te były formowane w sztuczne, zwarte korony posadowione na równej wysokości pniach. Podobnie formowano drzewa w innych częściach miasta. Na przykład aleja lipowa okalająca park od strony ul. Parkowej, klony okalające park od strony ul. Dąbrowskiego, czy lipy przed ogólniakiem od ul. Gimnazjalnej. Jedynie te ostatnie konsekwentnie po wojnie cięto, pozostałe zaniedbano.
- Może proces psucia się drzew jest po prostu nieuchronny... Na czym on właściwie polega?
- W skutek zaniechania cięć regulujących ilość pędów, w miotlastych koronach rozpoczęła się walka o dostęp do światła, czyli pogoń pędów w górę. Z czasem pędy przyrastając na grubość zaczęły konkurować pomiędzy sobą nie tylko w walce o światło, ale również o miejsce na pniu. Słabsze, przygłuszone lub zaciśnięte musiały w tej walce wypaść. Po latach drzewa na cmentarzu straciły statykę, gdyż korony są za wysokie w stosunku do pni, więc - ze względu na dostęp do światła - pochyliły się w kierunku kwater - jedynej otwartej przestrzeni, a pod zaasfaltowanymi alejkami utraciły korzenie. Na domiar jedyne korzenie, które utrzymują statykę drzewa - te wrastające w kwatery, są wycinane podczas kopania grobów coraz bliżej drzew.
To jeszcze nic - konary, teraz już w formie równorzędnych, wyrastając pionowo blisko siebie, tworzą pomiędzy sobą ostry kąt. Z czasem w wyniku konfliktu pomiędzy konarami powstaje rana, w którą wraz z wodą wnikają zarodniki grzybów rozkładających drewno. W rozwidleniu powstaje ubytek drewna osłabiający statykę konara; wzrasta więc ryzyko jego wyłamania. Ubytek rozwija się w kierunku pnia powodując z czasem całkowite wypróchnienie jego wnętrza. Aby ograniczyć to ryzyko w roku 2002 wykonano pierwszy etap zabiegów poprawiających statykę, polegający na redukcji koron wychylonych w kierunku kwater i częściowo obniżając wysokość drzew. Ponieważ zasadą jest nieusuwanie z drzewa w jednym nawrocie więcej niż 20-30% gałęzi, drugi etap zabiegów, polegający na dalszym redukowaniu koron, tym razem głównie z wysokości, miał być wykonany po ok. 4 latach od cięcia pierwszego. Podobnie jednorazowo nie usuwa się większej ilości drzew z drzewostanu (park!).
Od tego czasu minęło 10 lat, korony dawno zdążyły odrosnąć, a gmina - właściciel cmentarza nadal problem lekceważy. Urzędnicy ruszyli się dopiero, gdy zgłosiła go osoba, która przypadkiem zauważyła podłużne pęknięcie pnia. Reakcja urzędników była natychmiastowa: wniosek o wydanie pozwolenia na wycięcie drzewa poparty dokumentacją wizji nieuchronnej katastrofy.
- A może po prostu władzom nie zależy na tych drzewach tak bardzo jak przyrodnikom?
- Przyjmując sposób rozwiązywania przez urzędników problemów stwarzanych przez drzewa (drzewa, czy ludzi?), to należałoby wyciąć je prawie wszystkie na cmentarzu, całą aleję lipową ul. Parkowej, klony przy Dąbrowskiego i znaczną ilość drzew w parku. Nie jest to sposób na likwidację, w większości tylko potencjalnych, zagrożeń stwarzanych przez zaniedbane drzewa. Problem ten powinien być rozwiązywany przez fachowców, dla których jest to rutynowa, codzienna praca, żeby nie powiedzieć przysłowiowy pikuś.
Jakiś czas temu ukułem przewrotne hasło "precz z drzewami - drzewa do lasu". Chodziło wówczas o "kłopot" w postaci konieczności sprzątania opadających liści i zmywania odchodów ptaków - wyciąć drzewa, bo trzeba sprzątać liście. Dzisiaj dochodzi argument mniej lub bardziej wydumanego zagrożenia bezpieczeństwa (w każdym razie tylko tam, gdzie jest ono zgłaszane przez osoby oceniające sytuację intuicyjnie) i wycinania drzew zamiast ich pielęgnowania. Wydaje się jednak, że powodem jest narodowa cecha Polaków - Polak zna się na wszystkim lepiej.
- A może kwestia dbałości o cmentarze to nie tyle problem urzędniczy, co kulturowy? W końcu zmienia się nasza mentalność...
- Przez setki lat, a dokładnie od soboru rzymskiego w roku 1059, cmentarze traktowane były jako miejsca szczególne, których bezczeszczenie było objęte klątwą kościelną. Do jakiego stopnia zmieniło się nasze społeczeństwo - widać również na przykładzie zachowań względem miejsc uświęconych. Mam tu na myśli okradanie kościołów i cmentarzy, kiedyś nie do pomyślenia. Miałem zaszczyt wzięcia udziału w projekcie rewaloryzacji cmentarza ewangelicko-augsburskiego przy Kościele Pokoju w Świdnicy. Obiekt ten, jako zespół o wyjątkowej wartości kulturowej i historycznej, został w całości wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Na cmentarzu tym nie ma ani jednego grobowca, który by po wojnie nie został przez naszych rodaków splądrowany.
Żeby daleko nie szukać, to kirkut - cmentarz żydowski w Białej, mimo ustawowego, ciążącego na Państwie obowiązku dbania o nieczynne cmentarze innych wyznań, przez kilkadziesiąt lat braku opieki nieomal przestał istnieć. Ostatnio proces chamienia naszego społeczeństwa zmienia nieco kierunek. Wprawdzie dewastowanie miejsc pochówków to już rzadkość (jedynie od czasu do czasu pojawiają się zwyrodnialcy rozbijający grobowce), ale kradzieże kwiatów przed Świętem Zmarłych to prawie norma. Ostatnio jednak obserwujemy inną formę wandalizmu, mianowicie - coraz bardziej powszechne niszczenie drzew na cmentarzach. Jedną z form niszczenia jest całkowite pozbawianie drzew koron (cmentarze parafialne), zezwalanie na takie przypadki wandalizmu (urzędnicy) i niszczenie drzew przez osoby opiekujące się grobami.
Przyjmijmy wreszcie do wiadomości, że zaniechanie pielęgnacji jest równoznaczne z dewastacją. Przykładem może być park, w którym wskutek braku pielęgnacji nastąpiły nieodwracalne zmiany - drzewostan parkowy zamienił się w las. Jeśli w najbliższym czasie miasto nie wykona na cmentarzu drugiego etapu redukcji koron i montażu wzmocnień konarów, to nie tylko pewne drzewa zostaną zniszczone, ale w końcu rzeczywiście może dojść do wypadku z udziałem ludzi. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Kategoria: Zieleń
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze