Artykuły
O współczesnym Prudniku z architektem: A jak ty zmieniłbyś swoją okolicę?
Autor: ROZMAWIA ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 5 - Luty 2014r. , godz.: 02:15
Łukasz Redel jest właścicielem Pracowni Projektowej "Siedemjeden Architekci", która ma swoją siedzibę w Regionalnym Inkubatorze Przedsiębiorczości przy Pl. Zamkowym w Prudniku. Z architektem rozmawiamy na temat jego najnowszej inicjatywy dotyczącej miasta, motywów jakimi kierował się, decydując na powrót z emigracji do Prudnika oraz jego oceną zmian, jakie zachodzą w naszym otoczeniu w ciągu ostatnich lat.
- Projekt o roboczej nazwie "Moja okolica" z dopiskiem "A jak ty zmieniłbyś swoją okolicę?". O co chodzi?
- Moja okolica. Miasto, wieś. Otoczenie, sąsiedztwo. Czyli moja i twoja przestrzeń, w której codziennie się poruszamy, którą sobie zorganizowaliśmy lub ktoś zrobił to za nas. To również krytyka, ale i konstruktywna dyskusja o życiu, przebywaniu i korzystaniu z rodzinnego miasta, czy wsi. To w końcu nasza i twoja propozycja, w jaki sposób ta przestrzeń może, powinna lub musi się zmienić. A ty? Zmieniłbyś coś w swojej okolicy?
- Czy prudniczanie mogą wziąć w nim udział, a jeśli tak, to jak?
- Projekt ten jest skierowany przede wszystkim do mieszkańców, nie tylko Prudnika, ale i regionu, a w swoim dalszym założeniu do każdego, kto chciałby zmienić coś w otaczającej go przestrzeni. Chcielibyśmy stworzyć swojego rodzaju panel dyskusyjny, w którym każdy chętny mógłby wypowiedzieć się na temat miejsca, w którym mieszka. Zaczynamy od strony internetowej, na której można zobaczyć mapę, z miejscami, które my chcielibyśmy zmienić, ożywić lub wskazać pod dyskusję. Żeby nie być gołosłownym, jesteśmy w trakcie tworzenia koncepcji dla niektórych z tych miejsc. Proponujemy między innymi bulwar pieszo-rowerowy nad rzeką, park na Sójczym Wzgórzu, mediatekę na rynku, kino w budynku browaru, dom seniora i kilka innych. Na początku będą to miejsca w Prudniku, ale mamy nadzieję, że jest wiele innych podobnych w okolicy i regionie. Wszystko można zobaczyć pod adresem tomojaokolica.blogspot.com. Zapraszamy wszystkich do wbicia swojej żółtej pinezki na mapie i opisania dlaczego akurat to miejsce jest warte uwagi. Mamy również kilka innych pomysłów, aby dotrzeć do mieszkańców, którzy chcieliby zabrać swój głos, ale nie mają dostępu do Internetu.
- Po co to wszystko, przecież wiadomo, że nie ma pieniędzy.
- To nie zwalnia nas jednak z myślenia o miejscu, w którym mieszkamy. Na całe szczęście pieniądze w tym konkretnym przypadku są ostatnim ogniwem łańcucha. Aby się znalazły najpierw musi być idea, koncept, który niejednokrotnie jest w stanie pokonać prawno-finansowe ograniczenia. Bardzo często odważne pomysły są zalążkiem czegoś realnego. Chodzi o budowanie świadomości przestrzeni w jakiej się poruszamy, co w niej możemy zmienić i w jaki sposób. Czy jest ona właściwie zorganizowana, czy nam przeszkadza. A przede wszystkim co chcielibyśmy w niej ulepszyć, aby móc się z nią utożsamiać, przebywać w niej, czy z chęcią do niej wracać. Podam prosty przykład. Proszę sobie wyobrazić, że za niewielkie pieniądze miasta i mieszkańców, z odrobiną pomysłu i chęci, kilkanaście lat temu, jako młodzi mieszkańcy miasta mogliśmy uczestniczyć w rodzinnym pikniku polegającym na sadzeniu drzew, np. na polach przy ulicy ks. Skowrońskiego lub innym. Każdy chętny mógł kupić i posadzić drzewo lub krzew, które teraz byłoby częścią pięknego parku, którego zresztą brakuje w tej części miasta. Czemu nie możemy tego zrobić dzisiaj? W prasie, czy na ulicy, ciągle słychać głosy, że coś jest złe i źle zaplanowane, coś niepotrzebne, a czegoś innego brakuje. Zbierzmy to wszystko w jednym miejscu i zastanówmy się czego to miasto naprawdę potrzebuje, aby mieszkańcy nie chcieli stąd uciekać, a turyści pragnęli tu przyjeżdżać.
- Reprezentujesz Pracownię Projektową "Siedemjeden Architekci", która niedawno zadomowiła się w inkubatorze przedsiębiorczości przy Pl. Zamkowym. Należysz do - niestety - wyjątkowych Polaków, którzy wrócili z emigracji. Jak to się stało?
- W wielkim skrócie, ponieważ historia jest dość długa i zawiła, jakiś rok po studiach i pracy we Wrocławiu, wraz z żoną wyjechałem do Wielkiej Brytanii, gdzie znalazłem pracę w dużym biurze architektonicznym EllisWilliams Architects. Spędziłem w nim pięć lat i miałem szczęście pracować przy wielu ciekawych projektach w samej Anglii i Walii, ale i na Tajwanie czy w Gruzji. Początki były trudne, ale z każdym rokiem oswajaliśmy się z życiem na emigracji. Mimo, że żyło się coraz lepiej, wiedzieliśmy, że nie jest to wyjazd na stałe. Sama decyzja o powrocie była dość impulsywna i praktycznie w miesiąc byliśmy spakowani. Pojawiła się możliwość założenia własnej pracowni architektonicznej, którą teraz małymi krokami staram się rozwijać.
- Nie żałujesz swojej decyzji?
- Oczywiście zdarza się, że przychodzą chwile zwątpienia i zrezygnowania. Wtedy też przechodzi mi przez głowę myśl, że mogliśmy zostać. Ale już po chwili uświadamiam sobie, że wreszcie robię to, co naprawdę sprawia mi ogromną przyjemność. Że to nie tylko praca, ale i pasja, która daje ogrom satysfakcji. No i wreszcie pracuję na własny rachunek. Myślę, że bardziej bym żałował, gdybym nie wrócił.
- Ktoś powie, że jesteś prawdziwym desperatem, bo nie dość że wróciłeś do Polski, to jeszcze do rodzinnego Prudnika, niewielkiego przecież miasta, w którym trudno o karierę w porównaniu z dużymi ośrodkami, takimi jak Wrocław, Poznań, czy Warszawa. Nic nie ujmując Prudnikowi, taki jest urok prowincjonalnych miast.
- Fakt, była to radykalna zmiana w moim życiu i to wcale nie na lepsze. Powiedzmy, że to taka forma "desperacji kontrolowanej". A tak na poważnie, to nie do końca się z tym mogę zgodzić. Dla kogoś kto ma głowę pełną pomysłów i stara się te pomysły wdrażać, nie powinno mieć znaczenia w jakim miejscu się realizuje. Oczywiście duże miasta oferują więcej możliwości, jeśli chodzi o rodzaj działalności, rynek zbytu, itp., ale jednocześnie wzrasta konkurencja. Poza tym, niejednokrotnie miasta te są tak nasycone danymi specjalistami lub usługami, że niektórzy nie mają innego wyjścia jak przebranżowić się. A tego bym nie chciał. Kwestię różnic pomiędzy Polską, a (w moim przypadku) Anglią, czyli tzw. Zachodem, pozostawię bez komentarza.
- Czym zajmuje się wasza pracownia?
- Zajmujemy się projektowaniem architektoniczno-budowlanym budynków mieszkalnych i usługowych. Nasza działalność obejmuje pełen zakres prac projektowych: od opracowania koncepcji, poprzez wykonanie całościowych wielobranżowych projektów, uzgodnienia i pozwolenia, po nadzory autorskie. Doradztwo w zakresie projektowania nowych obiektów budowlanych, jak również w zakresie rozbudowy, przebudowy lub nadbudowy oraz zmiany sposobu użytkowania obiektów już istniejących. Mamy również w dorobku kilka projektów wnętrz. Zajmujemy się także grafiką komputerową i przygotowaniem identyfikacji wizualnej firm.
- Jak wam idą interesy?
- Trudno w tej chwili powiedzieć, początki są zawsze trudne i niepewne. Pracujemy jednak nad kilkoma tematami we Wrocławiu, w Prudniku i okolicach. Ale nie ograniczamy się tylko do regionu. Mamy za sobą tematy dla galerii w Katowicach i Poznaniu czy też w Rzeszowie. Jesteśmy w trakcie przebudowy naszej strony internetowej 71a.pl, gdzie znajdzie się nasze zaktualizowane portfolio. Zapraszam.
- Porozmawiajmy o Prudniku. Po 1989 roku miasto bardzo się zmieniło. Odnowiono wiele ulic, całe kwartały budynków, podwórka, i to trzeba docenić. Nie uważasz jednak, że czegoś zabrakło w tych zmianach? Przy odnawianiu elewacji nie zawsze dba się o detale, niektóre znikają, choć nie w takim zakresie, jak to było w PRL-u. Nie dba się również o indywidualizację wizerunku nieruchomości, zwłaszcza w strefie zabytkowej. Kamienice są do siebie podobne, nawet kolorystycznie wszystko jest w tej samej tonacji.
- Sam program Rewitalizacji Miasta Prudnika na lata 2009-2015, jest jak najbardziej słuszny i potrzebny, natomiast już jego składowe nie zawsze idą w parze z jej głównym celem. Przykładem może być renowacja elewacji niektórych kamienic, przy jednoczesnym pominięciu ich wnętrza, czy podwórza, a co za tym idzie głównych potrzeb mieszkańców. Przypomina mi to plan filmowy westernu, gdzie udająca elewację budynku fasada, podparta jest z tyłu kilkoma drewnianymi belkami. Skoro więc brakuje pieniędzy na te podstawowe cele, to nie powinno dziwić, że nie liczono się z kosztowną renowacją detalu. Jeśli chodzi o kolorystykę, jestem zwolennikiem raczej spokojnej tonacji, już wystarczająco głośno krzyczą do nas kolory wszechobecnej reklamy.
- Pozwólmy czytelnikom skonkretyzować naszą rozmowę na przykładzie. Na ulicy Sobieskiego zrealizowano I etap unijnego projektu "Rewitalizacja infrastruktury śródmieścia Prudnika". Jakbyś ocenił tę ulicę jako przestrzeń dla mieszkańców i gości Prudnika? To swego rodzaju miejski deptak. W skrócie plusy i minusy.
- Na wstępie, wydłużyłbym ten deptak i zamknąłbym ruch aż do Wieży Bramy Dolnej, z poszerzeniem chodnika w jej pobliżu. W tej chwili główna atrakcja tej ulicy, czyli studnia, znajduje się w pasie drogi, czy też dzikiego parkingu, przez niefortunnie ustawiony znak. Każda przestrzeń, w którą nie ingeruje ruch samochodowy jest przyjemna i ta ulica niewątpliwie do takiej należy. Docenić należy uporządkowaną zieleń, miejsca do wypoczynku, stylizowane lampy i nową nawierzchnię. Gryzie się to jednak z obskurnym murem targowiska i brakiem plomby w tym miejscu, czy też całkowicie zapomnianymi ulicami Łukową i Kościelną. To właśnie takie uliczki powinny budować klimat centrum miasta. Niestety podział między kilkoma kosmetycznymi zabiegami na tej ulicy, zresztą in plus, a zaniedbaną resztą, jest tak wyraźny jak linia farby na odnowionej kamienicy Sobieskiego 2 i szarym łukiem na Kościelnej.
- Czy nie jest tak, że są pieniądze, jest potencjał, ale nie potrafimy tego wykorzystać?
- Jest przede wszystkim potencjał. Tego jestem pewien. A jeśli dane miejsce, budynek czy wydarzenie, ma potencjał i niesie ze sobą korzyści dla mieszkańców czy okolicy, to prędzej czy później pieniądze się znajdą, albo powinny się znaleźć. To, czy ktoś umie to wykorzystać to już inny problem. W tym miejscu zaczyna się już polityka, z którą staram się mieć jak najmniej do czynienia.
- Reklamy na terenie Prudnika. Chaos, bylejakość, przypadkowość. Zgadzasz się z tym?
- Bez dwóch zdań. Nie jest to jednak problem tylko naszego miasta, to się dzieje wszędzie. Mam wrażenie, że już dawno straciliśmy nad tym kontrolę. Mówię tu również o reklamie nielegalnie wiszącej na płotach, czy murach. Co jakiś czas można usłyszeć, że ktoś z tym próbuje, w mniej lub bardziej skuteczny sposób walczyć. Jakaś grupa młodych ludzi z nożyczkami odcinająca nielegalne banery na płotach, czy straż miejska, która bez przerwy i nieustannie dzwoni do właścicieli reklam, aby je ściągnęli. Dopóki nie będzie osoby i/lub instytucji odpowiedzialnej za kontrolę, w jaki sposób reklama jest prezentowana w danym miejscu, dopóty będzie ona nas straszyć zza każdego rogu.
- Teraz pytania o kilka inwestycji. Twoja ocena, jako architekta: hala targowa w Prudniku - jak to jest, że dawną zabudowę dwu- i trzykondygnacyjną charakterystyczną dla prudnickiej starówki zastępuje się parterową halą? Nie można było zrobić choćby imitacji kolejnej kondygnacji?
- Przyznam, że nie znam całej genezy powstania hali i powodu przeniesienia targowiska. Jeśli projekt z założenia nie miał "zastępować" dawnej zabudowy, tworzenie imitacji kolejnej kondygnacji, byłoby nieekonomiczne i bez większego sensu. Natomiast jeśli już stawiamy budynek piętrowy, ciężko mi sobie w nim wyobrazić halę targową. Imitacją w tym przypadku są "ściany" z plandeki, które z tego co wiem nie spełniają swojej roli, prócz ochrony przed deszczem. Myślę, że problemem tego budynku stała się jego skala i niedostosowanie go do potrzeb i ilości najemców. Problem jest jednak o wiele bardziej złożony, bo z jednej strony mamy handlujących, którzy nie chcą być przeniesieni poza centrum miasta, a z drugiej strony gminę, która musiała znaleźć dla nich najodpowiedniejsze miejsce. Gdzieś po środku jest natomiast projektant, który najczęściej obrywa za stan rzeczy. Niestety, w centrum nie widzę lepszej lokalizacji.
- Willa Fränkla, czyli nowa siedziba Prudnickiego Ośrodka Kultury.
- Mam na to swoje powiedzenie, że "o problemach się dyskutuje, a sukcesy chwali". Tu nie ma o czym dyskutować, piękny przykład, jak od początku do końca, z wielkim poświęceniem i dbałością o detale, przywraca się dawną świetność budynkowi wraz z jego otoczeniem. Tzw. Biały Dom już sam w sobie jest piękną budowlą, natomiast teraz to perełka wśród prudnickich atrakcji. Cieszę się, że nie poprzestano tylko na pokolorowaniu elewacji, ale i zadbano o odpowiednie oświetlenie i teren wokół obecnego domu kultury, który jest skrzętnie wykorzystywany przy każdej możliwej okazji i imprezie. Jak dla mnie pełny sukces, więc chwalę.
- Wieża Woka, odważna forma odbudowy średniowiecznego zabytku.
- W okresie letnim prawie codziennie widzę z okna pracowni liczne wycieczki zmierzające w kierunku wieży. Widać, że obiekt cieszy się wielkim zainteresowaniem, nie tylko mieszkańców, ale i przyjezdnych. Za odważną formę należą się brawa, można wejść, dotknąć, pozaglądać i wreszcie ujrzeć piękną panoramę miasta. W czasach, gdy funkcjonował "mały" szpital, lub "biały", jak go kiedyś nazywano, wieża straszyła swoim wyglądem i stanem technicznym. Przyznam, że nie wierzyłem, że tak się zmieni. Kolejny punkt na mapie atrakcji miasta. Więcej takich proszę!
- W Prudniku po 1989 r. powstały w kilku miejscach niewielkie, parterowe budynki usługowo-handlowe, często w miejscach wyburzonych po wojnie okazałych kamienic. Takie były wtedy czasy, możliwości finansowe przedsiębiorców i trudno to potępiać. Dziś te obiekty szpecą staromiejską zabudowę, ale wiadomo, że właściciele raczej nie będą mieli środków na ich przebudowę. Czy jest jakakolwiek szansa by to zmienić?
- Z jednej strony rozumiem właścicieli takich miejsc, którzy chcą po prostu na nich zarobić. Najprawdopodobniej gdyby nie sieci handlowe, lub podobni inwestorzy, tego typu miejsca dalej świeciłyby pustkami. Taka jest specyfika miasta tej wielkości i jego obecnej kondycji. Brakuje inwestorów, którzy zwracaliby uwagę czy ich inwestycja wpisuje się w daną przestrzeń miasta. Przykładów w Prudniku jest wiele. Z drugiej strony mamy miasto, które na tego typu realizacje zezwala, nie widząc innej możliwości zagospodarowania terenu. Trzeba się również zastanowić czy stać nas na odbudowywanie kamienic w ich dawnej formie. Czy jest szansa to zmienić? Jeśli miasto będzie coraz bardziej atrakcyjne dla inwestorów, każde takie miejsce w centrum miasta będzie na wagę złota i nikt sobie nie pozwoli na wybudowanie "parterówki". Pytanie tylko kiedy to się stanie.
- Co prawda przez Prudnik nie przepływa okazała rzeka, ale trudno nie dostrzec wpływu rzeki Prudnik i Złotego Potoku na krajobraz miasta otoczonego wodą. Jest takie utarte określenie, że jakieś miasto "odwróciło się" od rzeki. Z Prudnikiem jest tak samo. Wzdłuż rzek prowadzą dzikie ścieżki, a przecież mogłyby to być w miarę atrakcyjne tereny spacerowe lub rowerowe. Oczywiście nie chodzi o opasanie nimi całego miasta, aczkolwiek wyjątkowe położenie Prudnika pozwoliłoby na stworzenie nadrzecznej ścieżki otaczającej miasto.
- Zgadzam się. W Polsce od kilku lat realizuje się udane projekty i konkursy, które mają na celu "wciągnąć" rzekę w życie miasta. Niestety, Prudnik należy do takich miast, które o rzece całkowicie zapomniało, a posiada wielki potencjał z nią związany. To już nie są czasy, gdy każdego ranka zgadywało się jaki kolor będzie miała rzeka. Dziś widzimy całe rodziny brodzące w wodzie, gdzie pływają pstrągi. Urządza się pikniki w jej pobliżu, czy wzdłuż niej spaceruje.
Jednym z naszych pierwszych pomysłów jest właśnie stworzenie wspomnianego wcześniej bulwaru okalającego miasto, ze ścieżkami spacerowymi i rowerowymi, ławkami, punktami widokowymi, plażą i tarasami tuż nad wodą. W naszej propozycji bulwar rozciąga się od mostu przy ulicy Konopnickiej (Wiejskiej), aż po most na ulicy Nyskiej. Planujemy również zagospodarować skwer kasztanowy przy ul. Kochanowskiego. Po drugiej stronie tamy, znajdzie się całoroczny plac zabaw, pawilon usługowo-handlowy i mini orlik, z boiskiem do beach soccera, siatkówki plażowej i tory boule. W zimie mogłoby tam funkcjonować lodowisko.
Zdaję sobie sprawę, że przy tego typu inwestycjach, pojawiają się głosy, że po co inwestować na terenach zalewowych. Myślę, jednak, że przy odpowiednich zabiegach regulacyjnych rzeki, jest to możliwe. Inna sprawa, że jak przychodzi powódź stulecia, to terenem zalewowym staje się znaczna część miasta.
- "Frotex", ogromne poprzemysłowe tereny, wykorzystywane dziś tylko w części. Słyszałem już głosy, że najłatwiej byłoby wyburzyć zabytkowe, a więc problematyczne, hale i stworzyć tutaj tereny inwestycyjne. Jak ratować ten teren, żeby nie zamienił się w ruinę? A może po prostu uznać, że taka jest kolej rzeczy i pozwolić by niepotrzebne miastu tereny zamieniły się w przysłowiową łąkę?
- W wielu miejscach w kraju i za granicą, tereny poprzemysłowe są na wagę złota. Lista możliwości ich wykorzystania jest bardzo długa. Budynki industrialne często zamienia się na, bardzo modne, lofty. Całe hale adaptuje się na centra wspinaczkowe, tory gokartowe, pola paintball czy niewielką produkcję. Mam nadzieję, że w przypadku "Froteksu", jego wyburzenie będzie ostatecznością. Nie sztuką jest wszystko wyburzyć, zresztą sporym kosztem, a później liczyć na to, że inwestorzy będą chcieli tam inwestować. Bardzo wiele zależy też od zapisów w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego oraz samych właścicieli. Mam wielką nadzieję, że metr po metrze, hala po hali, te tereny wrócą do mieszkańców i miasta w różnych formach.
- Rynek, to był bodaj pierwszy obszar w mieście zmieniony w tak pełnym zakresie, jak go oceniasz? Co z nieodbudowaną zabudową śródrynkową?
- Zasadnicze pytanie czy w tym miejscu chcemy przebywać, czy tylko przez nie przejść. Pomimo jego modernizacji, ciągle mi w nim czegoś brakuje. Wydaje się być pusty i bezduszny. Nie chodzi mi już tutaj tylko o brak ludzi, brak aktywności, ale o elementy zachęcające do przebywania w tym miejscu. Zieleń istniejąca wydaje się być nie do końca uporządkowana i służy smakoszom tanich trunków do chowania się w cieniu. Jest fontanna, ale w upalne dni to jak fatamorgana na pustyni. Są też ławki ustawione do siebie ‘plecami’, ale po co? Momentami tylko gołębie i latające za nimi dzieciaki wydają się ożywiać tą przestrzeń. Kilka drobnych zabiegów mogłoby pobudzić to miejsce, np. stoły do szachów, delikatne zadaszenia z siedziskami nie tylko w postaci ławek, fontanna posadzkowa, która mogłaby być podłączana do hydrantu na czas upałów. Jeśli stawiamy tutaj stragany to połączmy je z zielenią, siedziskami czy stolikami. Tak naprawdę to na rynku powinny się kumulować wszystkie kawiarenki, lodziarnie, ogródki piwne, ale wiadomo jaka jest sytuacja, ceny wynajmu itd. Pozostają nam witryny banków zachęcające do zadłużania się.
Jeśli chodzi o dawną zabudowę śródrynkową, to jak najbardziej starałbym się odtworzyć jej kubaturę, ale tylko do połowy jej długości. Byłbym za formą nowoczesną, ale z zachowaniem kształtu, spadku dachów itp. Widziałbym tutaj kawiarnię z prawdziwego zdarzenia, może połączoną z biblioteką, albo idąc dalej z mediateką. Parter starłbym się utrzymać jak najbardziej otwarty, aby mógł być zapleczem np. dla letniej sceny koncertowej. Takie tam bujanie w obłokach. Nie mniej jednak, sam rynek, ale i ta zabudowa to tak newralgiczne miejsce w mieście, że bez rozpisania ogólnopolskiego konkursu architektonicznego nie podejmowałbym się tematu. O takich miejscach trzeba dyskutować, analizować, a nie tylko rozpisać przetarg i brać za kryterium oceny jedynie najniższą cenę. To do niczego dobrego nie prowadzi.
- Park i kompleks boisk z placem zabaw.
- Cieszę się, że dzisiejsza młodzież może korzystać z tego typu obiektów. Kiedy ja latałem z piłką po mieście, kilkanaście lat temu, mogłem tylko pomarzyć o takich boiskach. Widać, że mieszkańcy chętnie z nich korzystają. Bardzo duży przedział wiekowy użytkowników, jest tu również bardzo pozytywnym aspektem.
Po ilości dzieci i rodziców w okresie letnim, ale i zimowym, widać jak bardzo miastu brakuje placów zabaw z prawdziwego zdarzenia. Sam plac zabaw w parku nie ma alternatywy w innej części miasta, dlatego jest bardzo oblegany. Mam nadzieję, że nowo projektowany plac na Sójczym Wzgórzu, pozwoli jeszcze większej ilości dzieci skorzystać z tego typu atrakcji. Chciałbym również, aby uniknięto kilku błędów, które pojawiły się w parku, jak nie do końca przemyślana nawierzchnia w niektórych miejscach, kilka niespełniających swoich funkcji urządzeń, czy też (już poza placem zabaw), korytkowe rampy na schodach, po których nie sposób wjechać niektórymi wózkami.
- Byłeś wśród osób, które podpisały się pod apelem, by nie likwidować mostu na Batorego i zastąpienia go nową konstrukcją? Dlaczego?
- Już sama wizualizacja mostu na stronie głównej gazety nie przypadła mi do gustu. Przypominało mi to jakiś łukowy wiadukt kolejowy, a nie główny i reprezentacyjny most w centrum miasta. Inna rzecz, że zaproponowana konstrukcja kłóciłaby się z jedną z naszych idei utworzenia bulwaru w tym miejscu i otworzeniu się na rzekę. Taka forma mostu dodatkowo stworzyłaby nieprzyjemne wrażenie tunelu i pogłębiła problem odwrócenia się od rzeki. Sam most, choć zaniedbany, posiada bardzo ciekawą konstrukcję. Nie widać tego, gdy codziennie po nim jedziemy lub przechodzimy. Postulowałbym, aby próbować przywrócić mu dawną świetność uwidocznioną na starych fotografiach czy pocztówkach.
Problemem ciągle pozostaje jego szerokość, a raczej jej brak spowodowany umiejscowieniem rozdzielni n/n po jednej stronie, a budynku mieszkalnego po drugiej stronie mostu.
- Pytanie ogólne na koniec - pytanie do architekta: Czy Prudnik jest ładnym miastem?
- Odpowiem w ten sposób. Jako architekt uważam, że nie jest. Nie ma na czym, mówiąc kolokwialnie, zawiesić oka. Jest niewiele miejsc, które są ciekawe architektonicznie. Oczywiście trzeba brać pod uwagę wielkość miasta. Jako "architekt-wizjoner", uważam, że miasto, ze względu na swoje położenie geograficzne oraz tkankę miejską ma ogromny, niewykorzystany potencjał. Natomiast jako prudniczanin, uważam, że jest bardzo ładne. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli mówimy o ładnym mieście, najczęściej mamy na myśli jego część, stare miasto, park albo miejsce, z którym wiążemy miłe wspomnienia. Wrocław, na przykład, jest uważany za jedno z najładniejszych miast w Polsce, ale są też w nim miejsca, w które warto się nie zapuszczać. Z Prudnikiem jest podobnie. Podczas mojej kilkuletniej nieobecności, miasto zmieniło się nie do poznania, ale wciąż są w nim miejsca, które potrzebują naszej uwagi. Wierzę w to miasto, inaczej nie chodziłbym tu codziennie do pracy.
- Dziękuję za rozmowę.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Estetyka otoczenia
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze