Artykuły
Człowiek gór: Tyle jesteśmy warci, ile nas życie sprawdziło
Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 27 - Listopad 2013r. , godz.: 11:56
Wydawałoby się, że były alpinista i taternik będzie w zachwycie mówił o zdobywaniu najwyższych szczytów świata. Można było podejrzewać, że z dumą Polaka będzie wspominał o wybitnych osiągnięciach polskich himalaistów. Nic z tych rzeczy. Michał Jagiełło nie pozostawił uczestnikom sobotniego (16.11) spotkania w schronisku młodzieżowym w Wieszczynie żadnych wątpliwości: - Nie ma takich wartości, dla których można by, bez rozgrzeszenia, ofiarowywać swoje młode życie.
Były wiceminister (przez 8 lat!), poeta, eseista, publicysta okazał się być człowiekiem trzeźwo patrzącym na przeszłość. Nie tylko tą związaną z górami. Życiorys urodzonego w 1941 r. Jagiełły wydaje się być pełen sprzeczności.
Był w KC
Od 1966 r. był członkiem partii, w grudniu 1980 r. został zastępcą kierownika Wydziału Kultury Komitetu Centralnego PZPR. Karierowicz? Bynajmniej, w chwili ogłoszenia stanu wojennego, jak wielu Polaków, oddał legitymację partyjną, przekreślając swoją zawodową przyszłość i związując się z opozycją demokratyczną. Jesienią 1989 r. powołano go na stanowisko wiceministra, które pełnił przez osiem następnych lat, radząc sobie w raczkującej jeszcze demokracji III RP. Od 1998 do 2007 r. był dyrektorem Biblioteki Narodowej. W 2009 r. odznaczony został przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego krzyżemKomandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Jednak to nie z powodu jego kariery politycznej i zawodowej Józef Michalczewski zaprosił go do Wieszczyny, ale ze względu na jego pracę w górach i pasję. Jagiełło był bowiem przez wiele lat taternikiem i ratownikiem TOPR. Uczestniczył w ponad 250 akcjach ratowniczych. Parał się również z sukcesami alpinizmem. Jednocześnie talent pisarski sprawił, że górskie przeżycia potrafił przelać na karty książek, w wiersze i artykuły prasowe.
I trochę polityki
Autor "Wołania w górach" nie odrzuca zupełnie czasów socjalizmu. Z trudem pojmuje ludzi jednoznaczne określających swój stosunek do czasów przed i po 1989 r., w obie strony. Zauważył, że wiele osób sądziło, że po przemianie ustroju w Polsce będzie tak jak w czasach Gierka, będzie bezpieczeństwo, mieszkanie i praca, a jednocześnie płace będą takie jak na Zachodzie. Mylili się.
- Tyle jesteśmy warci, ile nas życie sprawdziło - mówił. - Ten ma szczęście, kto nie był sprawdzany. Ktoś mówi, że nigdy w więzieniu nie sypnąłby towarzysza. A byłeś sprawdzany? Oczywiście nie jestem za tym, aby sypać, ale najpierw trzeba być sprawdzonym.
Jagiełło wspomniał o swoim ateizmie i braku zrozumienia dla "religii smoleńskiej" (bez rozwijania tematu). Mówił o "sprawie taterników", bezpiece, która szukała na niego haka i o szaleństwie lustracji. Przyznał również jaką ma emeryturę. Otóż m.in. były dyrektor Biblioteki Narodowej (8 lat) i wiceminister dostaje... 3160 zł emerytury. Dla zwykłego emeryta to i tak spora kwota, ale z drugiej strony niewiele ma wspólnego z wyobrażeniami na ten temat, kiedy zwykły Polak ma pewność, że taka szycha zgarnia w jesieni życia co najmniej 10 tys. zł miesięcznie.
Największe uznanie dla poety
Czytał wiersze, tłumacząc w jakich okolicznościach powstały. Często używa w nich nazwy miejscowe z obszaru Tatr. Wspomniał również o okolicznościach kiedy poeta może poczuć, że jego praca jest doceniona, wyżej niż jakakolwiek nagroda literacka. Otóż kiedyś, zupełnie przypadkowo, już jako emerytowany taternik, odwiedził dyżurkę TOPR w schronisku i nad łóżkiem jednego z młodych ratowników zauważył kartkę z... jednym ze swoich wierszy. Takich chwil się nie zapomina. Innym razem poproszono go, by jeden z jego wierszy znalazł się na tablicy pamiątkowej poświęconej trzem osobom, które zginęły pod lawiną ("Zostały po nas stopnie / Wyrąbane w ścianie wiatru").
- Czy może być większe uznanie dla człowieka, który coś tam skrobie? - pytał retorycznie Jagiełło.
Pozostając przy poezji Jagiełło zauważył, że dziś poezja "sprzedaje" się bardzo słabo. Najczęściej bywa tak, że poeci wydają swoje tomiki sami, finansując ich niski nakład i prosząc wydawcę, by ten tego faktu nie ujawniał na kartach publikacji.
Mnie to nie bawi
M. Jagiełło: - Andrzejowi Zawadzie, u niego w domu, zadałem takie pytanie: Andrzej, dlaczegóż to narody alpejskie: Niemcy, Szwajcarzy, Amerykanie, Kanadyjczycy, Nowozelandczycy, nie stoją w kolejce, żeby się ścigać, kto pierwszy wejdzie zimą na ośmiotysięcznik? On spuścił głowę, bo wiedział. Z prostego wyliczenia wynika, że co piąty, czy co szósty ginie... Poza tym to jest loteria. Niekoniecznie wychodzi najlepszy, tylko ten, kto trafi na okno pogodowe, że jest minus dwadzieścia pięć, a nie minus czterdzieści, że wiatr nie napieprza sto pięćdziesiąt na godzinę, tylko sześćdziesiąt. Andrzej mówi od razu - my tu przecież Polacy, Somosierra. Mnie to nie bawi. Wolałbym, żeby ci ludzie żyli. Ale to są ich wybory.
Kochani, jesteśmy sieknięci!
Dlaczego góry mają swoich zdeklarowanych sympatyków, którzy nie potrafią bez nich żyć?
- Każdy przedstawiciel i każda przedstawicielka gatunku homo sapiens jest osobą twórczą. Nie każdy odważy się malować, śpiewać, pisać wiersze. Dlaczego chodzi się po górach? Nie tylko ze względów fizjologicznych - lepiej się potem czuję, oczywiście po tym jak mi zakwasy przejdą. Ale przecież jesień mi się podoba albo wiosna, kolory i tak dalej. To jest to. Wanda (Rutkiewicz - przy red.) była osobowością twórczą. A to znaczy, że ma bardzo silnie rozwinięte ego. Ja! Zauważcie, że do gór lgną ludzie bardzo inteligentni, ponad przeciętną, często niepokorni, szukający sobie jakiegoś azylu. Czasem są to ucieczkowe sprawy - mam nudną pracę, ale w górach jestem gościówą, czy gościem. To jest też jakiś rodzaj promowania siebie. Nie śpiewam na scenie, ale powiedzmy, że wczoraj byłam na Kopie. Dlaczego nie?
Jagiełło wspomniał, że w 1981 Wanda Rutkiewicz podczas nagrywania filmu powiedziała pół żartem pół serio coś takiego: "A może w górach, przy wysiłku, może dzięki widokom, albo wysokości, udziela się jakiś nieznany jeszcze hormon, nazwijmy go góroliną, który działa jak narkotyk?" Dlatego właśnie potem tak bardzo brakuje nam gór, wysiłku, ale w górach. Teraz już wiadomo, że to nie chodzi tylko o adrenalinę, ale o endorfiny. Te uwalniają się w sposób szczególny w górach. To wysiłek w górach połączony z widokami, burzą, deszczem, niezwykłym krajobrazem, do tego organizm odczuwający, że jest wyżej. Na jednych działa to ostrzej, tak jak narkotyki, alkohol. Niewątpliwie mamy do czynienia z czymś w rodzaju uzależnienia. Kochani, jesteśmy sieknięci, ale bywają gorsze uzależnienia.
Bohater spotkania opowiadał, gdy podczas ministerialnej pracy w Warszawie, by "nie zwariować", w każdej wolnej chwili uciekał w Tatry nawet tylko na kilka godzin.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Wędrowiec - dodatek turystyczny
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze