Artykuły
Śladem naszych artykułów: Prudnickie Centrum Magii, czyli o sytuacji w szpitalu
Publikacja: Środa, 18 - Wrzesień 2013r. , godz.: 12:03
Jeżeli rozgoryczeni pogarszającą się od lat w prudnickim szpitalu sytuacją pracownicy liczyli na skuteczne reformy nowego Prezesa Zarządu, dr Anatola Majchera, po raz kolejny przyszło im się srodze zawieść.
Trwające od kilku miesięcy rewolucje, rozgłaszane ochoczo opinii publicznej na posiedzeniach Rady Gminy, dla personelu PCM-u okazały się dokładnie tak straszne, jak je malują.
Osoby trzecie, oczarowane zręczną retoryką Prezesa, nie kryją entuzjazmu. "Wreszcie właściwy człowiek na właściwym stanowisku" - mówią. Jednak należy zadać sobie pytanie, czy trawa jest równie zielona dla wszystkich, czy też może za pięknymi słowami kryją się zgoła nieszlachetne pobudki. Szanowni Czytelnicy niewątpliwie zasługują na poznanie faktów.
A fakty są smutne i brutalne. Anatol Majcher od momentu powołania go na stanowisko, z uporem maniaka realizuje swój nieskazitelny plan oszczędnościowy dla szpitala. W praktyce odbywa się to jednak kosztem najbardziej niewinnych. Średni personel, dostając znienacka wypowiedzenia warunków pracy i płacy obniżających ich i tak skąpe pensje o ponad 20% - uzasadnione, a jakże, "trudną sytuacją ekonomiczną Spółki" - sprzeciwił się decyzji Przełożonego. I powiedzmy sobie szczerze - czy niesłusznie? Czy pracownicy tutejszego PCM-u naprawdę żądają cudu, podnosząc argument, że cięcia pensji, jeśli już są konieczne, powinny dotyczyć wszystkich po równo, a nie tylko ich? Czy przesadzają, domagając się bieżącego informowania o czekających ich zmianach zamiast stawiania przed faktem dokonanym oraz wskazując, że okrzyczane długi Spółki są w zasadzie pozorne? Otóż nie, i wie o tym każdy, kto zada sobie trud poznania specyfiki finansowania branży medycznej z NFZ, gdzie następująca w pierwszym półroczu strata jest nieunikniona, ponieważ "nadwykonania" są płacone dopiero
w drugiej połowie roku! I to one właśnie wpływają na bilans jednostki, co jednak Prezes w swojej decyzji zręcznie pominął - w przeciwieństwie do głównych zainteresowanych, którzy postanowili zabrać w tej sprawie głos. I tak oto rozpoczęły się więc liczne zebrania, konferencje i szeroko pojęte mediacje ze Starostą Prudnickim, Radosławem Roszkowskim, które podsumować można jednym słowem: farsa. Okazuje się bowiem, że zarówno Rada Nadzorcza, jak i władze powiatu... nie mają kompetencji do choćby prób podważenia decyzji Pana Majchera. Tak właśnie. Mimo, że to właśnie Starostwo narzuciło Prezesowi kwotę, jaką musi we wskazanym czasie uzyskać - choćby ogniem i mieczem - obecnie jest zszokowane i zgorszone jego niemoralną i bezduszną postawą. Pomijając brak poszanowania czasu Personelu (przedstawiciele Rady, która "całym sercem jest za pracownikami" uznali za stosowne spóźnić się ponad godzinę na zaplanowane spotkanie) i padające ze strony Prezesa niekulturalne słowa, w których dał wyraz swoim prawdziwym intencjom, wprost artykułując która część jego ciała jest zainteresowana kwestią zabezpieczenia bytu Pracowników i ich rodzin, należy zadać sobie pytanie, czy organ, który nic nie może, na pewno powinien istnieć. Skoro Rada Nadzorcza nie spełnia swoich statutowych funkcji - rozwiążmy Radę Nadzorczą! Jeśli Starosta umywa ręce od spraw niewygodnych, być może powinien poprzestać na przecinaniu wstęg i odbieraniu kwiatów od przedszkolaków.
Posługując się telegraficznym skrótem, okryte sławą sposoby reperowanie budżetu szpitala, wydają się co najmniej dyskusyjne. Celem przykładu warto wspomnieć o myciu karetek wodą z wiadra na szpitalnym bruku (ciekawe, co na to ekolodzy...), dozowaniu wody pitnej w upalne dni (ciekawe, co na to Inspekcja Pracy...) czy zakup środków medycznych w wersji promocyjnej (ciekawe co na to, cóż, w zasadzie każdy, kto naraża się na zakażenia, będąc opatrywany w dziurawiących się na potęgę rękawiczkach...). Jednak przyznać trzeba, że poczynione zyski bynajmniej nie idą na marne - bo każdy chyba potwierdzi, że nowo założona klimatyzacja w gabinetach szefostwa to żadna fanaberia. Przecież decyzje o radykalnych zwolnieniach wykwalifikowanych ludzi muszą być podejmowane na chłodno.
Zatem nie, nie jest prawdą zeszłotygodniowa wypowiedź Pana Prezesa do prasy, jakoby "problem został rozwiązany". Zatrudnianie własnych "zaufanych" osób pięć minut po bezpodstawnym odwołaniu zajmujących te same stanowiska wieloletnich pracowników, a następnie zapewnianie im szalenie elastycznych godzin pracy, ażeby bez przeszkód mogli podróżować do i z pracy Lexusem Szefa. Kontrowersyjny dobór nowych lekarzy (w tym 75-letniego internisty z Białej, którego wieloletniego doświadczenia nikt nie ośmieli się podważyć, niemniej jednak jego sprawność manualna i czas reakcji już budzi wątpliwości), jak również partycypowanie w utrzymaniu przyobiecanych im mieszkań. Wzywanie ratowników medycznych na indywidualne rozmowy, przedstawianie im aneksów do umowy o pracę jako propozycji nie do odrzucenia, aby upewnić się, że są zastraszeni na tyle, by nie zaskarżyć warunków wypowiedzenia. PRZYPADKOWE pomyłki w liczbach wskazujących wysokość przychodów (70 tysięcy złotych to nie dokładnie to samo, co 700 tysięcy), kwot wynagrodzeń (dziwnym trafem, nikt nie pokusił się na ich unettowienie), okresach czasu w jakich zyski zostały osiągnięte. Oto realia, z którymi muszą się zmagać prudniccy ratownicy i pielęgniarze, tocząc jednocześnie nierówną walkę o przetrwanie, zarabiając, bez zbytniej przesady, marne grosze za - de facto - ratowanie ludzkiego życia. Więc raz jeszcze: nie, problem nie został rozwiązany. Chyba, że rozwiązywanie problemu odbywa się w myśl złotej zasady "Zrobimy tak, jak ja chcę - a Wy spróbujecie się z tym pogodzić". Cóż, w innych placówkach, które mogą szczycić się mianem zarządzanych niegdyś przez Anatola Majchera, poskutkowało...
Sytuacja wygląda więc następująco: od Pracowników wymaga się wyrozumiałości i biernego akceptowania rzekomo trudnej sytuacji Pracodawcy, natomiast Pracodawca ma święte prawo poczynać sobie dowolnie śmiało i przekraczać wszelkie granice. Niezwykle wygodne. Prześmiewczość kwestii tkwi również w fakcie, że nie zostały wyciągnięte żadne sensowne wnioski, mimo tego, iż nie zdarza się przecież ona po raz pierwszy! Być może Drodzy Czytelnicy wciąż pamiętają słynną rewolucję FALCKowską, która zakończyła się utworzeniem relatywnie sprawnie prosperującego ratownictwa medycznego. Udało się tego dokonać jedynie dzięki uporowi i niezłomności tych samych Pracowników, którzy - wówczas nagradzani setkami podziękowań za wkład
i zaangażowanie - obecnie znowu przechodzą przez podobną paranoję. Być może w tym szaleństwie jest metoda, ale najwyraźniej należy ukończyć studia doktoranckie, by ją dostrzec. Dla ciągle doszkalających się własnymi środkami Pracowników rozwiązanie tej zagadki nadal stanowi poważne wyzwanie.
Reasumując, jeśli nic się nie zmieni, Szanowni Czytelnicy powinni poważnie rozważyć odbycie kursu z zakresu udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej. Bezpodstawne są ewentualne obawy, czy podołają temu zadaniu. Wszak - wedle zapewnień Prezesa Majchera -"reanimacji można nauczyć zarówno kasjerki z Biedronki, jak i szympansy".
Stanowisko większości załogi
Ratownictwa Medycznego
Prudnickiego Centrum MedycznegoPolecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Listy do redakcji
Kategoria: Śladem naszych artykułów
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze