Artykuły
Rozróba w Rudziczce: Zaatakowali policjantów!
Publikacja: Środa, 17 - Kwiecień 2013r. , godz.: 11:22
Ojciec z synem odpowiedzą za napaść na funkcjonariuszy Komendy Powiatowej Policji w Prudniku. Starszy z mężczyzn to miejscowy biznesmen - współwłaściciel przedsiębiorstwa handlowego, zasłużony były piłkarz i działacz Pogoni.
W Wielką Sobotę w godzinach popołudniowych niedaleko sklepu spożywczego w Rudziczce patrol ruchu drogowego dokonywał pomiaru prędkości kierujących. Miejsce to znane jest z tego typu działań "niebieskich". Około godz. 17.00 funkcjonariusze zatrzymali czarnego forda mondeo. Za "kółkiem" siedział 41-letni prudniczanin. Autem podróżowali jeszcze czterej mężczyźni. W międzyczasie zatrzymano inną osobówkę. Obaj sprawcy wykroczeń zostali poproszeni przez policjantów o podejście do radiowozu celem wykonania stosownych czynności.
- Kierujący - mówi dla naszej gazety Jacek Placzek, szef Prokuratury Rejonowej w Prudniku - nieznacznie przekroczyli prędkość. Kontrola miała się skończyć jedynie pouczeniem.
W pewnym momencie z mondeo wyszedł 33-letni Krzysztof Sz. Niezadowolony z obrotu sprawy swoją złość miał wyładować na radiowozie, uderzając rękoma o maskę. Wezwany kilkakrotnie przez policjanta do wylegitymowania się bądź podania swoich danych osobowych, nie reagował. Zamiast tego miał ubliżać mundurowym m.in. słowami: wy kur..., jeb... psy. Potem miał ich odpychać i uderzyć w twarz. Gdy funkcjonariusze próbowali obezwładnić i skłuć kajdankami agresora z samochodu wyszedł jego ojciec, Andrzej Sz. 57-latek miał z kolei wyzywać stróżów prawa m.in. od skur... czy chu..., a także grozić im, że jeśli nie puszczą jego syna, to ich zapier...
- Później, jak już była rozróba, dołączył do nich stojący pod sklepem lub barem kolejny mężczyzna (28-letni Sebastian R., mieszkaniec Rudziczki - red.) - kontynuuje prok. Placzek.
Napastnicy mieli zadawać policjantom ciosy po całym ciele, m.in. w głowę czy brzuch. W ruch miały pójść pięści, łokcie, nogi. Ojciec z synem oraz ich napotkany sojusznik mieli być w takim amoku, że nie panowali nad sobą. Poszkodowani nie mieli wyjścia - w obronie własnej musieli użyć miotacza gazu. Całemu zdarzeniu bezradnie przyglądała się spora grupa gapiów. W międzyczasie na miejsce interwencji dojechały wezwane posiłki. Krzysztof Sz. miał zdążyć jeszcze uszkodzić radiowóz, a w trakcie zatrzymania kopnąć w twarz jednego z funkcjonariuszy. Sprawców przewieziono na komendę, gdzie zostali osadzeni. Wszyscy trzej byli pod działaniem alkoholu (mieli w organizmie od 1,5 do 2,8 promila). Nazajutrz przed południem Andrzeja i Krzysztofa Sz. zwolniono do domów. Trzeci z mężczyzn wyszedł pod wieczór.
- Nie było potrzeby doprowadzania podejrzanych do prokuratury oraz składania wniosku o areszt tymczasowy, ponieważ nie zachodziła obawa mataczenia z ich strony - przekonywał w rozmowie z "TP" mł. insp. Andrzej Kłakowicz, komendant prudnickiej KPP.
Ci, którzy wiedzą co nieco o sprawie, zastawiają się czy aby przypadkiem nie ma ona drugiego dna, zwłaszcza po tym, co usłyszeli na miejscu rozróby. Otóż jeden z podejrzanych miał krzyczeć, że ma "wtyki" w środowisku policyjnym i wystarczy jeden telefon... Miał też oznajmić funkcjonariuszom, że w związku z zaistniałą sytuacją wylecą z pracy.
Andrzej i Krzysztof Sz., co nietrudno ustalić, to krewni... komendanta głównego policji Marka Działoszyńskiego. Czy to o te koneksje miało chodzić?
- Absolutnie! Nie było z "góry" żadnych telefonów w tej sprawie. Nie wiem kim są podejrzani i z kim są spowinowaceni - zarzeka się komendant Kłakowicz. - W trakcie zatrzymania wykonano z nimi standardowe czynności. Obecnie prowadzimy postępowanie, przesłuchujemy świadków.
Mężczyznom postawiono wstępnie zarzut stosowania przemocy i gróźb bezprawnych w celu zmuszenia funkcjonariuszy publicznych do zaniechania czynności służbowych.
- Niewykluczone, że zmienimy kwalifikację prawną - na czynną napaść - podkreśla prok. Jacek Placzek. - Sprawa jest ewidentna, kwestia tylko przesłuchania i dołączenia dowodów z protokołów przesłuchań do akt, i w miarę szybko powinna być zakończona.
Podejrzani nie przyznają się do zarzucanych im czynów. Andrzej Sz. początkowo zapowiadał, że udzieli komentarza dla "TP", ale po dłuższym zastanowieniu zmienił zdanie. Pobici policjanci zostali poddani obdukcji lekarskiej. Nie udało nam się jednak ustalić, jakich konkretnie doznali obrażeń. Sprawiedliwości mogą również dochodzić na drodze cywilnej.
Wobec sprawców podobnych przestępstw nierzadko stosowany jest areszt tymczasowy, o czym można usłyszeć czy przeczytać w ogólnopolskich środkach masowego przekazu. Na proces za kratkami oczekiwali m.in. bracia z Prudnika, którzy w ubiegłym roku napadli i pobili sędziego. Andrzej i Krzysztof Sz. mieli więcej szczęścia - organy ścigania były wobec nich nad wyraz litościwe, nie zostali nawet doprowadzeni przed prokuratura, który zadecydowałby, czy zachodzi konieczność orzekania wobec nich środka zapobiegawczego w postaci choćby zakazu opuszczania kraju czy dozoru policji. W prudnickiej komendzie wielu funkcjonariuszy jest zbulwersowanych sposobem załatwienia sprawy! Żaden jednak, co zrozumiałe, nie może zabrać głosu oficjalnie. Do tematu powrócimy (w) Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Z policji
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze