Artykuły
Główny Szlak Sudecki w 19 dni: Fortunny start z Prudnika
Autor: DOROTA I PAWEŁ MACKIEWICZOWIE.
Publikacja: Środa, 27 - Luty 2013r. , godz.: 12:22
W sierpniu ubiegłego roku Dorota i Paweł Mackiewiczowie w 19 dni przebyli Główny Szlak Sudecki. Oto jak opisali swoją wędrówkę przez Góry Opawskie.
GSS - Dzień pierwszy (7 sierpnia): Prudnik - Wieszczyna 3h 40’
Dzień pierwszy. Wychodzimy z Prudnika, ale wyjechać musimy z Wrocławia - z przesiadkami w Brzegu (do Nysy) i w Nysie (do Prudnika). 117 km koleją, nieco ponad dwie godziny jazdy, niemal drugie tyle oczekiwania na skomunikowanie. Nie ma tego złego... Na drugim postoju sprawdziliśmy działanie nowej (pierwszej!) kuchenki turystycznej. Sukces!
W Prudniku wysiadamy o 11.30. Naprzeciwko budynku stacyjnego tablica informująca o odległości dzielącej nas od Świeradowa Zdroju - czerwonym szlakiem 112 godzin. Pierwsze zaskoczenie. Według map powinniśmy iść kilkanaście godzin dłużej. Jak się później okazało, zsumowane czasy dziennych przejść (liczone po kierunkowskazach na szlaku) nie różniły się od naszych obliczeń. Przejście Głównego Szlaku Sudeckiego im. Mieczysława Orłowicza - z Prudnika do Świeradowa Zdroju - zajmuje 125 godzin i 20 minut.
Wybierając ten kierunek, sądziliśmy, że będzie on ciekawszy i bardziej motywujący niż przeciwny. Mieliśmy zacząć od niższych Gór Opawskich, Złotych, tuż przed połową wyprawy dotrzeć do Masywu Śnieżnika, a skończyć na dobrze nam znanych i bliskich Karkonoszach i Izerach. Uprzedzając zakończenie - gdybyśmy szli czerwonym szlakiem raz jeszcze, wybralibyśmy ten sam wariant, także z innych powodów. Wyłaniający się tu i ówdzie zarys najwyższych pasm sudeckich zachęca do wysiłku, a w trasie mimowolnie wypatrujemy (kolejno) dwóch kulminacji terenu. Choć szczyty obu gór leżą poza szlakiem, pewnie dla wielu Orłowicz bez Śnieżnika i Śnieżki byłby bez soli. Co ważniejsze jednak, chyba rozsądniej jest kończyć przejście dobrze oznakowanymi, świetnie utrzymanymi karkonosko-izerskimi odcinkami szlaku, które - przynajmniej porą wiosenno-letnią - są po prostu łatwiejsze do pokonania. Zwłaszcza gdy po połowie drogi dają się już odczuć pierwsze drobne urazy.
Start z samego Prudnika był oczywiście (bardzo fortunnym skądinąd!) następstwem wydłużenia przed kilkoma laty przebiegu GSS o przeszło osiemdziesięciokilometrowy etap z - lub, w tym przypadku, do - Paczkowa. (Zmiana ta wywoływała swego czasu pewne kontrowersje, można o nich przeczytać w wyczerpującym i fachowo napisanym artykule Andrzeja Derenia w "Tygodniku Prudnickim").
Ze stacji kolejowej w Prudniku udajemy się w kierunku Parku Miejskiego, mijając po drodze główną siedzibę Muzeum Ziemi Prudnickiej (jak się dowiadujemy, mieściły się tu niegdyś arsenał, zakład karny, wieża ciśnień i więzienie gestapo), ratusz oraz basen kąpielowy (dawną Łaźnię Miejską z 1906 roku).
Nieopodal szlaku znajduje się warta uwagi Wieża Woka, zwana też Wieżą Pogańską, powstała w 1259 roku (niektóre interpretacje dość skąpych źródeł historycznych wskazują nawet na rok 1255), jedna z najstarszych tego typu warowni na Opolszczyźnie. Jest ona pozostałością po XIII-wiecznym zamku zbudowanym przez czeskiego możnowładcę, powiernika króla Czech Przemysła Ottokara II, Woka z Rosenberga. (...) W Parku Miejskim, powstałym staraniem Towarzystwa Upiększania Miasta w 1880 roku, mijamy pawilon muzyczny z roku 1887. (...)
Pozostawiwszy za sobą pawilon idziemy wzdłuż boisk, za którymi skręcamy lekko w lewo (pilnujemy szlaku, oznaczenia niezbyt czytelne). Opuszczając Prudnik przechodzimy przez niewielkie blokowisko, następnie maszerujemy asfaltową drogą prowadzącą w kierunku Koziej Góry. (Pod jednym z bloków sympatyczny kudłaty jegomość zaprasza nas na celebrę 85. rocznicy powstania schroniska PTTK "Pod Biskupią Kopą"). Mijamy Lipy, dawny folwark miejski, i kapliczkę św. Antoniego, nieco dalej punkt widokowy.
Od kapliczki do sanktuarium św. Józefa szlak znowu nie najlepiej oznakowany, pilnujemy asfaltu (mapa). Kończy się twarda nawierzchnia, wchodzimy do Lasu Prudnickiego (gdzie czerwony szlak łączy się z niebieskim). Po chwili docieramy do sanktuarium i klasztoru oo. franciszkanów (pierwsi przybyli tu z Saksonii w 1852 roku).
Od 6.10.1954 r. do 28.10.1955 r. w budynku klasztornym więziony był Stefan Wyszyński. Z wyjątkiem celi prymasa (i sali audiowizualnej) klasztor nie jest udostępniany zwiedzającym. Na dziedzińcu sanktuarium zwraca uwagę pochodząca z roku 1903 Grota Lourdzka (można się też spotkać ze spolszczoną pisownią: "Grota Lurdzka"), wybudowana ze skał sprowadzonych z okolic Arden w Nadrenii. Nieopodal znajduje się cmentarz zakonny z końca I wojny światowej, dziś całkowicie ogrodzony i, niestety, zamknięty.
Przechodzimy pod Świętą Górą, szlaki czerwony i niebieski już się rozeszły, ponownie zetkną się na moment na Kobylicy (399m), na której w 1911 roku postawiono granitowy obelisk upamiętniający Josepha von Eichendorffa, niemieckiego poetę romantycznego.
Pod Kobylicą dostrzegamy dawne wyrobisko, zwane Żabim Oczkiem. Orłowicz wiedzie nas do wsi Dębowiec, skąd podchodzimy pod Długotę (457 m), najwyższe wzniesienie wschodniej części Parku Krajobrazowego Gór Opawskich. W Wieszczynie, kolejnej napotkanej miejscowości - nie w Pokrzywnej, pierwsze odstępstwo od planu - postanawiamy zanocować, oczywiście pod namiotem. Zachęcają nas do tego równo przycięta murawa wokół Szkolnego Schroniska Młodzieżowego (filia SSM w Prudniku) - i nadciągające w szybkim tempie chmury burzowe. Pan Józef Michalczewski, kierownik ośrodka, w dwanaście sekund koi nasze spartańskie tęsknoty. Nocujemy pod dachem. W świeżo i z gustem wyremontowanym budynku, w przestronnym i czyściutkim pokoju z łazienką, jakiej nikt nie powstydziłby się we własnym domu. Z dostępem do kuchni (jak wyżej). Ze spontanicznie przez kierownika przyniesioną suszarką na bieliznę. Z połową bochenka, którym pan Józef podzielił się z nami, widząc, że nie mamy jeszcze (lub - już) zapasu prowiantu...
GSS - Dzień drugi (8 sierpnia): Wieszczyna - Głuchołazy 7h 50’
Godzi się dodać jeszcze coś niecoś o schronisku w Wieszczynie. Budynek pachnie nowością, w marcu 2012 roku zakończono w nim remont i oddano obiekt do użytku turystów. Ma on bogatą przeszłość, mieściło się w nim sanatorium, później prewentorium. W schronisku nie znajdziemy baru (gotowanie we własnym zakresie w znakomicie wyposażonej kuchni), jest za to duża sala telewizyjna (lub, z powodzeniem, konferencyjna). W recepcji można nabyć lody i napoje (oczywiście bezalkoholowe). W drodze do Wieszczyny należy zaopatrzyć się w prowiant, bo najbliższy sklep napotkamy dopiero w Pokrzywnej albo - zbaczając nieco ze szlaku - w Moszczance. Wychodząc ze schroniska warto pożegnać rozległą panoramę Gór Opawskich (z Biskupią Kopą) z wysokości wieży widokowej wzniesionej przy budynku.
Wędrówkę rozpoczynamy o 6.40, idziemy w kierunku Pokrzywnej, po czerwonych znakach dochodzimy do skraju Moszczanki. Tu mijamy zagrodę jeleni. Postanawiamy zboczyć ze szlaku i wąską asfaltową drogą udać się w głąb wsi - na śniadanie i po zakupy. W Moszczance znajdują się dwa sklepy, oba za mostkiem na Złotym Potoku. Po posiłku wracamy na szlak. Udajemy się do Pokrzywnej, przed miejscowością zejście stromym zboczem, następnie idziemy brzegiem stawu (mijamy bar rybny), przechodzimy pod wiaduktem i po przekroczeniu ulicy kierujemy się w stronę domków letniskowych typu Brda. Minąwszy domki zdążamy do parkingu, przy którym drewniana niewiasta trzyma kciuki za wędrujących którymś z trzech szlaków: żółtym, niebieskim lub czerwonym.
Wybieramy czerwony, prowadzi on na Zamkową Górę, przed nią wycinka drzew, trzeba uważać na znaki, dość trudne do odnalezienia. O Zamkowej Górze można by wiele opowiadać - najciekawiej czyni to niezawodny Andrzej Dereń w artykule poświęconym historii tego miejsca (http://www.tygodnikprudnicki.pl/1,4896,0,6.html). Na słowie przeczytanym czy wysłuchanym wypada poprzestać, bo naoczne ślady dziejów wzniesienia - turyście, który nie jest historykiem tych terenów - niełatwo będzie odnaleźć. Schodząc z Zamkowej Góry przemykamy obok niewielkiej wiaty. Podążamy w kierunku Srebrnej Kopy, tu i ówdzie wycinki, ale szlak intuicyjnie rozpoznawalny - ścieżka wiedzie pomiędzy korzeniami.
Za Srebrną Kopą szlak ma początkowo przebieg równoległy do granicy z Czechami, następnie schodzi się z nią i prowadzi na Biskupią Kopę. Podejście pod "górę gór" kończy dość wymagający fizycznie, stromy odcinek. Wysiłek nagrodzi wieża widokowa (z 1898 r.), na którą warto się wspiąć - dopiero ona otwiera przed nami panoramę z Biskupiej Kopy.
Po 5-10 minutach schodzenia w stronę Jarnołtówka należy wypatrywać rozwidlenia dróg - jeżeli chcemy dojść do schroniska PTTK "Pod Biskupią Kopą". Po prawej łapiemy niebiesko-pomarańczowe znaki Szlaku Wolfa i po dwóch minutach marszu jesteśmy w schronisku. Obiekt ma 50 miejsc noclegowych (koszt noclegu: 30 zł od osoby, dwu- i wieloosobowe pokoje), a kuchnia wyróżnia się pomysłowym nazewnictwem (zapada w pamięć świński grzbiet czy róża wiatrów). Malownicze jest otoczenie schroniska.
Po obiedzie wracamy na czerwony szlak, do Jarnołtówka schodzimy niespełna godzinę (w razie potrzeby w miejscowości łatwo uzupełnić zapas prowiantu). W Jarnołtówku zwraca uwagę XIX-wieczny pałac w stylu klasycystycznym, obecnie pozostający w rękach prywatnych, niedostępny dla turystów. Po 1945 roku budynek pełnił funkcję sanatorium dziecięcego (do 1987 r.). Mijamy neoromański kościółek pw. św. Bartłomieja z 1907 roku, wybudowany po zawaleniu się dawnej barokowej świątyni (istniała w latach 1753-1903), zniszczonej przez powódź.
Dystans około 5 km GSS do Góry Parkowej (zwanej inaczej Górą Chrobrego) przed Głuchołazami trzeba po prostu pokonać. W miejscowości Podlesie schodzimy z asfaltu, kierujemy się na Przełęcz Siodło. Za przełęczą i głównym szczytem masywu, Średnią Kopą (543 m) - a tuż przed Przednią Kopą (495 m) znajduje się kaplica św. Anny, pod nią zaś urokliwe Wiszące Skały.
Nieopodal, na Przedniej Kopie wybudowano w końcu XIX wieku kamienną wieżę widokową, następnie dobudowano do niej obiekt turystyczny o przeznaczeniu (głównie) gastronomicznym.
Od początku lat 90. ubiegłego wieku budynek jest własnością prywatną, od pożaru w połowie dziesiątej dekady popada jednak w ruinę. Otaczające go ogrodzenie forsują stale (przez dziury w siatce) turyści wędrujący czerwonym szlakiem (znaki dobrze widoczne na murach). Właściwie nie mają wyboru, bo ominięcie pustostanu byłoby dosyć kłopotliwe.
Przejście stąd do zdrojowej części Głuchołazów zajmuje nieco ponad pół godziny. Po drodze czerwone oznaczenia zbiegają się z niebieskimi, mijamy (w odwrotnej kolejności) pierwsze stacje drogi krzyżowej (wzdłuż której przebiega szlak niebieski). Przed zejściem do górnych partii miasta obszerna wiata i tablica "Rezerwat Przyrody Las Bukowy". Nieco niżej spotkaliśmy przesympatycznych Panów ze Straży Miejskiej na dwukołowych rumakach. Sprzęt zlustrowaliśmy, a jeden rower poddaliśmy testom w pobliskim terenie - wrażenia z jazdy pozytywne.
Niesyci rowerowych szaleństw pożegnaliśmy Panów Funkcjonariuszy, podążając na nocleg do Szkolnego Schroniska Młodzieżowego PTSM (ul. Kolonia Kaszubska 2). Na miejscu rozbiliśmy się na trawce przy budynku. Jak miało się okazać, był to pierwszy i ostatni nocleg w namiocie w czasie całej wyprawy. Mały namiot niewiele waży, a daje pewność, że nie zabraknie nam "dachu nad głową", cokolwiek się stanie. Jednak spanie pod namiotem poważnie utrudnia wymarsz "o porannej rosie" (chyba że nie przeszkadza nam noszenie stale niedosuszonego tropiku). Kilka pochlebnych uwag o schronisku: dysponuje ono wieloosobowymi pokojami w bardzo rozsądnych cenach. Można skorzystać z łazienki, aneksu kuchennego, świetlicy. My stołowaliśmy się na zewnątrz pod bardzo schludnym zadaszeniem. W okolicy nie brakuje dyskontów, a sam obiekt - choć położony nieco na uboczu, bliżej Konradowa, i poza przebiegiem GSS - jest łatwo dostępny dla turystów.
Od redakcji: W ubiegłym roku pisaliśmy o turystach, którzy jednorazowo lub we fragmentach przemierzali trasę Głównego Szlaku Sudeckiego (Prudnik - Świeradów Zdrój). Było ich zapewne sporo, a nam udało się zetknąć zaledwie z kilkoma. Turyści indywidualni nie rzucają się w oczy, ale jak widać stanową istotny element w ruchu turystycznym Prudnika i okolic. Ważne, żeby będąc u nas, wynieśli jak najlepsze wrażenia. Z tekstu powyżej wynika, że w tym wypadku tak się właśnie stało. Oczywiście dostrzegli też mankamenty, jak chociażby trudności w dojechaniu do Prudnika publicznymi środkami komunikacji. Z przyjemnością można było przeczytać, że "kudłaty" prudniczanin okazał się być dobrze poinformowanym mieszkańcem, donosząc turystom o jubileuszowej imprezie na Biskupiej Kopie. Ucieszył fakt, że w schronisku w Wieszczynie turyści mogli liczyć na profesjonalną i też prywatną pomoc kierownika. Tak jak na górskie schronisko przystało.
Miło jest czytać takie relacje... Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Wędrowiec - dodatek turystyczny
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze