Artykuły
Pomysł zainspirowany podróżą: Kostiumowy Prudnik
Autor: DANIELA DŁUGOSZ PENCA.
Publikacja: Środa, 30 - Styczeń 2013r. , godz.: 10:17
Zdarza się, że w każdej sytuacji, a także miejscowości, można znaleźć i przeżyć coś niezwykłego. Bywa też, że ową niezwykłość miejscowi uznają za przypadek lub nie mają potrzeby jej widzieć.
W czasie przebywania w Lądku-Zdroju, nie po raz pierwszy zresztą, przyjmowałam rzeczywistość taką, jaka jest. Siedzenie przy fontannie w parku, gapienie się na kuracjuszy, popijających wodę, bieganie dzieci wśród wodotrysków - to codzienne zjawisko. Jednym z elementów krajobrazu szczególnie radującym oczy jest przepiękne sanatorium "Wojciech" z turecką łaźnią z końca XVII wieku, gdzie z tarasu kawiarnianego ma się widok z góry na wspaniałe alejki w Parku im. Jana Pawła II. Kwiaty dobrane kolorystycznie, żółte, fioletowe, białe i czerwone. Bywają też koncerty na schodach przed "Wojciechem". Ustawia się wtedy ławki dla gości i podium dla artystów. Zdarzyło się więc w sierpniu, a miałam to szczęście, aby ulec absolutnemu zachwytowi tego miejsca.
W sobotnie popołudnie zebrani mogli się przenieść w odległe czasy historyczne. Lądek-Zdrój - bez kuracjuszy - to mała miejscowość, podzielona na miasto i zdrój. Do właściwego miasta jest dość daleko. Jedna wycieczka wystarczy, aby zobaczyć przepięknie wyzłocony kościół pw. Narodzenia Matki Boskiej, rynek z ratuszem, gdzie dotąd zachował się średniowieczny pręgierz (oj, przydałby się i teraz, to nie musielibyśmy wydawać tyle pieniędzy na areszty i więzienia). Są też kupieckie arkady wokół rynku i secesyjne kamienice. W Zdroju nad rzeką Białą Lądecką przerzucony jest urokliwy most późnogotycki z XVIII-wieczną figurą Jana Nepomucena oraz Muzeum Czasu i Niezwykłości, a w nim kolekcja starych zegarów i czarodziejskich skarbów. Wszystko to znałam wcześniej, choć nie dostrzegałam tych niezwykłości. Zresztą przez długi czas Lądek-Zdrój był rozkopany, ale teraz...
Miałam to szczęście, że właśnie w tym jedynym dniu w sierpniu, do Lądka zjechał kwiat dawnej arystokracji - damy dworu i możni ówczesnej Europy. Wszak w tym najstarszym uzdrowisku, w XVIII i XIX wieku leczyli się: król pruski Fryderyk Wilhelm II, car Aleksander I, Johann Wolfgang Goethe, ministrowie, żony z rodzinami - to była super elita.
Dowiedziałam się też, że co roku o tej porze organizuje się dla swoich mieszkańców, kuracjuszy i turystów, tak wspaniałe widowisko historyczne.
Bohaterowie w kostiumach z epoki (około 40 osób), cesarze, królowie, urzędnicy, pisarze, damy - prezentowani byli na tle muzyki i majestatu "Wojciecha". W centrum tej przygody znalazł się leciwy Goethe ze swoją muzą - Charlottą von Stein, która towarzyszyła mu przez całe życie, chociaż miał liczne potomstwo i żonę. Wszyscy zaproszeni składali mu hołd - bo nie mogło być inaczej. Na zakończenie uroczystości jubileuszowej wszyscy zaproszeni zostali na olbrzymi tort i czerwone wino w parku. Wszyscy chętnie skorzystali - ja też tam byłam.
Po zakończeniu spektaklu, aktorzy przechadzali się alejkami, można było robić zdjęcia z nimi, ale ja nie miałam aparatu, stąd utrwaliłam sobie owe zjawisko w pamięci i tak sobie pomyślałam: Może i w Prudniku pokaże się kiedyś drużynę rycerza Woka, damy średniowiecznego dworu, władze miasta z XIX wieku? Mogłoby być kolorowo, ciekawie, wszak miejsca ku temu u nas dość, a osób chętnych do przebierania - wiele.
Dla mojego miasta wiek XIX jest także ciekawy. Willa Fränkla, salon ówczesnych fabrykantów, jest już dostępna. Można by tamtych ludzi ożywić, a Prudnik stałby się nie lada atrakcją, lepszą niż ten łomot zespołów w Rynku, po angielsku śpiewających, np. w czasie Dni Prudnika.
Od redakcji: W Prudniku w ciągu ostatnich lat mieliśmy kilka prób organizacji imprez z historyczną kostiumerią. Przez kilka lat gościliśmy Gwardię Cesarską ze Zlatych Hor, która ostrzeliwała prudniczan, otwarcie Wieży Woka poprzedzone było parahistoryczną inscenizacją z rycerstwem i mieszczanami. Z kolei imprezy przy posągu Diany w parku wzbogacone zostały o stroje "z epoki", w które ubrali się sami mieszkańcy. Były jeszcze historyczne wędrówki muzealne wspominające św. Jana Nepomucena i prezentacje "Sorontara", przesuwające się w kierunku bardziej fantazji, niż historii (ale jakże spektakularne!). Z okolicy warto wspomnieć o joannitach Józefa Müllera z Solca i wczesnośredniowiecznych Europejczyków z Niemysłowic. Razem tworzy to pokaźny zbiór kostiumowych imprez, oddzielnie to ciągle skromne, nieśmiałe próby pokazania innego świata, raczej niedostrzegane przez ogół prudniczan, zajętych oglądaniem telewizji i oceniających kulturę Prudnika po gwiazdach i gwiazdkach zapraszanych na dni miasta.
Andrzej DereńPolecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Wędrowiec - dodatek turystyczny
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze