Artykuły
Moja śląska przygoda (3): Słodki zakątek Prudnika
Autor: JAN DOLNY.
Publikacja: Środa, 29 - Luty 2012r. , godz.: 11:34
Jan Dolny z grupą przyjaciół z Hamburga wybrał się do Prudnika. Dolny chce pokazać im swoje miasto. Tekst jest szczerą relacją Niemców z pobytu w Polsce. Dolny pisze co naszym unijnym sąsiadom podoba się w Polsce, a co ich denerwuje.
Uśmiechnięta pani Halina powitała nas z samego rana przy śniadaniu. Wraz z Krysią jesteśmy już z tą "dobrą duszą" hotelu zaprzyjaźnieni. Zawsze znajdzie dobre słowo dla hotelowych gości, nawet gdy ci nie znają języka polskiego. Z jej oferty "jajecznicy albo kiełbaski" mało kto rezygnuje.
Nasi towarzysze podróży też już wstali z ciekawością czekając na Dzień Prudnika, tak go nazwałem. Podczas rozmowy przy śniadaniu komentowano piękny widok na Kopę, co przyjąłem z miłym zaskoczeniem.
- Nie przesadziłeś Johann - ktoś powiedział. "Johann", tak mówią do mnie przyjaciele w Hamburgu i takie też imię nadano mi w urzędzie w Hamburgu w marcu 1957 roku, zaraz po przyjeździe z Prudnika. Inni mówią "Jan", a koledzy w stoczni chcieli, żebym był "Johny".
Jak hrabianki
W trakcie przygotowań do naszej wycieczki do Prudnika, zapytałem burmistrza Franciszka Fejdycha czy podczas naszej wizyty mógłby się z nami spotkać i opowiedzieć coś ciekawego o mieście. Jestem mu bardzo zobowiązanym że znalazł czas dla gości z Hamburga. Odpowiadał na pytania i przekazał szczery, ale pełen optymizmu obraz Prudnika. Rewelacją dla naszych pań okazał się wiceburmistrz Stanisław Hawron. Każda z nich czuła się jak hrabina, gdy całował je po rączkach.
- A ty nam nigdy rączek nie całujesz, ty chyba nie jesteś prawdziwym Polakiem! - żartowały pod moim adresem z lekkim wyrzutem koleżanki.
Zastanowię się, czy upowszechnić ten zwyczaj w Hamburgu. W tych żartach jest jednak ziarenko prawdy. Ja rzeczywiście czuję się już jak pełnokrwisty hamburczyk. W sercu tego miasta, w stoczni Bohm & Voss, przepracowałem 47 lat. Jestem Niemcem z polskimi korzeniami z Prudnika! Na marginesie dodam, że moi koledzy ze stoczni właśnie teraz obawiają się o swoją pracę. Może ich spotkać podobny los, do tego jaki był udziałem pracowników Froteksu.
Pełni podziwu
Po wizycie w urzędzie skierowaliśmy się do "Białego Domu", wtedy jeszcze w remoncie.
- Budynek, w którym będzie Dom Kultury, już niedługo będzie tętnił życiem i kulturą - obiecałem moim towarzyszom podróży, którzy byli zachwyceni wyglądem willi Fränkla. Zauważyłem również uśmiech na twarzy Walka. Wspominam czasy, gdy tylko sam widok holu wejściowego fascynował mnie. Obiecałem sobie, że przy kolejnej wizycie w Prudniku na pewno tu zagoszczę.
Spojrzałem na drugą stronę ul. Tadeusza Kościuszki. Stała tam kiedyś synagoga ufundowana przez rodzinę Fränklów. Spłonęła podczas szalonej Nocy Kryształowej z 9 na 10 listopada 1938 r. O zaangażowaniu żydowskich dobroczyńców na rzecz miasta, ich traktowaniu w okresie narodowego socjalizmu, również przez część mieszkańców Neustadt rozmawialiśmy kontynuując nasz spacer po Prudniku.
Co to za okropnie wyglądająca budowla? Czy to jakiś zabytek z dawnych lat? - pytają mnie hamburczycy, wskazując na zbudowaną w latach 80. XX w. halę sportową "ogólniaka", przypominającą bunkier. Odpowiedziałem im, że to władze lokalne w czasach PRL zdecydowały się zburzyć stojący wcześniej w tym miejscu kościół ewangelicki, którego wieża była pięknym uzupełnieniem panoramy miasta. Dlaczego? Na to pytanie nie byłem w stanie odpowiedzieć.
Idąc ul. Ratuszową z zadowoleniem zwracam uwagę na remontowane właśnie kamieniczki.
- Ten budynek przy ul. Jagiellońskiej, jeśli zostanie dokończony, to z pewnością będzie ozdobą tego miejsca - wyjaśniłem dyplomatycznie, nie mówiąc że kamienica w stanie surowym u zbiegu ulic Jagiellońskiej i Ratuszowej stoi już tak od wielu lat.
Spacerując przez Rynek w kierunku biblioteki miejskiej, żałowałem że nie mogłem naszym paniom zaproponować wizyty w jakimś ciekawym sklepiku lub boutique’u. Sytuację uratował ratusz, który stał się obiektem sesji fotograficznej. To dobrze, bo moi goście nie zwrócili zbytniej uwagi na od lat opuszczoną kamienicę, w której znajdował się kiedyś hotel.
Przerwa na kawę
Po chwili byliśmy już w bibliotece miejskiej Małgosi Skowronek. Gospodyni zaprezentowanał nam okazałe zbiory naszego przyjaciela Harrego Thürka i zaznaczała, że gdy tylko biblioteka przeniesie się na ul. Mickiewicza, wówczas znajdzie się tam wydzielone miejsce dla prudnickiego pisarza. To dobra wiadomość, zaraz po przyjeździe do Hamburga, przekazałem ją żonie Harrego, mieszkającej w Weimarze.
Stojąc przed dawną "dwójką" wspominałem szczęśliwe lata szkolne. Przyjaciele nie mogli zrozumieć, że w tym budynku mieścić się będzie "inkubator". Szczerze powiedziawszy też jest mi to sobie trudno wyobrazić, tym bardziej że podobny ma powstać w byłym kinie "Wyzwolenie". Zastanawiałem się, czy "dwójka" nie byłaby - po odpowiednim remoncie - odpowiednim budynkiem dla starostwa. W centrum miasta! A może chodzi o to, że za blisko byłyby mury zaniedbanych domów przy ul. Chrobrego? A co się stanie z pomieszczeniami po bibliotece? Prudnik potrzebuje pracy...
Dobrze, że moje towarzystwo nie może słyszeć moich myśli i nie musi przejmować się takimi problemami. Wszyscy mieli już ochotę na filiżankę dobrej kawy z ciastkiem. Prudnickie muzeum musi jeszcze chwilę podczekać. Tylko gdzie tu na Rynku można usiąść w jakiejś przytulnej, miłej kawiarence? Panie nie kazały mi długo się zastanawiać, bo same, chyba instynktownie, zaprowadziły mnie do takiego lokaliku przy ul. Ratuszowej. Można tam było odpocząć, wypić kawę i napisać pierwsze pocztówki do rodzin w Hamburgu.
Jeżeli sobie dobrze przypominam, to w tym miejscu, albo w sąsiedniej kamienicy, przed przeszło pół wieku znajdowała się znakomita (bo jedyna) księgarnia w naszym miasteczku. Gdy kadra polskich kolarzy, przygotowując się do Wyścigu Pokoju na trasie Berlin - Praga - Warszawa, przebywała na obozie w Pokrzywnej, wówczas odwiedzała księgarnię, a nasi idole chętnie podpisywali książki. Zdarzało się, że ostatnie nasze grosze wydawaliśmy na wtedy zupełnie dla nas zbędne książki. Moim idolem był wówczas... nie, nie Stanisław Królak, lecz "Elek" Grabowski, młodziutki i bardzo sympatyczny sportowiec. Kto te czasy jeszcze pamięta? Takie wspomnienia przychodziły mi do głowy, gdy siedzieliśmy sobie w prudnickim lokalu przy dobrej kawce i znakomitych ciasteczkach, komplementowanych przez nasze panie. One wiedzą co mówią, są prawdziwymi ekspertkami w pieczeniu słodkości.
Czas na śliwki
Spoglądaliśmy na odnowiony kościół pw. św. Michała Archanioła i stojący przed nim pomnik papieża Jana Pawła II i kardynała Stefana Wyszyńskiego. Plac przed świątynią był jeszcze wtedy w trakcie remontu, ale już go sobie wyobrażałem po odnowieniu. Myślałem również jak pięknie by było, gdyby podobnych kawiarenek "na zapleczu" było więcej w tym miejscu, tak żeby liczniejsze od naszej grupy, mogły odpocząć nie tylko przy kawie.
Dobra atmosfera tego krótkiego przystanku, sprawiła że nabrałem chęci na większą ilość prudnickich słodyczy. Przyjaciele przypomnieli mi, że zawsze, gdy wracam z Prudnika do domu, przywoziłem ze sobą - jako souvenir - przepyszne "Śliwki Nałęczowskie" w czekoladzie.
- Ja te delikatesy kupuję zawsze w Grodkowie, na chwilę przed tym, gdy samochód niesie mnie na autostradę w kierunku Wrocławia i dalej Hamburga - wyjaśniłem. - Tamten sklepik znalazłem zupełnie przypadkowo i nie zawsze jest tam tyle "śliwek", żeby was wszystkich uszczęśliwić. Obawiam się, że w Prudniku tego życzenia nie będę mógł spełnić.
Na tę uwagę od razu zareagował Walenty, który zaproponował wizytę w sklepiku z wyrobami cukierniczymi na rogu Pl. Szarych Szeregów. Po chwili już tam byliśmy, w tym raju dla smakosza i znawcy słodyczy, jakim ja bez wątpienia jestem.
Wybór był tak duży, że zaplanowany na wstępie czas znacznie nam się wydłużył. "Śliwek" było aż nadto, choć zapewne po naszej wizycie miła ekspedientka musiała zamówić nowe. Z ciężkimi torbami opuściliśmy ten słodki zakątek Prudnika. Grodków, niestety, stracił wiernego klienta.
W następnym odcinku Jan Dolny będzie kontynuował spacer ulicami Prudnika. Niemieccy turyści skierują swoje kroki do muzeum, odwiedzą również ul. Kolejową.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Wędrowiec - dodatek turystyczny
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze