Artykuły
Wielka woda wdarła się do Racławic
Autor: STANISŁAW STADNICKI.
Nasz reporter z Racławic Śląskich od samego początku śledził powodziowe wydarzenia w tej miejscowości. Brał także udział w akcji. Oto jego relacja minuta po minucie.
Czwartek 6 września. Jutrzejszy dzień zapowiadał się ciekawie. Udało mi się załatwić wolne i miałem jechać do Opola zawieźć ważne dokumenty. Tylko ten deszcz nie nastrajał optymistycznie. Padało i padało od samego rana. Zadzwonił telefon, a w nim głos mojej mamy: "jeżdżę ze strażakami, rzeka gwałtownie przybiera, niedawno było 250cm, teraz jest o metr więcej". Wtedy już wiedziałem, że czeka nas powódź. Wyjeżdżając z Prudnika widziałem gwałtownie przybierającą rzekę. Chwilami padało tak, że przez okna szyb nie można było dostrzec sąsiedniego pasa ruchu. Po dotarciu do Racławic w granicach godziny 16 nie było już czasu na obiad. Szybko przebrałem się, zapakowałem telefon i aparat. Od razu pojechałem na wodowskaz. Zastałem tam 4 osoby w tym moją mamę w obecności burmistrza Głogówka Andrzeja Kałamarza. Wszyscy oceniali stan rzeki. Wodowskaz wskazywał 380cm. W ciągu godziny przybyło 30cm. Burmistrz ogłosił dla całej gminy stan alarmowy. Przejechałem całą miejscowość na rowerze. Wszystkie drogi były jeszcze przejezdne. Woda już prawie przelewała się przez most na drodze do Głubczyc. Jakimś cudem mimo zalanej drogi udało mi się dojechać do rzeki w pobliże wielkiego mostu. Na ul. Konopnickiej woda po godzinie 16 wystąpiła już z koryta i szybko wlewała się do miejscowości. Później dojechałem aż pod granicę. Tam wielkie jezioro. Woda sięgała mostu prowadzącego do młyna, a chwilami przelewała się już przez niego. Wróciłem do domu. Było to około godziny 18. Musiałem się przebrać. Chwilę później przed domem zjawił się Marcin Łukasiewicz z racławickiej straży, który dopiero co wrócił z pracy. Przed moim domem przejechała jednostka straży z Głogówka. My pojechaliśmy znów na wodowskaz. Stan 388cm. W drodze do remizy Marcin o godzinie 19.00 uruchomił syrenę alarmową. 10 minut później gotowych do akcji przed racławicką remizą było już około 20 strażaków. W tym samym czasie usłyszeliśmy syreny w pobliskich miejscowościach. Ponieważ strażacy z Głogówka pracowali na ul. Głubczyckiej, ewakuując poszczególne rodziny na wyższe kondygnacje, strażacy z Racławic sprawdzali domy na ul. Ogrodowej, Kolonialnej, Konopnickiej i Wodnej. Woda wybijała ze studzienek. Kazano odłączyć i przenieść wszystkie nisko położone urządzenia elektryczne, sprawdzano czy zalane zostały piwnice. Droga prowadząca do boiska na długości około 20 metrów przykryta była 10cm warstwą wody. Sam plac gry nie był jeszcze zalany. Strażacy udali się na ul. Głubczycką, ja po raz kolejny musiałem wrócić do domu, by przebrać się.
Zrobiło się bardzo ciemno. Po godzinie 20 byłem już na ulicy Głubczyckiej. Przy samej spółdzielni wysypano piasek. Plac RSP był już zalewany. Naliczyłem około 25 osób. Jedni ładowali piasek, drudzy nosili worki. Prace bardzo szybko posuwały się do przodu. Noszono worki pod drzwi budynków RSP. Przy bramie woda miała poziom około 40cm. Komendant racławickiej OSP o godzinie 20.35 w miejscu, w którym kończyła się woda ustawił kawałek cegły, by sprawdzić jak szybko żywioł przybiera na sile. Pamiętam, że w tym czasie ładowałem piasek do worków i nieustannie pojawiał się ktoś nowy z pustym workiem (ludzie zjawiali się zewsząd). O godzinie 20.45 było już w tym miejscu około 50 osób: strażacy z Racławic i Głogówka, radne gminy z Racławic, sołtys, mieszkańcy Głubczyckiej oraz sporo osób z okolicznych ulic, które nigdy nie były zalewane. Worki ładowano na taczki i później dostarczano je do domów. Warto dodać, że nawet osoby 12-, 14-letnie ciągnęły taczki wypełnione workami. Strażacy worki nosili na plecach. Praca była bardzo dobrze zorganizowana, każdy wiedział dokładnie co ma robić. Woda gwałtownie przybierała. Chwilami widoczność była minimalna. Nie było widać, gdzie jest ulica, gdzie jest rów. Mój znajomy z workiem upadł do wody tak, że ledwo co było go widać. Najbardziej rozpadało się o godzinie 21. Kilka razy musiałem wycierać twarz, ponieważ nic nie widziałem. Woda zalewała nas i z dołu i z góry. Część osób przerywała prace by wycisnąć wodę z czapek. Nikt się nie oszczędzał. O godzinie 21.05 wszystkie worki (około 250) były już zapełnione i rozniesione. O godzinie 21.07 nie było już śladu wcześniej ustawionej cegły. Woda przybierała tak gwałtownie, że już dosięgała ustawionych wcześniej worków. Na samej jezdni miejscami było po kolana wody. Ostatnie samochody po godzinie 21.15 cudem odjechały w kierunku Głubczyc. Od dawna mówiło się o zamknięciu drogi, ale oficjalnej decyzji jeszcze nie było. Ponieważ wszystkie domy zagrożone zalaniem zostały zabezpieczone strażacy udali się na ulicę Kolonialną i Konopnicką. Ja z dwoma kolegami zdecydowaliśmy się iść na wodowskaz i sprawdzić stan rzeki. Mimo panujących ciemności dotarliśmy tam o godzinie 22. Stan 396cm. Przemoczeni strażacy i mieszkańcy nie udali się do domów - usypali worki na wcześniej wspomnianych ulicach. W tym samym czasie dotarł do wszystkich sygnał o tym, iż woda na Głubczyckiej sięga wyżej niżeli ustawione wcześniej worki. Na szczęście i to udało się w porę zabezpieczyć.
Po godzinie 22 mama otrzymała telefon, iż na ulicy Wodnej w okolicy piekarni zalewane jest duże gospodarstwo rolne i prawdopodobnie konieczne będzie wywiezienie 20-30 świń. Pojawił się problem, gdzie owe zwierzęta pomieścić. Liczono jednak, że nie będzie to konieczne.
O godzinie 22.15 zamknięta została droga do Klisina (droga wojewódzka łącząca m.in. Prudnik z Głubczycami). Pewna kobieta mimo znaków zakazu chciała przejechać. Nie dojechała jednak daleko, gdyż jej samochód został zalany przez wodę. Konieczne było ściągnięcie lawety. Policja ukarała kobietę mandatem i punktami karnymi. Moją uwagę przykuł samochód z czeskimi tablicami rejestracyjnymi, którego pasażerowie nie bardzo wiedzieli, co mają teraz zrobić. Nie wiem, jak dojechali do domu.
Około godziny 2 w nocy przy pomocy pracowników RSP w Racławicach zwierzęta z gospodarstwa przy ulicy Wodnej wywieziono do wolnej stodoły aż do Dzierżysławic. Całą noc racławiccy strażacy pełnili dyżur w remizie. Padać przestało około północy. W nocy prawdopodobnie do Racławic z Kędzierzyna wysłano drezynę kolejową i sprawdzano stan torów. Pociągi jednak jeździły bez żadnych przeszkód.
Piątek 7 września. Dzień nie rozpoczął się optymistycznie. O godzinie 5 rano wodowskaz wskazywał 414cm. Można było dostrzec na jak ogromnym obszarze rozlała się woda. Woda rozlała się średnio od koryta rzeki w obu kierunkach na odległości 200-500 metrów. Wszyscy mówili, iż ta nagła powódź przypomina tą z roku 1997. Od samego rana pracownicy RSP przy pomocy "fadromy" (ładowarki) dowozili chleb i zakupy do zalanych domów. Pomagali im strażacy z Racławic, Głogówka oraz Prudnika. Co ciekawe wielu młodszych mieszkańców i to z najbardziej zalanych części ulicy Głubczyckiej przez własne ogrody dotarło do sklepów nie czekając na pomoc. Pracowników do zalanej spółdzielni dowożono na łyżce wspomnianej ładowarki. Miejsce, w którym poprzedniego dnia ładowaliśmy worki było zalane. Woda od wczorajszej nocy rozlała się na długości około 300 metrów od miejsca ładowania worków (do skrzyżowania przy kościele brakowało około 100 metrów).
O wyjeździe do Opola nie było już mowy. Nie czułem nóg w dodatku szykowało się małe przeziębienie. O godzinie 9 wodowskaz wskazywał 412cm zatem był to pierwszy spadek poziomu wody. Chciałem zabrać aparat i sfotografować wszystkie zalane miejsca, ale nie mogłem go uruchomić. Jak się okazało ucierpiał po wczorajszej akcji. Na szczęście znalazł się życzliwy sąsiad, który udostępnił swój sprzęt. Udałem się na boisko sportowe. Boiska nie było. Widać było tylko bramki, kawałki ławek dla zawodników rezerwowych oraz trybunę. Reszta była pod wodą. Co ciekawe w pobliżu pływała piłka. Skąd się tam wzięła?
Obszedłem po wale ochronnym boisko. Część wałów dosłownie zmyło. Budynek szatni zalany był do wysokości około 70cm. Słychać było alarm. Chciałem się dowiedzieć skąd dobiega ten sygnał? Woda o mały włos nie przedostała się do bezpieczników elektrycznych (brakowało około 10cm).
Później udałem się na wielki most kolejowy. Gdzie się nie obejrzałem wokoło było morze wody. Od strony zachodniej nie było śladu rzeki tylko jedno, wielkie jezioro. Woda sięgała szczytu wałów. Od strony wschodniej jeszcze gorzej. Rzeka wystąpiła na szerokość około 600 metrów. Woda parła z taką siłą, że powstało nowe koryto. Zalane zostały piwnice i podwórka domów na ulicy Ogrodowej. Lepiej sytuacja prezentowała się na ulicy Kolonialnej oraz Konopnickiej, gdzie woda wdarła się co najwyżej na podwórka. Po południu zauważyłem, że przy moście prowadzącym do młyna, do którego nie można było się już w żaden sposób dostać ugrzęzło duże drzewo. Obawiałem się, iż uderzyło i przestawiło wiekowy most. Wracając do domu minąłem dziennikarzy telewizji TVN24, przeprowadzających od rana relację z Racławic. W domu trafiłem na rozmowę prowadzoną na żywo z burmistrzem Kałamarzem, który też był w Racławicach.
O godzinie 15.45 strażacy z Prudnika i Głogówka zebrali się przy drodze prowadzącej do młyna. Razem z nimi był Wiesław Adamów właściciel młyna. Odpowiednio zapakowali i zabezpieczył żywność dla mieszkającej tam rodziny (pomoc żywnościową zabezpieczył burmistrz Głogówka). Wiesław Adamów wraz z trzema strażakami z Głogówka kierowanymi przez przedstawiciela straży pożarnej w Prudniku po zbadaniu terenu i zabezpieczeniu poprzez zastosowanie odpowiedniego obliniowania i nałożeniu kamizelek ratunkowych rozpoczęli marsz przez wezbraną rzekę. Musieli pokonać około 400 metrów. Akurat wydarzenie to przy wejściu na żywo pokazywała stacja TVN24. Wiatr wzmagał się gwałtownie. Powstawały duże fale. Po przejściu około 200 metrów jedna osoba przewróciła się. Na szczęście reszta ustała. Wszyscy postanowili wracać. Fale były za duże, podłoże grząskie, a woda sięgała im do pasa. Postanowiono podjąć ewentualną próbę dopiero następnego dnia. Strażacy zdołali sprawdzić stan mostu. Drzewo na szczęście nie zdołało go uszkodzić. Warto dodać, że w czasie powodzi z roku 1997 żywność do młyna dostarczano helikopterem lub przy pomocy nurków.
Woda opadała średnio o 1cm na godzinę. Pojawiło się wreszcie słońce. Woda na ulicy Głubczyckiej opadała, ale nadal zalane były niżej położone mieszkania. O godzinie 19 nie było jakiejkolwiek mowy o otwarciu drogi. Wielu kierowców pytało się, jak mogą dojechać do Głubczyc. Nikt nie był w stanie udzielić im odpowiedzi, ponieważ brakowało informacji o stanie drogi w okolicy Mochowa. Strażacy z Racławic jak i większość jednostek z gminy Głogówek zostało wysłanych do Dzierżysławic, Mochowa i Kierpnia, ponieważ wtedy to tam sytuacja wyglądała najgorzej. W nocy dotarły do mnie sygnały jakoby kolejna osoba mimo zakazów próbowała bez skutku pokonać odcinek drogi Racławice Śl. - Klisino. O godzinie 21 wodowskaz wskazywał aż 402cm. Spadek poziomu wody był znikomy.
Sobota 8 września. Pogoda poprawiła się. Wreszcie świeciło słońce. Z samego rana wybrałem się na wodowskaz. Stan 395cm. Przez prawie 12 godzin woda opadła tylko o 7cm. Na łąkach z wschodniej strony miejscowości nadal morze wody. Poprawiła się sytuacja na ulicy Głubczyckiej. Tam szosa była już przejezdna, ale gdzieniegdzie utrzymywały się duże kałuże. Wszędzie było pełno błota i szlamu. Niektórzy mieszkańcy próbowali uprzątnąć swoje podwórka. Droga do Głubczyc była jednak nadal zamknięta. Zaraz za miejscowością, za mostem nad Osobłogą powstało potężne jezioro, w którym grzęzły ogromne konary blokujące odpływ wody. Tam droga nadal była zalana na długości co najmniej 200 metrów. Zauważyłem duże bele słomy i trawy okryte nylonem, które porwała rzeka i przeniosła na odległości kilkuset metrów. Każdy z tych worków ważył na pewno więcej niżeli 50kg.
Ulice miejscowości wypełniali ludzie. Każdy oceniał zniszczenia. Do sklepów na szczęście bez problemów dotarło zaopatrzenie, a przede wszystkim chleb (poprzedniej nocy dzwonili z piekarni z zapytaniem, czy droga będzie przejezdna). Nie dojechała za to prasa i nie można było przeczytać o zalaniu okolicznych miejscowości.
Fatalnie nadal prezentowało się boisko. Sobotni mecz udało się przełożyć. Od rana strażacy z Racławic pomagali uporządkować ulicę Głubczycką. Już trzeci dzień byli na nogach. W dodatku po południu okazało się, że niedrożna jest kanalizacja, a ścieki ze studzienek wylewają się na ulicę Ogrodową, zalewając okoliczne podwórka. O godzinie 14 droga do Głubczyc była jeszcze zamknięta. Przed kościołem już kilka godzin stał autobus z Oławy. Przepuszczano do Głubczyc pierwsze samochody ciężarowe. Wieczorem sytuacja ustabilizowała się. Mimo zalanej jezdni samochody bez większych przeszkód odjechały w kierunku Głubczyc i Głogówka.
Były to dni, w których nie udało mi się zrealizować żadnego z planów zakładanych w czwartek. Nie pojechałem do Opola, straciłem aparat, a mimo to odczuwam pewnego rodzaju dumę. Wspominam wspólną pracę przy walce z żywiołem i zaangażowanie ludzi, którzy bezinteresownie pomagali innym. Teraz nadszedł czas, by ocenić straty. Te zapewne będą niemałe. Zalanych zostało kilkaset hektarów pól - na części z nich rolnicy posiali juz rzepak. Zniszczone były uprawy ziemniaków oraz kukurydzy.
Podziękowania należą się wszystkim. Na miejscu wydarzeń nie zabrakło władz lokalnych, gminnych i powiatowych, strażaków, a przede wszystkim ludzi chętnych do pomocy. Racławiccy strażacy juz od godzin popołudniowych w czwartek pracowali ponad siły. Pomagały nam jednostki z Głogówka i Prudnika. Wielu mieszkańców bezinteresownie kilka dni walczyło z wodą, a później pracowało przy usuwaniu szkód. Tak jak nagle pojawiła się woda, tak szybko pojawiły się osoby chętne do pomocy. W tej nierównej walce racławickie społeczeństwo pokazało, że potrafi się zorganizować i nie bacząc na niebezpieczeństwo nieść pomoc najbardziej potrzebującym.
Kilka lat temu Osobłoga w Racławicach została uregulowana. Jednak prace wykonane zostały tylko na kilkukilometrowym odcinku w pobliżu miejscowości. Woda przepłynęła przez obszar uregulowany, ale zatrzymała się w miejscu nieuregulowanym zaraz za Racławicami i cofnęła się. To była główna przyczyna zalania tak dużych obszarów. Nikogo zatem nie dziwiły głosy, że Racławice "woda zaatakowała od tyłu".
Na koniec warto dodać, iż nie brakowało opinii, jakoby wody podczas tej powodzi było więcej niżeli w czasie pamiętnej powodzi z roku 1997 z tą uwagą, iż ta rozlała się bardziej na stronę południową niżeli północną oszczędzając tym samym wiele domów.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Powodzie, opady, burze, wichury
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze