Artykuły
Akcja trwała trzy godziny
Autor: STANISŁAW STADNICKI.
Stodoła wypełniona słomą spaliła się w środę 13 czerwca, w Racławicach Śląskich.
Wszystko zaczęło się po godzinie 11.00. Nad Racławicami przetoczyła się potężna burza. Około godziny 11.45 rozległ się straszliwy huk uderzającego pioruna. Większość mieszkańców wyszła przed domy, by sprawdzić czy grzmot nie trafił w okolice ich posesji. W tym czasie także pracownicy spółdzielni rolniczej w Racławicach zastanawiali się, "gdzie mógł uderzyć ten piorun". Chwilę później spostrzegli, że to w ich pobliżu pali się ogromna stodoła. Piorun trafił w ścianę budynku z jego północnej strony. Natychmiast zapaliła się zgromadzona tam słoma. W tej części Racławic piorunochron posiadają tylko budynki należące do spółdzielni i co ciekawe piorun trafił właśnie w jeden z nich.
Pracownicy zareagowali szybko i rozległa się syrena alarmowa. Jeszcze przed godziną 12.00 do pożaru pojechała jako pierwsza straż z Racławic, a zaraz za nią jednostki z Głogówka, Szonowa, Prudnika i Lubrzy. Warto dodać, że cały czas trwała burza z licznymi wyładowaniami, stąd mieszkańcy Racławic przez około 30 minut nie mieli pojęcia co i gdzie się pali.
Po godzinie 12.00 na miejscu było już około 5 wozów strażackich. Próbowali oni stłumić ogień z dwóch stron budynku.
Akcja przebiegała bardzo sprawnie. Do płonącego budynku prowadzi dość dobra droga, a w pobliżu znajduje się duży plac. Wozy strażackie mogły swobodnie po nim manewrować, dlatego, gdy jednemu kończył się zapas wody natychmiast na jego miejsce wjeżdżał drugi. Policja w pobliże pożaru nie dopuszczała mieszkańców, by ci nie utrudniali akcji.
Po dwóch godzinach większość słomy już się spaliła, ale ogień nie ustępował. Strażacy cały czas polewali budynek wodą. Dopiero tuż przed godziną 14.00 pierwszy wóz strażacki wjechał do środka budynku przez dużą spaloną bramę i przy pomocy armatki wodnej próbował gasić pożar.
Po godzinie 14.00 jeden z pracowników spółdzielni przy użyciu ogromnej ładowarki nie bacząc na niebezpieczeństwo wjechał do budynku i wywoził palącą się słomę "na łyżce" po czym wyładowywał ją za budynkiem.
Po trzech godzinach akcji pożar został prawie ugaszony. Z mniejszym wysiłkiem strażacy polewali budynek wodą z resztkami znajdującej się w nim tlącej się jeszcze słomy.
Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Straż pożarna
Kategoria: Pożary, podpalenia
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze