Artykuły
Koszykówka - play-off: Zamknęli "Albiarzom" usta!
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 26 - Marzec 2014r. , godz.: 02:42
Chorzowskie "pendolino" (tak redakcja strony internetowej klubu z Wesołego Miasteczka nazywała swój zespół od początku sezonu) w kwietniu miało przebojem wjechać na zaplecze ekstraklasy. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Pewni swego "Albiarze" swoją podróż do wymarzonej I ligi zakończyli na "stacji Prudnik", odpadając z dalszej rywalizacji już w ćwierćfinale play-off. Ich pogromcą stała się niedoceniana przez nich Pogoń. I to Pogoń pędzi dalej, a zdezelowany skład "tanich linii kolejowych" na następną przejażdżkę poczeka do jesieni.
Rewanżowe spotkanie w hali OSiR-u obejrzał komplet kibiców. Ci próbkę swych możliwości dali jeszcze przed pierwszym rzutem sędziowskim, witając ekipę gości w bałkańskim stylu - buczeniem i przeraźliwymi gwizdami. To reakcja na skandaliczne zachowanie chorzowskiej drużyny podczas grudniowego meczu przy Łuczniczej oraz przyszycie tutejszym fanom przez portal Alby łatki żuli. Dodatkowo po zeszłotygodniowym pojedynku trener Rafał Sobecki (dr nauk o wychowaniu fizycznym) w wywiadzie dla jednej z telewizji podgrzewał atmosferę wypowiedziami typu: "W Prudniku czekają nas ciemne strony mocy".
Podopieczni Tomasza Michalaka zaczęli zawody nieco usztywnieni. Pierwsze trafienie z gry (po rzucie Tomasza Madziara) zanotowali dopiero w 4. minucie. Na szczęście rywal, już ze swoim podstawowym rozgrywającym, Karolem Leszczyńskim, też się mylił w ataku i strata do niego była niewielka (3:5). Ponad połowę punktów w premierowej odsłonie gospodarze zdobyli z linii rzutów wolnych. To właśnie po nich (egzekutorem był Kacper Stalicki) w 8. min po raz pierwszy wyszli na prowadzenie (14:12) i dzięki nim (tym razem osobiste wykorzystał Wojciech Leszczyński) wygrali kwartę 19:15.
Drugą ćwiartkę znów lepiej rozpoczęli goście. Po trafieniu spod kosza Marcina Weselaka i trójce (pierwsza w meczu z obu stron) Tomasza Gembusa nawet odzyskali prowadzenie (19:20). Odpowiedź podrażnionej Pogoni była jednak błyskawiczna. Sygnał do ofensywy dał celnym rzutem za trzy Krzysztof Chmielarz, a po nim trafiali kolejno: Krzysztof Bolibrzuch, Stalicki i Marcin Łakis (za 3). Imponującą serię prudniczan 10:0 (w efekcie 29:20), którzy w tym fragmencie doskonale radzili sobie także w obronie - piłki przechwytywał m.in. Leszczyński, a deskę opanowali Adam Cichoń i Madziar, przerwał trener Sobecki, biorąc czas. Jego wskazówki poskutkowały zmniejszeniem strat do 5 punktów (35:30 po 20 minutach).
Zaraz po przerwie prudnicki kocił rozgrzał do czerwoności Leszczyński, który efektownie zablokował o tablicę będącego sam na sam z koszem Łukasza Wójcika. Później kapitalnymi wejściami pod samą "dziurę" zachwycał Chmielarz. W połowie trzeciej kwarty Pogoń prowadziła 43:36 (po rzucie Cichonia) i wydawało się, że w końcu złamie przeciwnika. Ten jednak i tym razem zdołał wyjść z opresji, w czym największa zasługa Gembusa i Weselaka oraz rezerwowych Piotra Podbiała i Gracjana Dobriańskiego. Ten ostatni sprawił, że po 30 minutach na świetlnej tablicy wyników widniał remis po 50.
Decydującą kwartę otworzył Damian Tokarski (50:52). W rewanżu zza łuku trafił Madziar (jako jedyny zaliczył double-double - 16 pkt i 11 zb.). Przez kolejne dwie minuty rezultat ani drgnął, choć dogodnych sytuacji do zdobycia punktów nie brakowało z obu stron. Niemoc przełamał rzutem spod deski Stalicki (55:52). Na 5 minut przed ostatnią syreną po akcji Michała Batorskiego było 57:55 i kibice szykowali gardła na dramatyczną końcówkę. Ta jednak nie nastąpiła. Biało-niebiescy, mimo potwornego zmęczenia, zdemolowali chorzowian, wygrywając trzyminutowy fragment 14:0. Kanonadę rozpoczął 6 "oczkami" z rzędu Madziar (63:55), a wisienkę na torcie ułożył wsadem po szybkim ataku człowiek - guma Leszczyński. Bezradni wobec szczelnej obrony Pogoni przyjezdni coraz częściej zamiast na grze skupiali się na dyskusjach z sędziami i pyskówkach z publiką, kierując w stronę trybun obsceniczne gesty, w czym brylował duet Tokarski - Batorski. Najprawdopodobniej mieli oni na celu sprowokowanie kibiców tak, by mecz zakończył się przed czasem. Żaden jednak, w co aż trudno uwierzyć, nie "zarobił" przewinienia technicznego. Podobnie jak trener Sobecki, który krytykował niemalże każde orzeczenie arbitrów i bezkarnie spacerował po boisku. Ostatnie punkty dla Pogoni zdobył rutyniarz Bartosz Trytek.
Po meczu zawodnicy zespołu gości ruszyli z pięściami w stronę miejscowych fanów!. Do konfrontacji na szczęście nie doszło, w porę interweniowała ochrona.
- Kluczem do zwycięstwa była wola walki, zostawiliśmy serce na parkiecie. Nie spuściliśmy głów w trudnym dla nas momencie, gdy Alba odrobiła straty i wyszła na prowadzenie w czwartej kwarcie. Wręcz przeciwnie - wykrzesaliśmy z siebie resztki sił, choć już widziałem po chłopakach, że nie mają czym oddychać, i zaczęliśmy od nowa budować przewagę. Skrzydeł dodała nam publika, która jest naszym szóstym zawodnikiem. W innych drużynach, w których występowałem (m.in. ekstraklasowy PGE Turów Zgorzelec - red.), publiczność też była świetna, ale nigdzie nie ma tej specyficznej atmosfery, że są trybuny tuż przy boisku i w zasadzie biega się ocierając o kibiców, przypomina mi to trochę NBA - powiedział dla "TP" najefektywniejszy gracz spotkania (15 pkt., 5 zb., 5 as., 5 prz., 1 bl., eval 25) Wojciech Leszczyński.
Z dorobkiem 9 punktów i 12 asyst mecz zakończył Adam Cichoń.
- Udowodniliśmy rywalowi, że jako zespół jesteśmy lepsi. Niepotrzebnie tylko każdy z nas próbował indywidualnymi zagraniami przechylić szalę zwycięstwa, gdy odskakiwaliśmy na 8-10 punktów. W takich momentach tym bardziej powinniśmy grać drużynowo i budować wygraną cegiełka po cegiełce. Było nerwowo, ale najważniejsze, że wytrzymaliśmy ciśnienie i to my gramy dalej - mówi dla naszej gazety center Pogoni. - Chorzowianie próbowali nas zaskoczyć paroma nowymi zagrywkami, ale nasz coach szybko ich rozczytał. Mam nadzieję, że przedłużymy passę zwycięstw i w finale dołączy do nas Jarek Pawłowski.
- To był najważniejszy mecz nie tylko w tym sezonie, ale i w całej historii klubu, a my nie sprostaliśmy zadaniu. Dramat... Dotrzymywaliśmy kroku Pogoni do 35 minuty i wtedy coś pękło, zabrakło nam konsekwencji w ataku - mówi Damian Tokarski. - Prudnik rozegrał dziś solidne zawody, z mojej strony chciałem pochwalić Leszczyńskiego - bardzo dobry obrońca. Całą rywalizację ustawił pierwszy pojedynek. Sądziliśmy, że to będzie łatwy mecz, jeszcze przed jego rozpoczęciem myślami byliśmy już w drugiej rundzie, a tymczasem Pogoń kompletnie nas zaskoczyła. Do rewanżu przystępowaliśmy pełni wiary, choć wiedzieliśmy doskonale, jak ciężko się gra przy tej zagorzałej publiczności. Korzystając z okazji chciałem przeprosić z całego serca tutejszych kibiców za ostatnie zachowanie niegodne sportowca (zawodnik "pozdrawiał" widownię środkowym palcem - red.). Poniosły mnie nerwy w tamtym meczu, nie powinno się coś takiego zdarzyć. Mam nadzieję że nie będą pałać do mnie nienawiścią, bo to było dzisiaj słychać, chociaż im się nie dziwię.
O finał Pogoń zagra z GTK. Pierwszy mecz już w najbliższą sobotę w Gliwicach.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Koszykówka - Pogoń Prudnik
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze