Artykuły
Wspomnienie Zygmunta Chychły: Ani nierozsądny - ani bojaźliwy
Autor: JAN DOLNY.
Publikacja: Środa, 1 - Sierpień 2012r. , godz.: 10:20
NEC TEMERE NEC TIMIDE - Weder unbesonnen, noch furchtsam. Jan Dolny prudniczanin z Hamburga wspomina wybitnego polskiego sportowca. To właściwy moment w chwili rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
Przed skromnym kamieniem nad grobem w hamburskiej dzielnicy Nienstedten, na wysokim wybrzeżu Łaby położonym na cmentarzu, zebrała się mała grupka ludzi. Młodzi i urodzeni już przed wielu laty. Rodzina, przyjaciele, wielbiciele - Niemcy, Polacy - przybyli, aby 20 lipca wspomnieć i uhonorować Zygmunta Chychłę, wspaniałego człowieka, wyjątkowego polskiego sportowca - boksera.
NEC TEMERE NEC TIMIDE - od wieków hasło miasta Gdańska, jakby było wymyślone dla Zygmunta Chychły. Dokładnie 60 lat temu, na Igrzyskach Olimpijskich 1952 roku w Helsinkach, zwyciężył "twardy Kaszub“. Po niesłychanie twardej i zaciętej walce, jednak jednogłośnie zwyciężył nad swoim "etatowym“ przeciwnikiem Rosjaninem Sergiejem Szczerbakowem, zdobywając pierwszy po wojnie złoty medal olimpijski dla Polski. W tym dniu zaczęły się "złote lata“ polskich pięściarzy.
Teraz rozmawiając z przemiłą rodziną, do dziś przeze mnie uwielbianego boksera, przypominam sobie jak słuchaliśmy transmisji z "kołchoźnika" w świetlicy mojej prudnickiej "Dwójki“. Jaka radość panowała. Nie tylko w naszej świetlicy w Prudniku, ale w całej Polsce!
U nas w szkole pan dyrektor Balcerek musiał do świetlicy przyjść i poprosić z uśmiechem na twarzy o "cichszą radość".
Starszy gdańszczanin Zygmunt Bach wspomina jego treningi jako juniora w gdańskim Stoczniowcu. Trenerem jego był właśnie Zygmunt Chychła. Widzę w jego oczach radość, gdy wspomina, jak dumni wówczas byli, gdy mogli ubrać "złote rękawice".
Podczas godziny pamięci "Złotego“ Zygmunta obecna jest garstka przyjaciół, ale tyle jest wspomnień. Miłych, szczerych. Ksiądz Krzysztof Jaworski z polskiego kościoła pw. św. Józefa w Hamburgu, modli się z nami za pamięć wielkiego Polaka. Młody człowiek, może tylko z opowieści starszych coś o "bohaterze" dzisiejszego dnia się dowiedzieć. Nie ukrywa jak wzruszony jest tym spotkaniem z przeszłością.
Z Warszawy przybył na ten moment uczczenia Zygmunta Chychły, jako przedstawiciel Polskiego Komitetu Olimpijskiego Stanisław Krawiec. Przyznaje, że trudno mu znaleźć odpowiednie słowa na uhonorowanie tego człowieka i sportowca. Bo jest to nie tylko opis życia zasłużonego dla Polski sportowca, lecz również historia ciężkich czasów, które "twardy Kaszub“ - jak również wielu ludzi przed laty musieli znosić. Dopiero w roku 1972 zezwolono Zygmuntowi Chychle, wraz z rodziną opuścić Gdańsk i wyjechać do Hamburga.
Urodzony 5 listopada 1926 roku w Gdańsku sportowiec zmarł 22 sierpnia 2009 roku w Hamburgu. Spoczywa tutaj jako Siegmund Chychla. Pan Krawiec układa wieniec na grób i ze smutkiem w głosie wspomina że właśnie w tej samej chwili odbywa się pogrzeb Jerzego Kuleja w Warszawie. Boksera, dwukrotnego mistrza olimpijskiego. Jaki smutny dzień dla polskiego sportu.
Młody polski konsul Marek Sorgowicki z ciepłymi słowami zwraca się do rodziny, zebranych przyjaciół i wielbicieli niezapomnianego Zygmunta Chychły. Przyznaje się, że to spotkanie go bardzo wzbogaciło, bo dało mu poznać przeszłość, do której warto jest częściej wracać.
W gronie zebranych widzę dobrze mi znaną z telewizji postać: Marcin Lijewski. Znakomity piłkarz ręczny hamburskiego HSV - reprezentant polskiej drużyny narodowej. Jest z nami w oficjalnej misji. Przekazuje bowiem sztandar Polskiego Komitetu Olimpijskiego na ręce syna Zygmunta Chychły Siegmunda! Piękna tradycja polskiego sportu.
Zarówno dumny, jak i wzruszony Siegmund Chychla, waz z żoną Ritą i córką Marthą odbierają z rąk Marcina Lijewskiego ten symboliczny gest na pamięć ojca i dziadka. Siegmund Chychla junior "rewanżuje“ się pokazując nam złoty medal olimpijski z Igrzysk w Helsinkach w 1952 roku.
W Hamburg nikt jeszcze tej tak ważnej dla polskiego sportu pamiątki nie widział, ponieważ Zygmunt Chychła nie medalem złocić chciał - lecz jako dobry ojciec i wierny przyjaciel.
Dłuższy czas słucham wspomnień ludzi którzy mojego idola osobiście poznali. Cieszę się i smucę zarówno. Radość jest, bo miałem możliwość należeć do tego małego grona ludzi, którzy oddali serdeczny hołd wielkiemu idolowi polskiego sportu. Żal bo nie wiedziałem że idol moich prudnickich lat żył w Hamburgu. I to od tylu lat....
Czuję smutek i żal, że się z panem Zygmuntem nie spotkałem. Ale nieraz go serdecznie wspominałem, przypominając sobie dzień 20 lipca 1952 roku, jako uczeń "Dwójki". Na pewno odwiedzę bohatera moich lat dziecięcych częściej.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze