Artykuły
Wywiad: Wiedziałem, że szlak kończy się w Prudniku
Autor: ROZMAWIA ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 25 - Lipiec 2012r. , godz.: 11:26
Andrzej Piecuch z Tarnowskich Gór na przełomie czerwca i lipca, przeszedł Główny Szlak Sudecki ze Świeradowa-Zdroju do Prudnika. Kończąc swoją wyprawę odwiedził naszą redakcję, dzieląc się wrażeniami z trasy.
- Skąd pomysł na to, żeby przejść Główny Szlak Sudecki?
- Pomysł padł w ubiegłym roku. W pierwszej wersji miał to być Szlak Główny Beskidzki i w 2011 roku przeszedłem go. W tym roku zaplanowałem sobie Główny Szlak Sudecki. Beskidzki jest o 100 kilometrów dłuższy, jak widać, przeszedłem oba.
- Kiedy pan wyruszył w trasę?
- Dwa tygodnie temu, w sobotę, 23 czerwca ze Świeradowa-Zdroju.
- I dzisiaj pan zakończył w Prudniku, 6 lipca. No właśnie, w Prudniku, czy w Paczkowie, miał pan ten dylemat?
- Nie, wiedziałem że szlak kończy się w Prudniku, a nie w Paczkowie. Szlak został przedłużony.
- Jest grono turystów, które nie chce uznać tego faktu, stąd moje pytanie. Ile średnio dziennie przechodził pan kilometrów?
- Od dwudziestuparu po sześćdziesiąt kilometrów. Taką długą trasę przeszedłem ze Złotego Stoku do Głuchołaz. Myślałem, że będę spać w Sławniowicach, ale tam nie było żadnych punktów noclegowych, tak więc postanowiłem iść do Głuchołaz. Na miejscu, na Rynku, byłem o godz. 22.15, a ze Stoku wyszedłem o 7.00 rano.
- Wyrazy uznania, tym bardziej miał pan w nogach już kilkaset kilometrów. Czy marsz przebiegł zgodnie z wcześniej obranym planem?
- Rzeczywiście miałem na początku plan, ale później uległ zmianie. Przez pierwsze sześć dni szedłem z kolegą, który ze względu na kontuzję ścięgna musiał się wycofać. Odtąd szedłem już sam. Cała trasa podzielona była na odcinki z uwzględnieniem miejsc, gdzie można spać. Nie zabieraliśmy ani namiotów, ani śpiworów, zakładając że będziemy spali w schroniskach i innych, podobnych miejscach.
- I bez namiotu ma pan sporej wielkości plecak.
- Ze dwadzieścia kilo może ważyć. Wszystkie przydatne w wędrówce rzeczy trzeba mieć ze sobą. Były i takie, które okazały się niepotrzebne, jak kurtka i "polar", ale mam taką zasadę, że zawsze zabieram je ze sobą, bo z pogodą może być różnie.
- Będzie pan spał w Prudniku?
- Nie, od razu jadę dalej. Po sześćdziesięciokilometrowym maratonie do Głuchołaz, zrobiłem sobie dzień z krótszą trasą do Pokrzywnej, i dziś do Prudnika.
- Gdzie pan spał w Głuchołazach?
- Nie wiedziałem, że w Głuchołazach jest schronisko młodzieżowe, stąd tak na szybko znalazłem nocleg w hotelu "Sudety". W Pokrzywnej spałem już w schronisku, w byłej strażnicy.
- Który odcinek Głównego Szlaku Sudeckiego najbardziej się panu podobał?
- Najciekawsze są Góry Izerskie i Karkonosze, ponieważ cały czas idziemy w terenie odkrytym. Dalsze odcinki prowadzą już lasem, gdzie tylko czasem trafia się na punkty widokowe. Pod tym względem Karkonosze są bardzo podobne do Tatr.
- Jak pan sobie poradził z upałami?
- Chustka na głowie, dużo pić i maszerować w miarę możliwości w cieniu.
- To pod tym względem na pewno pana nie rozpieszczał odcinek z Paczkowa do Głuchołaz. Tam same pola.
- Tak, ponadto idzie się sporo po asfalcie.
- Dużo razy gubił pan szlak?
- Zdarzyło się kilka razy. Mam jednak nawigację turystyczną (elektroniczne urządzenie GPS - przyp. red.), która w takich sytuacjach jest bardzo pomocna. Ale większych problemów nie było, mam już doświadczenie. Przy wyjściu z Pokrzywnej, w Moszczance, szlak skręca w górę i w tamtym rejonie miałem pewne kłopoty.
- Czego używa pan do nawigacji?
- Garmina Vista HCx. Urządzenie pokazuje na przykład ile kilometrów zrobiłem dotychczas, ile mi zostało do końca. Ślad szlaku jest przygotowany wcześniej w komputerze. Codziennie wgrywa się dany odcinek, na bieżąco pokazuje gdzie się znajdujemy. To się przydaje w trudnym warunkach, na przykład przy mgle. Oczywiście nie można wierzyć na ślepo, w Tatrach zejście ze szlaku na dwa metry może skończyć się w przepaści. Jest duża rozbieżność w kilometrażu. Według opisów szlak ma około 428 kilometrów, a u mnie wyszło prawie 490.
- Uczestniczy pan w imprezach - marszach długodystansowych?
- W zasadzie to nie, ale w tym roku zapisałem się na Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej, 145 kilometrów w dwa dni. Wydaje mi się, że jest to dystans nie dla mnie, że go nie przejdę, ale chcę spróbować.
- Kolega z PTTK Prudnik, Roman Gwóźdź uczestniczy w tej imprezie. Ja byłem w tym roku na Twardzielu Świętokrzyskim, ale to tylko 100 km w 22 godziny. Jeśli ma pan czas, to zapraszamy 8 września na Prudnicki Maraton Pieszy, tylko 50 kilometrów z Červenohorskiego Sedla do Prudnika.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Wędrowiec - dodatek turystyczny
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze