Artykuły
O wizycie Stanisława Rakoczego sub- i obiektywnie: Bez ekonomii nie będzie demog
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 8 - Styczeń 2014r. , godz.: 11:41
Na czym polega (i na czym polegnie) program "Mieszkania dla Młodych", a także jakie są pożytki ze straży pożarnej, specjalnych stref ekonomicznych oraz urlopów rodzicielskich - te i inne sprawy pojawiły się na grudniowej, przedświątecznej sesji Rady Gminy w Lubrzy. A wszystko z powodu wizyty Stanisława Rakoczego - podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych oraz prezesa wojewódzkich struktur PSL-u.
Lubrzańscy samorządowcy nie mają szczęścia do zapraszanych gości. W zeszłym roku (w okresie wakacyjnym) starosta prudnicki Radosław Roszkowski nie dotarł na sesję (ani on, ani nikt z jego świty). Problem z trafieniem do stolicy tej małej wiejskiej gminy miał również Stanisław Rakoczy (rajcy zaprosili go na przedostatnią w 2013 roku sesję). Kłopoty nie wynikały jednak z braku orientacji w terenie, lecz z obowiązków, które zatrzymały go w Warszawie. Wysoko postawiony gość miał okazję przeprosić lubrzan osobiście, gdyż na sesji w grudniu obecny był już nie tylko duchem.
Co zrobiła koalicja rządząca i za czym "chodził" PSL
Stanisław Rakoczy jest obecnie podsekretarzem stanu (a więc wiceministrem) w resorcie spraw wewnętrznych, w poprzedniej kadencji sejmu sprawował z kolei mandat poselski. Ma bogate doświadczenie w pracy samorządowca. Był już wicemarszałkiem województwa opolskiego, starostą powiatu kluczborskiego oraz przewodniczącym rady miejskiej (również w Kluczborku). Jak sam zaznaczył, ma w sobie "krew samorządowca". Stwierdzeniem tym chciał podkreślić, że leżą mu na sercu (które tę krew pompuje) losy mniejszych jednostek terytorialnych. Stanisław Rakoczy to także członek (i prezes na szczeblu wojewódzkim) Polskiego Stronnictwa Ludowego - partii, która ma za zadanie reprezentować właśnie rolników, a więc ludzi z małych miejscowości. Czy rzeczywiście reprezentuje? Co do tego pojawiły się wątpliwości. O tym jednak będzie później.
Na początku - jak to zwykle bywa - zaproszony gość mówił "coś od siebie". Wtedy to właśnie jest czas, aby pochwalić się sukcesami. Stanisław Rakoczy opowiadał o wszystkim tym, co - w jego głębokim przekonaniu - udało się zrobić obecnej koalicji rządzącej (zaproszony gość podkreślał też, że za wieloma sprawami "chodził" właśnie PSL).
Po pierwsze - ruszający z początkiem tego roku program "Mieszkanie dla Młodych". Ma on odpowiadać na bardzo ważną potrzebę ludzi, którzy znajdują się na przysłowiowym starcie. Każdy bowiem, kto pragnie wykazać, że Polska to kraj bez perspektyw dla osób wchodzących w dorosłe życie, prędzej czy później dojdzie do argumentu mieszkaniowego (mało kogo stać na swoje lokum, mało kogo stać na kredyt). Wyżej wymieniony program polegać ma na dopłatach do kredytów (nawet w wysokości 20%). Najwięcej kontrowersji budzi jednak fakt, iż owa pomoc związana jest z mieszkaniami kupowanymi na rynku pierwotnym (w ostatecznym kształcie programu znalazła się też budowa i kupno domku jednorodzinnego), jak wiemy natomiast, młodzi - jeśli już biorą kredyt na mieszkanie - decydują się częstokroć na rynek wtórny (zakup od poprzedniego właściciela, nie zaś dewelopera). W związku z tym, spotkać się można ze stwierdzeniem, że to pomoc niewielka, a wręcz fasadowa. Jednak - fakt faktem - program taki wszedł w życie, zaś podczas sesji nie wzbudził żadnych dyskusji (może dlatego, że rynek deweloperski chyba nie za bardzo lubrzan interesuje).
Druga sprawa - urlop rodzicielski dla matek i ojców. Stanisław Rakoczy - jak sam zaznaczył - nie lubi językowego udziwnienia, jakim jest "urlop tacierzyński", woli pozostać przy zdroworozsądkowym "rodzicielskim". Zaznaczył też, że w Unii Europejskiej znajdujemy się w czołówce, jeśli chodzi o długość tego rodzaju urlopów. Wszystko się zgadza, choć tu również pojawia się "ale". Mieć taką opcję - to jedno, a móc w praktyce z niej skorzystać - to drugie. Nie każdemu pracodawcy jest przecież w smak płacenie 100% wynagrodzenia (w przypadku urlopów półrocznych) czy 80% (w przypadku rocznych) osobie niepracującej i jednocześnie zatrudnianie kogoś na zastępstwo (co rząd podaje jako atut); i nie musi być to wcale pracodawca cyniczny, który od początku daje do zrozumienia, że gdy kobieta zajdzie w ciążę, pretekst do zwolnienia zawsze się znajdzie. Punktowe naprawy polskiego prawa mają jednak to do siebie, że zadowolą tylko pewną (często niewielką) grupę osób.
Strefa powinna być dużo, dużo szersza
Kolejna, trzecia rzecz - specjalne strefy. Zarówno demograficzne jak i ekonomiczne.
- Bez ekonomii nie będzie demografii - Stanisław Rakoczy wskazał na istotną zależność.
Rozdawnictwo nie sprawdza się na dłuższą metę. Znacznie lepsza jest szeroko pojęta działalność "inkubatorowa", a więc tworzenie cieplarnianych warunków przynajmniej w początkowej (najtrudniejszej) fazie rozwijania biznesu. Niższe podatki, ceny za wynajem, dotacje, pomoc sprzętowa czy merytoryczna - to może skłonić do założenia firmy (zwłaszcza tych, którzy "chcieliby, a się boją"). Oczywiście, działania takie ingerują w naturalne mechanizmy rynkowe, jednak - jak wspomniano wcześniej - każde leczenie punktowe ma to do siebie, że jest tylko leczeniem punktowym. Kwestię specjalnych stref ekonomicznych trafnie skomentował Łukasz Piechowiak, analityk portalu finansowego Bankier.pl. "Cała Polska powinna być strefą ekonomiczną" - już tytuł jego tekstu wyjaśnia wszystko. Dajmy Polakom odpowiednie warunki, a będą się rozwijać.
- Wałbrzyska strefa ekonomiczna staje się powoli strefą wałbrzysko-opolską - mówił z kolei z optymistycznym zacięciem Stanisław Rakoczy. - W Opolu będzie otwarte specjalne biuro strefy. Szykują się duże inwestycje.
Faktycznie, istnienie w Polsce już kilkunastu takich stref (przykłady: wałbrzyska czy katowicka) pokazuje, że jest to droga przynosząca realne korzyści. Wiadomo, że gdzie rozwój gospodarki, tam wpływy do budżetu państwa; gdzie przemysł, tam i sektor usług; gdzie miejsca pracy i przyzwoite pensje, tam i dzietność większa (na pewno wśród tych, którzy ze względów bytowych nie decydują się na dziecko; ponieważ - jak wiemy - powodów bezdzietności czy małodzietności jest w naszym kraju więcej: konsumpcjonizm, niepłodność itd.). Trudno - w każdym bądź razie - nie zgodzić się z Rakoczym. Gdzie ekonomia, tam i demografia. Odwrotnie - już niekoniecznie. Choć oczywiście 80% udziału państwa w budowie żłobków piechotą nie chodzi, to jednak w polityce prorodzinnej chodzi o coś znacznie więcej.
Zmieniając jednak temat - Stanisław Rakoczy zaangażowany jest w ministerstwie w działania na rzecz straży pożarnej (służby te podlegają bowiem pod resort, w którym zaproszony gość jest wiceministrem). Bierze on między innymi udział w pracach mających na celu precyzyjne, prawne zdefiniowanie ochrony ludności. Jest on także zwolennikiem tego, aby straż pożarną i obronę cywilną połączyć w jeden byt. Dziś pole zadań strażaków jest na tyle szerokie, zaś ich skuteczność na tyle wysoka, że tworzenie dwóch formacji nie jest - zdaniem Rakoczego - potrzebne. Cóż, redukcja machiny urzędniczej, choć na początku odbywa się w bólach, długofalowo jest działaniem pożądanym.
Stanisław Rakoczy wręczył na ręce Andrzeja Karmelity, komendanta gminnego OSP promesę na sumę 30 tys. zł. Wsparcie zawsze się przyda.
Już za tydzień ciąg dalszy relacji z wizyty wiceministra. Wtedy to zajmiemy się pytaniami ze strony radnych oraz różnicami zdań, które pojawiły się na sali. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze