Artykuły
Jak wyludniła się Twoja miejscowość: Sprzedam wieś pod Prudnikiem
Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 8 - Styczeń 2014r. , godz.: 11:37
W Hiszpanii, Portugalii, czy Francji biura nieruchomości wystawiają na sprzedaż całe, wyludnione wsie. Czy miejscowościom ziemi prudnickiej w perspektywie 20-30 lat grozi podobny scenariusz? Sprawdzamy jak w ciągu ostatnich stu lat zmieniła się liczba mieszkańców na ziemi prudnickiej. I co będzie dalej?
Na czeskim pograniczu nieopodal ziemi prudnickiej są miejscowości, które dosłownie znikły z powierzchni ziemi. Po ludnych, liczących w okresie międzywojennym nawet kilkaset mieszkańców wsiach pozostały nikłe ruiny ukryte wśród łąk i lasów. Czasem w miejscu dawnej miejscowości znajduje się kilka zadbanych obejść o charakterze daczy. Ich właściciele przyjeżdżają tam w weekendy z dużych miast, ciesząc się spokojem i przyrodą. Taką wsią jest Valštejn położony w odległości 13 km od centrum Prudnika. W 1939 r. mieszkało tam 494 osób, w 2001 r. odnotowano 37 stałych mieszkańców. Większość zabudowań została rozebrana, również z kościołem, po którym nie ma dziś śladu. W formie szczątkowej znajdują się Studnice, miejscowość pełniąca kiedyś rolę rolniczego przedmieścia Osobłogi (Osoblaha) na drodze do Racławic Śląskich. Populacja osady zmniejszyła się ze 176 w 1939 r. do kilku osób obecnie.
W Republice Czeskiej nie są to wyjątkowe sytuacje. Tak samo jak to się stało na ziemiach zachodnich Polski po II wojnie światowej również Czechosłowację musieli opuścić jej dotychczasowi mieszkańcy - Niemcy. Tyle, że na terenie Polski niemieckojęzyczne dotychczas miejscowości zajmowała ludność z Kresów, natomiast Czesi nie mieli "nadwyżki" obywateli. Ze wschodu ściągano Czechów wołyńskich i nieukraińskich mieszkańców Rusi Zakarpackiej przyłączonej do ZSRR. Do przyjazdu do Sudetów zachęcano Słowaków z przeludnionych górskich wsi. Po wybuchu wojny domowej w Grecji, emigrantów kierowano na słabo zaludnione pogranicze. Nadal jednak była to kropla w morzu potrzeb. "Poniemieckie" wsie nigdy nie odzyskały dawnego potencjału demograficznego, co więcej opustoszały całe miejscowości lub ich fragmenty położone w najmniej sprzyjających geograficznie obszarach.
U nas nie Czechy
W powiecie prudnickim do tak spektakularnych zmian nigdy nie doszło i to nie tylko z powodu wydarzeń historycznych, które zmieniły oblicze całego świata. Prudnickie wsie ze względu na wysoką kulturę rolną i dobre gleby, chętnie zostały zaludnione przez przybyszów ze wschodu, głównie chłopów. W północnej i wschodniej części powiatu pozostali dotychczasowi mieszkańcy - Ślązacy. Powojenne ponowne zaludnienie wsi uratowało potencjał demograficzny Śląska, w tym ziemi prudnickiej, ale niestety do czasu. Cały okres PRL-u, a później czasy III RP , to nieustanny proces zmniejszania liczby mieszkańców obszarów wiejskich ziemi prudnickiej.
Dla potrzeb niniejszego opracowania posłużyłem się liczbą mieszkańców z trzech okresów. Pierwsze dane pochodzą z 1910. To schyłkowy okres kiedy liczba ludność terenów wiejskich powiatu prudnickiego osiągnęła najwyższy poziom w historii. Choć liczby z tamtego okres wydają się z dzisiejszej perspektywy pozytywne, czy wręcz imponujące, to w rzeczywistości świadczą o innym problemie - przeludnienia. To właśnie dlatego w tamtych czasach ludność wiejska migrowała do miast, okręgów przemysłowych, a nawet za ocean, uciekając najzwyczajniej w świecie przed biedą.
Po I wojnie światowej demograficzna sytuacja w powiecie prudnickim uległa stabilizacji i liczba ludności w większości miejscowości, również w Prudniku, spadła (patrz: tabela).
Koniec II wojny to temat przesiedleń i względna stabilizacja w czasach PRL-u. W przypadku Prudnika ludność systematycznie rosła, przekraczając stan z 1939 r. i dotychczas maksymalną liczbę mieszkańców z przełomu XIX i XX w. (ponad 20 tys.). Na początku lat 90. XX w. Prudnik na krótko przekroczył poziom 25 tys. mieszkańców. Potem był już tylko spadek do poniżej 22 tys. obecnie.
Mniej ludzi, a wieś taka sama
Ubytek ludności postępuje szybciej od wizualnego kurczenia się ludzkich osad, stąd spacerując po wsiach nie odnosi się wrażenia, by miejscowość demograficznie zmniejszyła się o połowę. Dziś rodziny są znacznie mniej liczne od tych sprzed kilkudziesięciu lat, w obszernych gospodarstwach zamiast kilkunastu osób, przebywa niekiedy tylko dwóch seniorów. Oczywiście w ciągach zabudowy nie trudno dostrzec opuszczone domy, pozostające w stanie bardziej lub mniej znaczącego rozkładu, przyprawiające o ból głowy sąsiadów. Również w trzech miastach ziemi prudnickiej bez trudu odnajdziemy pustostany, czy wręcz niezasiedlone całe kamienice.
Przejdźmy do liczb. Statystyczna miejscowość powiatu prudnickiego zmniejszyła się w stosunku do stanu z 1939 r. o ok. 35-45 proc. Do grona szczęściarzy można zaliczyć te wsie, gdzie ubytek ludności wyniósł do 25 proc. (Górka Prudnicka, Łącznik, Lubrza, Stare Kotkowice, Piorunkowice, Twardawa, Skrzypiec). Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Olszynka w gminie Lubrza. To jedyna wieś w powiecie prudnickim, w której liczba mieszkańców jest większa niż w 1939 roku!
W przypadku miast ziemi prudnickiej wyłącznie stolica powiatu odnotowała wzrost liczby mieszkańców. Nie licząc Olszynki to jedyny obszar w powiecie, który demograficznie ma większy potencjał od stanu z okresu niemieckiego. Biała i Głogówek nie mogą się równać do stanu przedwojennego, mimo że w obu miejscowościach powstały nowe osiedla mieszkaniowe.
Były sobie folwarki
Po drugiej stronie demograficznej tabeli znajdują się wsie wyludnione najbardziej. Rekordzistą jest tu ustronnie położony Kazimierz, niegdyś jedna z większych wsi w powiecie głubczyckim (w 1. poł. XX w. okolice Kazimierza i Szonowa były poza granicami powiatu prudnickiego). Tylko rozległy obszar zabudowy świadczy o dawnym potencjale tej liczącej dziś 352 mieszkańców osadzie.
Namiastką zanikających fizycznie miejscowości na ziemi prudnickiej są dawne folwarki, które po 1945 roku albo nie zostały zasiedlone, albo zostały opuszczone. Odkrywcy mogą pokusić się o eksplorację ruin gospodarstwa Bombreit położonego na wschód od zabudowań Wierzbca. Przy drodze z Łąki Prudnickiej do Szybowic istniał folwark Donnersmarck. Dosłownie zaorano pozostałości po Bömishdorf (Czeska Wieś) - niewielkim przysiółku Moszczanki (na północ od szosy Prudnik - Pokrzywna), ale tam prawdopodobnie w XX w. już nikt nie mieszkał. Kilka izolowanych folwarków, jeszcze częściowo zamieszkałych znajduje się w okolicach Głogówka.
Głubczyce mniejsze niż przed wojną
Interesująco wygląda porównanie rozwoju głównych miast i miasteczek województwa opolskiego. W tym wypadku terytorialny podział jest wyraźny. Najmniej rozwinęły się miasta powiatowe w pasie południowym oraz zachodnim Opolszczyzny: Głubczyce, Nysa, Prudnik i Brzeg (bez Namysłowa). Głubczyce są jedynym miastem powiatowym regionu, w którym liczba mieszkańców jest obecnie niższa od stanu w 1939 r.! Prudnikowi, Nysie i Brzegowi daleko jest jeszcze do takiego poziomu. W tym gronie pozycja Prudnika nie jest taka zła, okazuje się bowiem że proporcjonalny wzrost liczby mieszkańców w okresie 1939 - 2013 jest taki sam, a nawet nieco lepszy niż w Nysie.
Jednak ani Prudnik, ani Nysa nie mogą równać się do powojennego wzrostu potencjału demograficznego takich miast jak Namysłów, Opole, czy Krapkowice. W 1939 r. te ostatnie były nadodrzańską mieścinką mieszczącą się pod względem liczby mieszkańców między Białą a Głogówkiem. W PRL-u, przede wszystkim dzięki gospodarce centralnie planowanej i przemysłowi, Krapkowice zaczęły się dynamicznie rozwijać, do miasta przyłączono prawobrzeżny Otmęt, a w 1956 r. utworzono powiat krapkowicki. Dziś Krapkowice są ponad trzykrotnie większe od stanu sprzed II wojny światowej, nigdy jednak nie osiągnęły liczby mieszkańców Strzelec Opolskich i Prudnika. Udało się to Kluczborkowi, który podwoił liczbę ludności i jest dziś większy od Prudnika. W przypadku Kędzierzyna-Koźla sytuacja jest specyficzna, ponieważ w 1975 r. zdecydowano o połączeniu czterech dotychczas oddzielonych miejscowości. Rolę niewielkiego Koźla przejęła więc stosunkowo duża aglomeracja, do dziś stanowiąca drugi co do wielkości ośrodek miejski województwa opolskiego. Obecnie we wszystkich wspomnianych miastach występuje ubytek ludności.
Politycznie nieatrakcyjni, bo mali
W 1939 r. Prudnik był czwartym co do wielkości miastem w granicach obecnego województwa opolskiego, dziś spadliśmy na pozycję szóstą, oddając pola Kluczborkowi i Kędzierzynowi. Nikt nie mówi o Prudniku jako ośrodku subregionalnym, bo od wschodu i zachodu przytłaczają nas większe miasta - Nysa i Kędzierzyn-Koźle. Diametralnej zmianie uległ również obszar oddziaływania miasta. Wystarczy wspomnieć, że powiat prudnicki z początków XX w., z ludnymi wsiami, Walcami, Strzeleczkami, Pokrzywną, Przechodem i Ścinawą Małą, liczył prawie 100 tys. mieszkańców. Obecnie okrojony terytorialnie powiat ma poniżej 60 tys. mieszkańców i liczba ta dynamicznie spada. Siła wyborcza tego obszaru jest znacznie skromniejsza od potencjału większych powiatów, nic więc dziwnego, że regionalni politycy wolą obiecywać coś mieszkańcom regionu nyskiego, czy Opola, niż nam.
W powiecie prudnickim nie ma terytorialnego podziału na obszary, gdzie wyludnienie miejscowości nastąpiło najszybciej lub gdzie postępuje najwolniej. Nie ma reguły, która mówiłaby że wsie w sąsiedztwie miast są w lepszej demograficznie kondycji od miejscowości położonych na krańcach gmin. Także główne szlaki komunikacyjne nie są wyznacznikiem, ani też pochodzenie ludności. Pod tym względem jesteśmy powiatem jednolicie dotkniętym przez proces wyludnienia.
Plan depopulacji
Niestety najbliższe lata nie wróżą nic dobrego. Nadal liczba mieszkańców miast, czy już raczej miasteczek ziemi prudnickiej i wsi będzie spadać. Lokalne społeczności i samorządy muszą być na to przygotowane. Likwidacja szkół i przedszkoli to jeden z elementów tej właśnie sytuacji, ale to przecież nie wszystko. Warto żeby urzędnicy mieli przećwiczone procedury rozwiązywania problemów opuszczonych gospodarstw, budynków mieszkalnych i gospodarczych. Co z oświetleniem ulicznym w przypadku, gdy cały fragment miejscowości wyludnił się? Jak rozwiązywać problem komunikacji publicznej? Jak bezboleśnie przeprowadzić proces łączenia sołectw? Co z utrzymaniem mediów?
Brzmi dziwnie? A może sieję przesadny pesymizm? Wcale nie, Europa Zachodnia i Południowa już dawno temu musiały zmierzyć się z problemem starzejących się i wyludniających regionów. Dziś we Francji, Portugalii i w Hiszpanii wystawia się na sprzedaż całe wsie, które zostały opuszczone przez mieszkańców. Sprzyjają temu kryzys na rynku nieruchomości i niskie ceny.
"Biura nieruchomości przedstawiły niedawno ponad 50 ofert sprzedaży opuszczonych wsi. Najwięcej ogłoszeń pochodzi z Katalonii, Asturii i Galicji. Według ocen specjalistów kupno całej wsi za niewielkie pieniądze to dobra lokata pieniędzy, agenci nieruchomości przewidują, że za kilka lat ceny nieruchomości działek i domów znów zaczną rosnąć. Oferty cieszą się zainteresowaniem szczególnie ze strony obywateli Francji i Wielkiej Brytanii" - pisało w połowie ubiegłego roku polskieradio.pl. Wieś można kupić w cenie od 60 do 250 tys. euro. Jak to się stało, że biura nieruchomości posiadają na własność obszary całych wsi? Ich pracownicy miesiącami ustalają właścicieli nieruchomości, a następnie odkupują je i w całości wystawiają na sprzedaż.
W efekcie jest szansa, że do wyludnionych wsi znów wrócić życie, ale już w innym wymiarze, podobnym do tego w Rep. Czeskiej, a więc w formie weekendowych daczy, czy ośrodków wypoczynkowych, o ile położone są w sąsiedztwie atrakcyjnych turystycznie obszarów. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze