Artykuły
List do redakcji: Psi los i łabędzi śpiew
Publikacja: Środa, 8 - Styczeń 2014r. , godz.: 11:34
"Wartość życia każdego z nas mierzy się miłością, konkretnym dobrem uczynionym dla drugiego człowieka i wszelkiego stworzenia."
Wydaje mi się, że w tzw. okresie okołoświątecznym większość z nas z natchnieniem patrzy na siebie i innych przez pryzmat najlepszych cnót i tolerancji. Bywa jednak, iż niektórym nawet zwykłe odruchy życzliwości, współczucia czy wsparcia przychodzą z wielkim trudem. Egoizm, próżność i pycha stwarzają u takich ludzi skorupę, wewnątrz której nie da się odnaleźć najmniejszej wrażliwości na los ludzi i zwierząt.
Szkoda, że wciąż zapominamy o naszej roli i powołaniu z racji pozycji "naczelnych" i że jesteśmy tylko jednym z wielu ogniw "żywego łańcucha". Nie poczuwamy się do żadnych obowiązków i odpowiedzialności. Bywają i tacy, którzy uważają się za tzw. posiadaczy planety, a nie mieszkańców domu, o który należy dbać.
Łatwo można zauważyć niechlubne zachowania ludzi szczególnie wobec zwierząt, a więc istot ciągle zdanych na ludzką łaskę. Zbyt często mamy do czynienia z aktem obojętności na bezdomność i głód zwierząt, a przede wszystkim na ich uczucia.
Jednym z przykładów jest niedawno porzucony lub zagubiony pies w centrum Prudnika. Nie dało się przejść obok leżącego na chodniku dorosłego owczarka niemieckiego, który w skupieniu i ogromnym smutku wpatrywał się w skrzyżowanie ulic swoimi mądrymi i wiernymi oczami...
Na szczęście znalazły się osoby, które otoczyły opieką przyjaciela człowieka oraz powiadomiły odpowiednią instytucję.
Inny dramat rozegrał się nad niemysłowickimi stawami. Ten, kto korzysta z uroków natury, spacerując w tamtych okolicach, z pewnością zauważył dorodnego białego łabędzia, który na swój sposób zaprzyjaźnił się z ludźmi i ptactwem na największym akwenie. Stanowił on ozdobę tego miejsca i czuł się nieźle, choć nieraz był przeganiany przez niektórych wędkarzy. Na szczęście znaleźli się też miłośnicy natury, którzy dokarmiali skrzydlatą piękność i towarzyszące jej kaczuszki.
Wielką atrakcją stała się rodzinka łabędzi, która zamieszkała na sąsiednich stawach, była to para z pięciorgiem niewypierzonych młodych. Widok tych niezwykłych ptaków wzbudzał wzruszenie i zachwyt, zwłaszcza, że były one ufne i zaprzyjaźnione z otoczeniem.
Niestety, w listopadzie cała rodzinka zniknęła. Trudno było sobie wyobrazić, dlaczego, gdyż młode na pewno nie podjęłyby się dalekiego lotu. Jeden z młodych został, przeniósł się nad duży staw, korzystając z opieki osiedlonej tam łabędzicy. Ich szczęście nie trwało długo, ponieważ dwa tygodnie później ślad po nich zaginął... chociaż nie do końca. Okazało się bowiem, że tu i ówdzie nad brzegami stawów oraz w trawie można było dostrzec białe i jasnobrązowe pióra z resztkami skóry oraz skrzydeł, czyli tych elementów, które zmieściłyby się w garnku.
Ten makabryczny widok szczątków ptaków, które do niedawna stanowiły niezwykły element krajobrazu do dziś wzbudza bolesne refleksje.
To nie koniec traumatycznych przeżyć z łona natury. Następnym odkryciem była metalowa klatka z zatrzaskami ustawiona jako pułapka przy brzegu jednego ze stawów. To groźne urządzenie mogło uszkodzić nie tylko zwierzę, ale także człowieka, np. chłopców, którzy chętnie przebywają nad wodą.
Te historie nie są z pewnością wyjątkiem; są znane, tylko przemilczane (to takie przyzwolenie na dalsze bezeceństwa). Niech jednak stanowią przestrogę i hamulec dla zwyrodnialców, którzy zapomnieli, iż zło i krzywda, jakich się dopuszczają, zawsze do nich wróci.
RM (imię i nazwisko znane redakcji)
P.S. Jeśli ktoś wie coś więcej na temat łabędzi z Niemysłowic oraz znalezionej przez naszą czytelniczkę klatki, prosimy o kontakt.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Listy do redakcji
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze