Artykuły
Tradycja: Boże Narodzenie w Prudniku przed stu laty
Autor: ADAM LUTOGNIEWSKI.
Publikacja: Środa, 18 - Grudzień 2013r. , godz.: 11:35
Przed stu laty uroczystości, zarówno religijne jak i państwowe, odgrywały znacznie większą rolę w życiu lokalnej społeczności niż obecnie. Przygotowania do nich trwały długo, same święta były głęboko przeżywane, omawiane i dyskutowane a wspomnienia, dzięki którym możemy sobie wyobrazić jak wyglądały, zachowywały się w pamięci uczestników przez długie lata.
Wszyscy wiemy, bo słyszeliśmy to niejeden raz, że "dawniej święta były inne". Jest w tym niemało prawdy. Kilkadziesiąt lat temu ludzie mieli skromniejsze możliwości organizowania sobie czasu we własnym zakresie: nie istniała telewizja, radio działało na bez porównania mniejszą skalę, podróżowano mało albo wcale i to prawie wyłącznie pociągami. Prywatnych samochodów nie było. Mieszkania były na ogół nieduże i skromne a rodziny liczne. Indywidualizm nie miał wielkich szans. Sfera prywatności była ograniczona a człowiek, chcąc nie chcąc, skazany był na życie w większej grupie, według reguł które ona określała.
Święta miały swój uświęcony tradycją scenariusz a ludzie chętnie podejmowali przypadające im role. Święta były długo wyczekiwaną okazją aby uciec choć na krótko od szarzyzny zwykłego dnia, wypełnionego pracą od rana do wieczora.
Szkolny zwiastun Bożego Narodzenia
Dla dzieci pierwszym zwiastunem zbliżającego się Bożego Narodzenia było skrócenie godzin nauki w szkole: ze względu na zapadający zmierzch, od 16 listopada lekcje kończyły się o 15.30 a nie o 16.30. Dzięki temu szkoła oszczędzała na gazie, którym oświetlano klasy.
Wieczorami w domach rodziny gromadziły się wokół jedynej zapalonej lampy naftowej lub gazowej. Czas spędzano na rozmowach, opowiadaniach i prostych pracach domowych.
Przed pierwszą niedzielą Adwentu ojciec rodziny kupował na targu albo po prostu przynosił z lasu gałęzie jodły. Następnie cała rodzina oddzielała najładniejsze gałązki. Z nich matka uplatała wieniec adwentowy. Wieniec ten, ozdobiony czerwonymi wstążkami i szyszkami jodłowymi oraz zaopatrzony w cztery czerwone lub niebieskie świece wieszano pod lampą w pokoju. W pierwszą niedzielę Adwentu cała rodzina gromadziła się wokół wieńca, zapalano pierwszą świecę i razem śpiewano pieśni adwentowe.
Kalendarz w oknie
W oknie wieszano kolorowy kalendarz adwentowy z czterema otwieranymi "okienkami" odpowiadającymi każdej z niedziel Adwentu. Po otwarciu w okienku pokazywał się obrazek przedstawiający scenę z życia Matki Bożej. Podobnie, grając i śpiewając, spędzano kolejne niedziele, zapalając dwie, trzy a wreszcie cztery świece oraz otwierając następne okienka kalendarza. Warto zauważyć, ze wieniec adwentowy pojawił się w Prudniku stosunkowo późno, bo dopiero na przełomie XIX i XX w.
Adwent to czas nabożeństw roratnych. Odprawiały się one wtedy wcześnie rano. Podobnie jak dziś, uczęszczane były zwłaszcza przez dzieci.
W ciszy zimowego przedświtu słychać było bicie dzwonów wzywających wiernych . Przez ciemne, zasypane śniegiem ulice miasta ze wszystkich stron ludzie podążali do kościoła. W rękach nieśli lampy ze świecami. Była to praktyczna konieczność, jeśli ktoś chciał modlić się z książeczki do nabożeństwa, kościół bowiem oświetlano nader oszczędnie. Nieliczne lampy gazowe znajdowały się w kruchcie, na chórach i w zakrystii. Ksiądz przy ołtarzu odprawiał nabożeństwo przy świetle świecy. Nawa pogrążona była w ciemnościach, które stopniowo i niechętnie ustępowały w miarę, jak na ławkach pojawiało się coraz więcej świec przyniesionych przez wiernych. Niezwykły nastrój nabożeństw roratnych pozostawał w pamięci uczestników przez wiele lat.
Mikołaj na poważnie
Początek adwentu to zarazem dzień św. Mikołaja. Traktowano go wtedy poważnie. Szóstego grudnia a niekiedy już wieczorem dnia poprzedniego odwiedzał ze swym sługą Ruprechtem prywatne domy, siedziby stowarzyszeń a nawet szkoły. Ruprecht niósł rózgę oraz wór z jabłkami, piernikami i orzechami. Mikołaj egzaminował dzieci. Grzeczne nagradzał sięgając do worka, a mniej grzeczne karał robiąc użytek z rózgi. Czasami odwiedzał domy nocą i zostawiał upominki w butach stojących przy łóżku lub w przygotowanym garnku.
Przygotowania do Bożego Narodzenia były coraz bardziej widoczne. W domach pieczono pierniki. Po mieszkaniach rozchodziły się kuszące zapachy. Oczywiście, nie było mowy aby już teraz jeść cokolwiek. Dziecko mogło co najwyżej liczyć na okruchy lub kawałki nieudanych wypieków.
Jarmark na Rynku
Na początku XX w. dotarł do Prudnika zwyczaj dekorowania wystaw sklepowych. Popularna świąteczna dekoracja przedstawiała Dzieciątko Jezus w saniach ciągniętych przez dwa jelenie. Jelenie poruszały głowami. Powoził św. Mikołaj, który zamiast bicza trzymał w ręku choinkę.
Sanie ciągnięte przez konie były zresztą wtedy częstym widokiem na ulicach Prudnika.
Około 10 grudnia na Rynku rozpoczynał się jarmark bożonarodzeniowy. Stragany ustawiały się wzdłuż południowej pierzei.
Jeśli wierzyć ówczesnym relacjom, sklepy w Prudniku nie ustępowały sklepom w Nysie a nawet we Wrocławiu. Najlepsze były rozlokowane przy obecnej ul. Ratuszowej i na Rynku. Mieszkańcy naszego miasta mogli swoje potrzeby w zasadzie zaspokoić na miejscu.
Dodajmy, że w okresie przedświątecznym sklepy były otwarte również w niedzielę.
Skromne prezenty
Prezenty gwiazdkowe były przed 100 laty nad wyraz skromne, zwłaszcza jeśli przyłożyć do nich dzisiejszą miarę. W mniej zamożnych rodzinach były to przeważnie rzeczy przygotowane własnoręcznie: skarpety lub pończochy zrobione na drutach, wełniane "ogrzewacze" na nadgarstki, własnoręcznie dziergane lub haftowane serwety czy ręczniki, poduszka którą panie układały na parapecie okna wyglądając na ulicę, pantofle, rękawiczki, buty z cholewami dla ojca, jeśli miał gospodarstwo. W rodzinach lepiej sytuowanych dziewczynki dostawały lalkę, dom lub pokój lalek względnie wózek dla niej, chłopcy zaś - konia na biegunach, zamek i oddział ołowianych żołnierzyków, najlepiej konnych, armatę lub pociąg z zestawem szyn. Do tego jabłka, orzechy i pierniki.
W choinki zaopatrywano się zazwyczaj na targowisku. W uboższych domach zamiast drzewka musiała wystarczyć gałązka.
Choinki zdobiono piernikami, malowanymi na srebrno orzechami, lametą i szklanymi ozdobami. Pamiętajmy, że przed 100 laty nie było elektryczności, zatem choinkę oświetlano świecami, które mocowano do gałązek przy pomocy specjalnych uchwytów zwanych "żabkami". Zapalenie kilkunastu a czasem kilkudziesięciu świeczek było zadaniem wymagającym niemałej zręczności i ostrożności.
Wodzianka przed Wigilią
Wigilię Bożego Narodzenia obchodzono podobnie jak dzisiaj. Był to dzień postny, zatem w południe jedzono tylko zupę wodziankę. Do wieczerzy siadano z pojawieniem się na niebie pierwszej gwiazdy. Oczywiście, poprzedzała ją modlitwa. Dań było wiele, zależnie od rodzinnych zwyczajów i zamożności domu. Tradycyjnie podawano karpia w sosie z rodzynkami. Na deser makówki, babka z makiem, placki, ciasto drożdżowe z posypką oraz poncz.
Po wieczerzy następowała najważniejsza chwila: zapalano świece na choince. Wokół niej zbierała się cała rodzina, obdarowywano się prezentami. Reszta wieczoru upływała na rozmowach i śpiewaniu kolęd.
Podobnie jak dziś, o północy odprawiała się w kościele parafialnym uroczysta pasterka. Odprawiano również mszę o godzinie 5 rano. Msze w dzień Bożego Narodzenia były licznie uczęszczane. Było to nie tylko wydarzenie religijne ale również okazja do zaprezentowania siebie. Zwłaszcza żołnierze, którzy przyjechali do domów na świąteczne urlopy przedstawiali się wspaniale. Przed I wojną światową mundury były kolorowe: odwrotnie niż dziś, miały przyciągać uwagę a nie maskować. I tak kirasjerzy gwardii cesarskiej paradowali w białych mundurach, w butach za kolana i srebrzystych hełmach z pióropuszami, dragoni - w błękitnych a huzarzy w zielonych, czerwonych, błękitnych, brązowych i czarnych.
Dla niektórych uroczysta msza była zbyt długa i przeczekiwali ją w pobliskiej gospodzie. Po mszy następował długo przez młodzież oczekiwany czas przechadzania się po ulicach miasta, rozmów i komentarzy.
Mięso od święta
Obiad świąteczny jadano w domu. Był to tradycyjnie rosół i gęś lub pieczeń z zająca oraz, naturalnie, kluski. W owym czasie ludzie jedli znacznie skromniej niż obecnie, i to zarówno jeśli chodzi o ilość jak i jakość pożywienia. Zwłaszcza w domach niezamożnych oszukiwano głód jedząc to co najtańsze czyli ziemniaki, które były podstawą diety. Mięso na stole gościło od święta, podobnie ciasta czy słodycze. Możliwość najedzenia się smacznie i do syta sama w sobie była wtedy dla bardzo wielu świętem.
Narzekając dziś na wysokie ceny w sklepach spożywczych prawdopodobnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, ze w istocie jesteśmy pierwszym pokoleniem, które ma nieograniczony dostęp do relatywnie taniej żywności, a odczucie głodu, całkowicie realne zaledwie kilkadziesiąt lat temu, jest obecnie dla większości abstrakcją.
Wróćmy do Prudnika przed 100 laty. Nastrój świąteczny utrzymywał się jeszcze do Nowego Roku. Kwitło życie towarzyskie, odwiedzano się nawzajem. Przy parafii wystawiano jasełka, które mocno angażowały publiczność. Uroczyście obchodzono Sylwestra i witano Nowy Rok.
Okres Bożego Narodzenia trwał w zasadzie do 6 stycznia, święta Trzech Króli. Wtedy po raz ostatni zapalano świeczki na choince. Niedługo potem uprzątano ją a stajenkę chowano do piwnicy.
Czas Bożego Narodzenia się zakończył.
Wykorzystano publikowane w różnych numerach Neustädter Heimatbrief osobiste wspomnienia o świętach Bożego Narodzenia.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Z archiwum odkrywcy
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze