Artykuły
Izby Rolniczej niesnaski z Lubrzą: Dobrze współpracuje nam się z wójtem, ale...
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 18 - Grudzień 2013r. , godz.: 11:30
Na listopadowej sesji w Lubrzy gościł Jan Malec - radny powiatowy oraz delegat Izby Rolniczej w gminie Lubrza. To właśnie druga z wymienionych jego funkcji miała największe znaczenie dla spotkania. Niedawno przecież, jak pamiętamy, doszło do spięcia między wójtem Mariuszem Kozaczkiem a prezesem IR w Opolu, Herbertem Czają.
Na ogół współpraca z wójtem układa się dobrze, ale są sytuacje, w których nie możemy się porozumieć - zaczął Jan Malec.
Opiniować, ale nie wiążąco
Przypomnijmy, sporządzono pięć planów zagospodarowania przestrzennego (związanego z terenem gminy Lubrza) w związku z planowaną budową farm wiatrowych. Żeby owe plany mogły w ogóle trafić pod głosowanie rady gminy, należało przedłożyć je różnorakim instytucjom, m.in. wojsku, lotnictwu, sanepidowi, a także - Izbie Rolniczej w Opolu. Jeśli chodzi o ostatnią z wymienionych, ma ona kompetencje, aby opiniować (jej opinie nie są wiążące) i - zgodnie z prawem - musi zrobić to w ciągu 14 dni od wysłania dokumentów przez - w tym przypadku - gminę Lubrza.
Jednak opolska IR nie zrobiła tego we wspomnianym terminie dwóch tygodni, lecz sprawa ciągnęła się miesiącami. Skąd ta zwłoka?
"Stwierdzamy, że bez udostępnienia planów oraz konsultacji społecznych z rolnikami, Izba Rolnicza w Opolu nie wyda opinii w tej sprawie" - czytaliśmy niespełna pół roku temu w obszernym piśmie, które Herbert Czaja (prezes IR) wystosował do naszej redakcji w odpowiedzi na wysłane mu pytania, dotyczące tej spornej sprawy (fragmenty pisma opublikowaliśmy w "TP" nr 27/2013).
Dokładniej zaś chodzi o to, że Izba Rolnicza (jej lubrzańscy delegaci to: Bogdan Zioła i Jan Malec) ma sporo pytań i zastrzeżeń w związku z mającymi powstać wiatrakami. Brak funduszu likwidacyjnego (w przypadku konieczności utylizacji turbin), wizja płacenia przez rolnika podatku od przekształconego gruntu (po wygaśnięciu umowy z inwestorem wiatrakowym), zanikająca rosa w promieniu kilometra od każdego wiatraka - to tylko niektóre z obaw, którymi podzieliła się z naszą redakcją Izba Rolnicza. Wspominali także o ciągłej zmianie koncepcji planów zagospodarowania przestrzennego oraz o przybywających nowych informacjach, dotyczących farm wiatrowych. W związku z tym Izbie zależało na konsultacjach społecznych oraz udostępnianiu planów zagospodarowania przestrzennego rolnikom (Urząd Gminy w Lubrzy nie zgodził się na to, tłumacząc swoją decyzję tajemnicą służbową).
Zielone światło dla zielonej energii
Wójt szedł w zaparte, podkreślając, że oczekiwania IR w Opolu są prawnie nieuzasadnione, podobnie jak przekraczanie przez tę instytucję terminu 14 dni na wydanie opinii.
- Nie ma możliwości wydłużenia lub zawieszenia biegu terminu - mówił Mariusz Kozaczek w wywiadzie dla naszej gazety ("TP" nr 26/2013). - Ponadto wydanie decyzji przez właściwy organ na podstawie opinii Izby Rolniczej wystawionej po upływie terminu wskazanego uznać należy za rażące naruszenie prawa. Nawet, gdybyśmy (ja lub ministerstwo rolnictwa) wzięli pod uwagę tę opinię po upływie terminu, jest to rażące naruszenie prawa. Naruszenie to może być podstawą do podważenia zarówno samej decyzji, jak i aktu prawa miejscowego.
Ostatecznie minister rolnictwa i rozwoju wsi, nie czekając na opinię Izby Rolniczej, wydał zgodę na odrolnienie terenów objętych miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego (Prężynka, Lubrza, Słoków, Olszynka, Laskowice i Nowy Browiniec), dając tym samym zielone światło dla "zielonej" energii.
Kolejnym etapem, przez który przechodziły plany miejscowe, było wyłożenie ich do wglądu. Po nim zaś nastąpiło głosowanie podczas sesji rady gminy. Najpierw radni odrzucili większość uwag zgłoszonych do planów (podczas ich wyłożenia), później zaś zagłosowali za wprowadzeniem owych planów w życie. Jeśli nie będzie już dalszych perturbacji (np. sporów sądowych, jak ma to miejsce w gminie Biała) firmy, chcące postawić wiatraki, będą mogły starać się o pozwolenie na budowę.
Lepiej dla rolników to lepiej dla wójta
Konflikt między wójtem a Izbą Rolniczą powraca echem. Temat ten podjął wspomniany na początku Jan Malec, tuż po zreferowaniu (na sesji), jakie działania podejmuje Izba Rolnicza.
- Czy jest sens, żebym boksował się tu z gminą? - mówił do zebranych. - Izba reprezentuje interesy rolników, jesteśmy czymś w rodzaju związku zawodowego. Przecież, żeby wójtowi było lepiej, to najpierw musi być lepiej rolnikom. Prezes Herbert Czaja prosił po prostu o możliwość konsultacji z rolnikami. Nie może być tak, że bez wcześniejszych rozmów z nimi opiniujemy pozytywnie jakiś plan.
I tu znów parę słów wyjaśnienia, dotykamy bowiem kolejnego wątku sporu. Izba Rolnicza poprosiła wójta o udostępnienie pomieszczenia na przeprowadzenie konsultacji. Prośba taka wpłynęła na parę dni przed ich planowanym rozpoczęciem. Mariusz Kozaczek nie zgodził się na to, zaś do sprawy odniósł się także na sesji (gdy tylko Jan Malec skończył swoją wypowiedź):
- Nie leży w naszych kompetencjach, aby udostępniać Izbie Rolniczej salę do konsultacji społecznych, a już zwłaszcza, gdy dowiadujemy się o nich prawie w ostatniej chwili. Co roku płacimy Izbie 2% z podatku rolnego (a więc około 30 tys. zł); jest to spory pieniądz, pozwalający np. na wcześniejsze wynajęcie sali.
Jak jednak pokazała dalsza część rozmowy (toczącej się w nieco podwyższonej temperaturze), panowie Malec i Kozaczek różnią się w kwestii - można powiedzieć - fundamentalnej. Zdaniem tego pierwszego, Izba Rolnicza jest instytucją potrzebną, zdaniem Mariusza Kozaczka - mogłaby nie istnieć (przynajmniej w tym kształcie, w jakim istnieje teraz). W pierwszej części swojej wypowiedzi mówił o patrzeniu na tę instytucję przez palce, później zaś nazwał sprawę po imieniu: "Opinia Izby Rolniczej jest nam obojętna".
Mnożenie bytów?
- Jeśli nasza opinia nie ma dla gminy żadnego znaczenia, proszę zrezygnować z wysyłania nam dokumentów do zaopiniowania - powiedział w końcu Jan Malec.
Taka opcja jest jednak niemożliwa. Prawo mówi o określonej procedurze, której należy się trzymać. Gdy miejscowe plany zostaną przygotowane, wówczas określone instytucje (w tym izby rolnicze) muszą otrzymać niezbędne dokumenty i wypowiedzieć się na ich temat (wiążąco lub nie, w zależności od charakteru i rangi instytucji). Sytuacja, w której Izba Rolnicza ma obowiązek daną sprawę zaopiniować, mimo iż jej opinia nie ma realnej mocy, nasuwa pytanie, czy nie mamy tu do czynienia z mnożeniem bytów urzędniczych ponad potrzebę? Oczywiście podkreślić należy, iż zadań IR jest znaczenie więcej niż tylko opiniowanie projektów planów zagospodarowania przestrzennego. To także analiza rynku rolnego, prowadzenie szkoleń, promocja ekologii, działanie na rzecz podnoszenia jakości urządzeń stosowanych w produkcji rolniczej i wiele, wiele innych kwestii. Ogólnie rzecz biorąc, chodzi o wspieranie rolnictwa i reprezentowanie interesów ludzi, którzy tą branżą się zajmują.
Zdaniem wójta Mariusza Kozaczka, izby rolnicze powinny być opłacane z dobrowolnych, rolniczych składek. Jeśli zaś chodzi o konsultowanie pewnych spraw z rolnikami na terenie gminy, od tego są - według niego - sołtysi i radni. Jako, że jest ich więcej niż delegatów IR (dwóch w gminie Lubrza), można mówić o prawdziwej reprezentacji. A poza tym...
- Czytałem ustawę o funkcjonowaniu izb rolniczych i nie spotkałem się z punktem, mówiącym iż ponoszą one jakąkolwiek odpowiedzialność za wydanie tej czy innej opinii - zaznaczał wójt.
Inne zdanie ma z kolei Jan Malec, który podkreśla kompetencje Izby Rolniczej w dbaniu o interesy rolników i widzi potrzebę konsultacji. Dopóki zaś przepisy będą takie, jak są teraz, obie instytucje - gmina i IR, są na siebie skazane. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Elektrownie wiatrowe
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze