Artykuły
Nieprzyjemna sytuacja: Alarm, który oburzył prudniczan
Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 4 - Grudzień 2013r. , godz.: 09:56
Niemal 24 godziny przechodnie, a przede wszystkim mieszkańcy sąsiednich kamienic, musieli znosić hałas alarmu, który buczał w środku Prudnika.
Akcja "hałaśliwego" dramatu zaczęła się z chwilą urzędniczego weekendu, w piątek po godzinie 15.00. Ten wątek historii każe domniemywać, że gdyby stało się to wcześniej, sprawa zakończyłaby się o wiele szybciej. Niestety stało się inaczej. W każdym bądź razie po wspomnianej godzinie włączył się alarm wiszący na ścianie sklepu "Biedronka" i nad bankomatem BZ WBK przy ul. Kościuszki. Cóż, zdarza się każdemu, alarmy czasem się włączają. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po godz. 17.00 alarm nadal jęczał. Krótką informację na ten temat zamieściliśmy na tygodnikowym fejsbuku, dziwiąc się, że przez tak długi czas nie wyłączono nieprzyjemnie hałasującego urządzenia. Kto by wówczas przypuszczał, że problem nie zostanie zażegnany do godziny ciszy nocnej. Tymczasem po godz. 23.00 internauci informowali, że alarm nadal jęczy! To już nie była niewinna kpina. Zaniemówić można było jednak dopiero następnego dnia, w sobotę rano, bo alarm nadal wydawał dźwięki. Po południu ciągle głośno piszczał. Dopiero po 15.00 czytelnik dał znać, że alarm przestał buczeć.
Okazało się, że ewidentne zakłócenie spokoju publicznego nie stanowiło dla stróżów prawa problemu.
- Nie ma mowy o wykroczeniu, ponieważ nie było umyślności działania - przedstawia krótko sytuację oficer prasowy prudnickiej komendy policji Andrzej Spyrka. - Właściciel (alarmu) nie ma wpływu na to, że urządzenie się zepsuło. Swoich praw można dochodzić na drodze cywilnej, o czym zgłaszający został poinformowany.
Abstrahując od społecznej żądzy zemsty ukarania "nieumyślnego" sprawcy mandatem rodzi się pytanie, jak to jest możliwe, że właściciela alarmu, który założony został z myślą o 24-godzinnym działaniu nie można zmusić do tego, by natychmiast wyłączył swoje zepsute urządzenie. I co z tym, że urządzenie zakłócało nocne i dzienne funkcjonowanie mieszkańców? Wynika z tego, że alarm mógłby tak wyć przez tydzień, a i tak nie byłoby podstaw do podjęcia natychmiastowych działań zmierzających do zaprzestania wycia (skoro przez całą dobę nie zaistniała taka konieczność). A było to wycie porównywalne z klaksonem samochodu. Proszę sobie wyobrazić sytuację, kiedy pod waszym domem ktoś trąbi nieustannie nie przez 10 minut, nie przez godzinę, ale przez dobę! Najwyższe uznanie należy się mieszkańcom sąsiednich kamienic, którym nie puściły nerwy i z pomocą drabiny oraz młotka, sami nie rozwiązali problemu. Nazwijmy to samosądem na rzeczy martwej. Uznanie dla pań pracujących w "Biedronce".
Jeszcze jedno, po takim zajściu w cywilizowanym państwie właściciel alarmu publicznie przeprosiłby mieszkańców za tę "awarię". W końcu doszło do niej w centrum miasta. W Prudniku nie ma winnych i nie ma też nikogo, kto zadbałby o spokój mieszkańców.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze