Artykuły
Śladem naszych artykułów: Przyszłość kotów w rękach... sądu
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 27 - Listopad 2013r. , godz.: 11:13
Spółdzielnia Mieszkaniowa w Prudniku złożyła pozew w sprawie domku dla wolno żyjących kotów, który kilkanaście lat temu wybudowała na zapleczu Placu Wolności mieszkanka bloku Anna Zachorska.
Prezes Zygmunt Trojniak domaga się sądowego nakazu wydania terenu.
- Nie mieliśmy innego wyjścia - mówi dla naszej gazety szef SM. - Dotychczasowe rozmowy z panią Zachorską, jak i pisma do niej nie przyniosły rezultatu, a nie będziemy niczego robić na siłę.
Do siłowego rozwiązania omal nie doszło przed miesiącem, kiedy to spółdzielnia zleciła usunięcie drewnianej konstrukcji Zakładowi Usług Komunalnych. Na miejscu wybuchła awantura, ściągnięto media, wezwano straż miejską. Ostatecznie usługi nie wykonano.
Sąd wyznaczył Annie Zachorskiej dwa tygodnie na pisemną odpowiedź na zarzuty powódki, które dotyczą m.in. agresywnego zachowania czworonogów, załatwiania potrzeb fizjologicznych obok trzepaka, wylegiwania się na dachach samochodów i rysowania pazurami karoserii, czy zagrożenia epidemiologicznego, jakie futrzaki mają wywoływać pośrednio siedząc na wiekach od śmietników, przez co mieszkańcy zmuszeni są do pozostawiania odpadów przed pojemnikami. Kobieta przygotowała już stertę dokumentów i opinii, które jej zdaniem dowodzą, że spółdzielnia mija się z prawdą.
- Obecnie mieszku tu 5 kotów. Wszystkie są zadbane, mają zapewnioną opiekę weterynarza - mówi pani Anna. - Zgodę na postawienie domku wydał mi ustnie były prezes SM. Bez pozwolenia nie wybudowałabym przecież czegoś, co w tamtych czasach kosztowało tyle, co dobry samochód.
Mieszkańcy bloku przy Placu Wolności są w tej sprawie podzieleni.
- Sąsiad, który ma najwięcej pretensji i opowiada, że koty brudzą, sam załatwia się w miejscu publicznym! Przyłapałam go na tym.
Władze spółdzielni argumentują również, że nie mają gdzie postawić dodatkowych kubłów na śmieci. Prudniczanka odpowiada, że na spornym kawałku podwórza i tak ich nie postawią, bo jest zbyt blisko do sąsiednich okien i granicy posesji.
- Cieszę się, że sprawę rozstrzygnie sąd - mówi. - Załóżmy, że wyrok będzie po myśli spółdzielni. Pytanie, co zrobią ze zwierzętami. W świetle prawa do schroniska ich nie mogą wywieźć, bo koty wolno żyjące nie są kotami bezdomnymi. Jeżeli któryś ucierpi, nie zawaham się zawiadomić prokuratury.
- Nie chciałbym się w ogóle w tej sprawie wypowiadać, dlatego że trwa postępowanie - ucina rozmowę prezes Trojniak.
- Niech pan prezes spółdzielni popatrzy jaki jest brud wokół na podwórku, ile tam jest papieru i worków - komentuje sprawę miejski radny Julian Serafin. - Nie mam nic przeciwko tym kotom, nawet gdyby były na moim podwórku. Zamiast zajmowania się takimi sprawami, spółdzielnia powinna zająć się uporządkowaniem podwórek, budową placów zabaw, poprawą estetyki elewacji budynków i nowym budownictwem. Apeluję też do mieszkańców, żeby wycofali z sądu tę sprawę.
CO MÓWI PRAWO?
Koty wolno żyjące to zwierzęta dzikie, które w myśl art. 21 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt stanowią dobro ogólnonarodowe i powinny mieć zapewnione warunki rozwoju i swobodnego bytu. Stanowią stały element ekosystemu miejskiego, a ich obecność w budynkach w zdecydowany sposób zapobiega obecności i rozmnażaniu się gryzoni (myszy i szczurów), które mogą być potencjalnym źródłem niebezpiecznych chorób. Koty wolno żyjące nie są zwierzętami bezdomnymi, w związku z tym nie wolno ich wyłapywać, wywozić (nawet do schronisk), ani utrudniać im bytowania w danym miejscu. Utrudnianie, czy zamykanie dostępu do ich naturalnych schronień w terenie zabudowanym, a poprzez takie działanie pozbawianie ich dostępu do pożywienia i wody jest dalece niehumanitarne, niezgodne z prawem. Wszelkie działania podjęte przez zarządców nieruchomości, jak też osoby opiekujące się wolno żyjącymi kotami, powinny odbywać się z zachowaniem zasad współżycia społecznego tak, aby nie stwarzać uciążliwości dla mieszkańców, a jednocześnie zgodnie z wymogami ustawowymi humanitarnie traktować zwierzęta. Dlatego też powyższa ustawa daje możliwość wszczęcia postępowania wobec osób, które znęcają się nad zwierzętami.
- Spółdzielnia musi wiedzieć, że każde działanie poza prawem, lub takie, które będzie skutkowało cierpieniem zwierząt bądź zagrożeniem ich dobrostanu lub życia, będzie skutkowało sankcjami karnymi (do 3 lat więzienia lub grzywną do 100 tys. zł - red.) - podkreśla Piotr Jaworski z Krajowego Inspektoratu Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Warszawie.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze