Artykuły
Piłka nożna: Wzruszające spotkanie po 40 latach
Autor: MIECZYSŁAW MATCZAK.
Publikacja: Środa, 13 - Listopad 2013r. , godz.: 02:32
Uratowali rozpadający się zespół juniorów Pogoni, a później wielu z nich decydowało
o sukcesach zespołu seniorów. Spotkali się po 40 latach, aby przypomnieć sobie i odnowić sportowe przeżycia z najpiękniejszego okresu swojej piłkarskiej kariery.
W sezonie piłkarskim 1968/69 juniorzy Pogoni przeżywali prawdziwy dramat. Występujący w wojewódzkiej lidze juniorów zespół w I rundzie nie odniósł żadnego zwycięstwa, zajmował ostatnie miejsce w tabeli i na domiar złego nie miał trenera. To właśnie ci piłkarze z inicjatywy, obdarzonego dużym talentem, bramkarza Dzidka Netcela z radością przybyli na zorganizowane spotkanie, aby jeszcze raz, po 40 latach, przeżyć sportowe chwile spędzone wspólnie na boisku Pogoni.
Czy pamiętacie jak zaczęła się budowa naszej tak silnej później drużyny juniorów? Tymi słowami Dzidek przywitał kolegów z boiska i przypomniał zabawne zdarzenie. Siedzimy na trybunach i pojawił się wśród nas nieznany chłopak, który na zadane pytanie potwierdził, że też będzie uczestniczył w treningu. Co prawda działacze mówili nam, że będzie nowy trener z Wrocławia, ale nie spodziewaliśmy się, że tym trenerem będzie nieco starszy od nas kolega. Mieczysław Matczak, bo o nim mówię, po krótkiej wymianie zdań powiedział: "no to zaczynamy chłopcy". I tak zaczęła się nasza prawdziwa przygoda z piłką.
Spadek wzmocnił ich charaktery
Uczestniczący w spotkaniu piłkarze doskonale pamiętają tamte trudne dla nich chwile. W rundzie rewanżowej zdobyli kilkanaście punktów, ale i tak zostali zdegradowani do II ligi, którą w tamtym czasie tworzyło też sporo silnych zespołów. Z tamtego okresu najbardziej zapamiętali to, że trener wpajał im, jako młodym wówczas piłkarzom, że dla skonsolidowania drużyny seniorów potrzeba dłuższego czasu, przy czym zwracał uwagę na wybór najwłaściwszych dróg szkoleniowych. Juniorzy przekonani zostali o tym, że to oni muszą wywalczyć awans do najwyższej wojewódzkiej ligi i w niedalekiej przyszłości decydować w dużej mierze o sile zespołu seniorów. Najwłaściwszym elementem w długofalowym przygotowaniu piłkarzy z tamtego okresu do sportu było ukierunkowanie ich zainteresowań. Wtedy też od kilku lat obserwowano zmniejszone zainteresowanie sportem, szczególnie wyczynowym, a największą przeszkodą był pojawiający się coraz szerszy wachlarz rozrywek. W tym upatrywano tak słabą grę juniorów i niemal całkowity rozpad młodzieżowych zespołów Pogoni.
Trening to nie tresura, a droga do przemyślanego działania
Kierowaliśmy się tym i to wpajano wówczas nam młody piłkarzom, którzy świadomie i na zasadach dobrowolności uczestniczyli w treningach i na zawodach. Jak wspominali na spotkaniu byli piłkarze Pogoni, dawniej też było ciężko podporządkować młodzież większej dyscyplinie, ale oni uwierzyli swojemu trenerowi, że są w stanie osiągnąć znaczące wyniki. Po latach i zdobyciu życiowego doświadczenia - mówił jeden z piłkarzy - sądzę, że przyjętym wówczas zadaniem szkolenia było wydobycie z nas maksimum możliwości, by dać nam możność stania się tym, czym stać się potencjalnie mogliśmy. Dlatego wielu naszych kolegów odnosiło znaczące sukcesy nie tylko w juniorach, ale również później występując w zespole seniorów. Szkolenie juniorów nie ograniczało się jedynie do rywalizacji w zakresie osiąganych wyników sportowych, które decydowały o poziomie klubu, jego wartości. Ważna rolę odgrywała wtedy wychowawcza rola klubu, która podlegała zorganizowanemu działaniu. Pamiętano o tym, że w okresie młodości człowiek jest najbardziej podatny na wpływy środowiska. Oddziaływanie wychowawcze tą drogą było znacznie skuteczniejsze niż moralizatorstwo. Na takich podstawach oparta była praca szkoleniowo-treningowa dwóch drużyn juniorów naszego klubu, które dość szybko zaczęły odnosić znaczące sukcesy - podkreślano w czasie rzeczowej i emocjonalnej dyskusji.
Powody do dumy i radości
Dzięki przytoczonym działaniom osiągnięto spójność zespołu juniorów, która rzutowała na jego wydajność, a wydajność była ściśle związana z panującą w nim atmosferą. Młodzi piłkarze utożsamiali swoje cele z celami trenera, któremu zaufali i wspierali go swoją postawą i zaangażowaniem w obranej drodze do przyszłych sukcesów drużyn juniorów. W sezonie 1969/70 juniorzy Pogoni powrócili do I ligi juniorów z imponujący dorobkiem punktowym i zdobytymi aż 67 bramkami w 20 rozegranych meczach. Pogoń odniosła najwyższe zwycięstwo - 7:1 z Gwardią Opole. W drodze po awans najwięcej bramek zdobyli: Z. Zamarlik (21), Z. Barłożewski (15), G. Barłożewski (13), W. Wołoszyński (13).
W następnym sezonie młodzi prudniczanie zaliczani już byli do najlepiej grających drużyn Opolszczyzny, a warto przypomnieć, że juniorzy klubów opolskich zaliczani byli do najlepszych w kraju - Metal Kluczbork, Odra Opole czy Chemik Kędzierzyn-Koźle zdobywali medale na mistrzostwach Polski w tej kategorii wiekowej. Juniorzy Pogoni pokonali m.in. mistrza Opolszczyzny i wicemistrza Polski Metal Kluczbork 3:2 i zremisowali w Opolu z Odrą 1:1. Najlepszymi strzelcami w tym sezonie byli bracia Barłożewscy, Zdzisław zdobył 15 bramek, a Grzegorz 14.
Te wyniki - wspominali starsi już panowie - mobilizowały nas do treningów i jeszcze większej rywalizacji, bo każdy marzył o grze w podstawowej jedenastce pierwszego zespołu juniorów, co wcale nie było takie łatwe. Z uznaniem docenialiśmy też sukces naszego kolegi - Włodka Brodziaka, którego powołano do reprezentacji Polski na Turniej Przyjaźni w Katowicach. W tym to roku drugi zespół juniorów awansował do II ligi, a najlepszym strzelcem był nieżyjący już Szymek Kicka, który zdobył 16 goli.
Swoim zaangażowaniem i osiąganymi wtedy wynikami młodzi prudniczanie potwierdzili, że takie mamy piłkarstwo jaką klasę i wartość prezentują juniorzy. Wielu z uczestników spotkania i tych, którzy z różnych względów na nim nie było z dużymi sukcesami występowało w zespole seniorów i decydowało o jego sile. Czerwiński, Wołoszyński, Brodziak, Sobek, Kużminski, Uruski, bracia Barłożewscy, Iwanecki, Borski i inni na stałe znaleźli miejsce w zespole seniorów. Ale prawdą jest również to, co brano pod uwagę, że nawet zdolni juniorzy ginął gdzieś po drodze i nie docierają do zespołu seniorów. Jest to zjawisko złożone i często uzależnione od natury obiektywnej. Tak było z obdarzonym ogromnym talentem Z. Zamarlikiem, który podjął studia prawnicze we Wrocławiu i dziś prowadzi Kancelarię Radcy Prawnego w Kędzierzynie. Podjęta nauka w Opolu utrudniła uczestnictwo w zajęciach treningowych L. Netcelowi, który należał do najlepszych bramkarzy na Opolszczyźnie, podobnie nie kontynuował gry w piłkę E. Mróz, który studiował w Katowicach i w wolnych chwilach uprawiał z powodzeniem koszykówkę. W. Wołoszyński był bardzo dobrym piłkarzem, ale największe sukcesy odnosił w jeździe figurowej na lodzie, gdzie zdobywał medale na mistrzostwach Polski i ostatecznie na stałe zamieszkał w Danii. Nie kontynuował dalszej kariery piłkarskiej też Z. Czarnecki, którego powoływano do reprezentacji juniorów Opolszczyzny. Ze wzruszeniem przypominano na spotkaniu grę i zaangażowanie nieżyjących już Janka Iwaneckiego, Jurka Sobka, Zdzicha Barłożewskiego, Janka Borowca, Janka Filipczaka, których pamięć uczczono minutą ciszy. Na wielogodzinnym spotkaniu nie zabrakło wzruszających wspomnień o radosnych zwycięstwach i przykrych porażkach. Doceniono również tych działaczy, którzy tworzyli w klubie warunki do uprawiania piłki nożnej, w tym swojego trenera, który jak oni stawał przed niezwykle trudnym zadaniem na początku swojej trenerskiej kariery.
I moje trenerskie wspomnienia
Spotkanie po tylu latach z pierwszym zespołem juniorów, z którym rozpoczynałem swoją trenerską karierę miało dla mnie szczególne znaczenie. Ci młodzi chłopcy dla początkującego wówczas szkoleniowca stworzyli miłą oraz serdeczną atmosferę i pomogli mi realizować swoje życiowe trenerskie plany. To z tym zespołem przeżywałem i cieszyłem się z pierwszych sukcesów, ale również wspólnie przeżywaliśmy niepowodzenia czy rozczarowania. Szkoląc pierwszą w życiu drużynę szybko przekonałem się jak ważna jest rola trenera. Trener chcący osiągnąć zamierzony cel musiał być dla swoich wychowanków autorytetem, bo dla nich trener był kimś szczególnym, kimś kto realizował i wspierał ich zainteresowania. Znakomicie układająca się moja pierwsza praca w roli trenera z "moimi chłopcami" przekonała mnie, że dokonałem właściwego wyboru swoich sportowych zainteresowań, które umożliwiały mi wychowywać młodzież dla sportu i przez sport. Swoją postawą i zaangażowaniem chłopcy z dawnego zespołu udowodnili mi, że byłem dla drużyny osobą niezbędną. Jeszcze raz okazało się, że nawet najbardziej starannie opracowany podręcznik nie zastąpi osobistego wpływu trenera, bo to trener tworzy emocjonalne zaangażowanie piłkarza w określone problemy. To było wzruszające i niezwykle miłe, po tylu latach, spotkanie. Kiedy poprosili mnie moi wychowankowie o zabranie głosu i krótkie przypomnienie początków mojej kariery trenerskiej z ich udziałem odżyły piękne i niezapomniane wrażenia, a minęło tak wiele lat.
Miłym akcentem spotkania były życzenia byłego piłkarza Pogoni, a obecnie starosty Radosława Roszkowskiego, który wszystkim uczestnikom wręczył książkowe wydanie Historii Klubu, której był pomysłodawcą i głównym autorem.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze