Artykuły
Wywiad z burmistrzem Fejdychem - część druga: Podjąłem decyzję, że kandyduję
Autor: ROZMAWIA DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 13 - Listopad 2013r. , godz.: 12:55
Kontynuujemy wywiad z burmistrzem Prudnika Franciszkiem Fejdychem. Pytamy go czy robi zakupy na prudnickim targowisku, w jakim kierunku pójdą inkubatory, jaka jest siła Prudnika w opolskich strukturach PO, jakie korzyści z funkcjonowania strefy parkowania ma gmina, jaka jest sensowność organizacji targów Inter-Region i o to, czy i dlaczego chce kandydować na burmistrza na kolejną kadencję.
- Targowisko...
- Inwestycję mamy definitywnie zakończoną, jest po odbiorach i pozytywnych opiniach wszystkich instytucji. W tej chwili jesteśmy na etapie wydzierżawiania pomieszczeń w budynku po byłym Ruchu. Mieliśmy naradę i powiedziałem: proszę państwa, kończymy targowisko i kończymy dyskusję o targowisku. Wytworzyliśmy coś, co wydaje mi się upiększyło pewien obszar miasta, bo była to ruina szpecąca centrum. Pozyskaliśmy na to środki zewnętrzne, uporządkowaliśmy i zrobiliśmy coś ładnego. Jeżeli ktoś uważa, że mu to nie odpowiada, może wypowiedzieć umowę dzierżawy i stamtąd wyjść, na jego miejsce na pewno znajdą się chętni. Można przenieść się pod Obuwie. Nie zgadzam się na to, żebym ja dyskutował wiecznie z pewną grupą ludzi o tym, że coś im się niepodoba, bo w ten sposób powinienem rozmawiać ze wszystkimi prowadzącymi działalność handlową w centrum miasta, którzy wynajmują lokale, którzy płacą bardzo wysoki czynsz, którzy wydają swoje pieniądze, żeby upiększyć te lokale. Tutaj daliśmy za darmo wszystko i nadal jest niezadowolenie. Nie budowaliśmy hali targowej zamkniętej, ocieplonej. Stworzyliśmy halę targową zadaszoną, otwartą, w której postawiliśmy boksy do handlu. Można wiecznie dyskutować, czy boks jest duży, czy mały, czy jest ciepło, czy zimno. Stworzyliśmy coś, co uważam poprawiło warunki handlu. Chciałem przypomnieć, że taką dużą halę zamkniętą chciał budować burmistrz Kowalczyk. Był projekt, który nie znalazł uznania u konserwatora, a i też był krytykowany przez handlujących na targowisku. Myśmy poszli w kierunku takim, że hala ma mieć dach, bo przede wszystkim o zadaszeniu mówili ciągle handlujący. Nikt nie mówił o wymurowanej hali, tylko o dachu, więc zrobiliśmy dach.
- Kupcy narzekają na przeciągi i ziąb.
- Twierdzenie, że tam jest zimnej niż było na wolnym powietrzu... Możemy wiecznie różne rzeczy wymyślać, pytanie, jak pan stoi na wolnym powietrzu i leje się panu za kołnierz, to jest panu zimnej niż jak pan stanie pod zadaszonym? Ja byłem dwie kadencje radnym, teraz jestem drugą kadencję burmistrzem i nie pamiętam pozytywnych emocji na targowisku miejskim. Przypomnę, że burmistrz Kowalczyk próbował się z tą grupą ludzi dogadać, proponował im teren, gdzie teraz jest Biedronka (ul. Kościuszki). Odpowiedź była "nie". Proponował im teren, gdzie teraz jest Lidl. "Nie". Później ja proponowałem teren koło Obuwia. "Nie". Chcemy mieć blisko centrum - argumentowali. Dzisiaj mają blisko centrum, ładnie wykonane, zadaszone i dalej jest źle. W zeszłym tygodniu, albo dwa tygodnie temu miałem delegację dwóch panów, którzy przedstawili się jako reprezentanci środowiska handlowego z targowiska i chcieli porozmawiać o handlu w zimie. Spotkanie trwało może 15 minut. Ponieważ klimat rozmów był normalny, zapytałem czego oczekują. W najgorszych miesiącach handlujemy góra 3 dni w tygodniu, nie ma klientów, wszystko zamarza, chcielibyśmy mieć ulgi na okres zimowy w opłatach za targowisko. Proszę bardzo, grudzień, styczeń, luty mają 50 procent opłaty z tytułu handlu na targowisku. Na takie rzeczy mogę się zgodzić, jeżeli jest merytoryczna rozmowa, natomiast kiedy zaczyna się rozmowa typu: wie pan, pan jesteś taki, owaki i dochodzą do tego całe serie epitetów, to ja w takiej dyskusji nie będę uczestniczył. Panowie mnie zaprosili na targowisko. Uśmiechnąłem się, powiedziałem im, że nie przyjdę, bo mam ograniczoną zdolność percepcji negatywnych opinii i nie chodzę tam, gdzie z góry zakłada się, że jestem niedobrym człowiekiem. Wracając do meritum, ostatnio poszliśmy znowu na rękę handlującym i stół, który miał być przeznaczony do sprzedaży bezpośredniej podzieliśmy na dwie części. Jedną część daliśmy tym, którzy mają w hali warzywa, żeby mogli ekspozycje robić, bo o to najwięcej było dyskusji, że nie mogą eksponować swoich towarów, przez co spadają im obroty, a drugą część - 14 stoisk - przeznaczyliśmy dla tych, którzy sprzedają swoje płody z działek. Okresowo będzie również można handlować przed halą, obok toalet, np. chryzantemami w okresie Wszystkich Świętych, czy karpiem przed Bożym Narodzeniem. Czy pozwolę również na handel w tym miejscu nowalijkami? Będę się za każdym razem bardzo głęboko zastanawiał, bo wpuszczenie handlu tam może skutkować obniżeniem obrotów w hali, a ja nie chcę mieć znowu zarzutu, że dzielę kupców na lepszych i gorszych. I jeszcze jedno, kupcy narzekają też na brak klientów. Targowisko funkcjonuje już rok, proszę powiedzieć, ile pan widział reklam handlujących na targowisku - w gazetach, na mieście, gdziekolwiek?
- Pan burmistrz robi zakupy na prudnickim targowisku?
- Od pewnego czasu nie.
- Inkubatory...
- Znowu sięgnę do tego, co było przed laty, gdzie mówiono, że wielu ludzi ma wspaniałe pomysły na biznes, tylko nie ma warunków do tworzenia biznesu. Te inkubatory to jest odpowiedź na zapotrzebowanie właśnie tego typu osób. Ja znam rynek nieruchomości w Prudniku i spodziewałem się, że wprowadzenie inkubatorów spowoduje protesty tych, którzy wynajmują lokale. Ale znowu przypominam dawne lata, kiedy gmina była właścicielem większości lokali w mieście i wynajmowała je za 4 zł za metr kwadratowy i wszyscy dookoła krzyczeli, że to jest przeszkoda w prowadzeniu działalności gospodarczej. Następnie gmina, pod naciskiem opinii publicznej, sprzedała te lokale, żeby właściciele mogli swobodnie prowadzić działalność. Dziś efekt jest taki, że cena za metr kwadratowy w Prudniku to już nie jest 4 zł, tylko od 25 do nawet 200 zł! Więc odpowiedzią na tego typu praktykę były inkubatory, gdzie znowu wróciliśmy do sytuacji takiej, że gmina jest właścicielem iluś tam lokali, które wynajmuje za przysłowiowe 3 złote od metra kwadratowego. Jak popatrzę na to, jakie jest obłożenie tych inkubatorów, co w nich powstało i w jakim wieku tam ludzie weszli, to nie żałuję ani przez sekundę, że zrobiliśmy te inkubatory. Po pierwsze, odnowiliśmy dwa obiekty, które od lat nie były remontowane i zagrażały ruiną. Po drugie, daliśmy miejsca pracy dla, w tej chwili, blisko 50 ludzi. Po trzecie, rozszerzyliśmy ofertę edukacyjną, rozrywkową, usługową dla mieszkańców Prudnika. Mam ogromną nadzieję, że za jakiś czas do tych inkubatorów wprowadzimy kolejne obiekty, po to, żeby można było je odremontować i przekazać tym, którzy będą chcieli prowadzić działalność. Jest to jeden z lepszych sposobów na namówienie młodych ludzi do robienia biznesu.
- Kolejne obiekty?
- Tak. Jest kilka obiektów, które moglibyśmy odnowić na ten cel, ale jest też kilka lokali, których nikt nie chce ani kupić, ani wydzierżawić. Nie jest powiedziane, że inkubator to musi być budynek wydzielony, to może być szereg obiektów, które będą w tym funkcjonować.
- Po trzech latach działalności dzierżawcy muszą inkubatory opuścić, tak?
- Jeżeli będą chętni na ich miejsce, muszą się usunąć. Jeżeli nie chcą się usunąć, czynsz podnosi się do takiej wysokości, jaka jest na rynku. Ja liczę na to, że ci, którzy prowadzą tam działalność, zdają sobie sprawę z tego, że to są tylko 3 lata i będą się przygotowywali finansowo do wejścia na obiekty, które są poza inkubatorami.
- Z zarządu wojewódzkiego Platformy Obywatelskiej ubyła Janina Okrągły. W tej chwili jest pan jedynym przedstawicielem powiatu prudnickiego w tym 17-osobowym gremium. Czy to pana zdaniem osłabia siłę przebicia prudnickich spraw w Opolu?
- O sprawach partyjnych jako burmistrz niechętnie mówię, bo staram się nie prowadzić działalności partyjnej na polu samorządowym. Ale jeżeli już pan o to pyta, to odpowiem. Nie osłabia. Pani Janina Okrągły jest posłem Platformy, więc ma swoje znaczenie wciąż jako poseł ziemi opolskiej i myślę, że to znaczenie jej się nie zmniejszyło ani troszkę, natomiast to, że w zarządzie znalazłem się tylko ja, to jest decyzja większego gremium, bo rady regionu. W samej radzie regionu mamy czterech przedstawicieli, więc wcale nie jesteśmy tacy mało dostrzegalni. Nie sądzę, żeby to osłabiało naszą pozycję, zresztą gro spraw, które dotyczą samorządu prudnickiego, i powiatowego, i gminnego, rozgrywanych jest w Urzędzie Wojewódzkim i Urzędzie Marszałkowskim, a więc w instytucjach państwowych i samorządowych.
- Z funkcji marszałka województwa opolskiego rezygnował Józef Sebesta. Nie obawia się pan, że nowy marszałek może mieć inną wizję np. w kwestii podziału środków?
- Zacznę od tego, że rezygnacja pana marszałka bardzo mnie zasmuciła, bo jak pan wie, pan Sebesta jest uważany przeze mnie za przyjaciela Prudnika. Bardzo dużo rzeczy dzięki przychylności zarządu województwa i pana marszałka udało się w Prudniku zrobić z pieniędzy unijnych. Czy nowy marszałek zmieni decyzje? Wydaje mi się że nie, bo Regionalny Program Operacyjny jest już przygotowany, jest w trakcie konsultacji z Brukselą, wiec nie spodziewam się żadnych gruntownych zmian i nie ma żadnego zagrożenia większego dla Prudnika w tytułu tego, że będzie nowy marszałek i cały zarząd.
- Pewien mieszkaniec Prudnika pyta, czy miasto nie mogłoby pójść na rękę niepełnoprawnym ruchowo osobom i zezwolić im parkować bezpłatnie w dowolnym miejscu w SPP, a nie tylko, jak obecnie, na wyznaczonych kopertach?
- Ja też ma orzeczoną niepełnosprawność ruchową, mam drugą grupę. Czy to oznacza, że powinienem mieć kartę uprawniającą mnie do stawania gdziekolwiek będę chciał na terenie strefy płatnego parkowania. Jeżeli miałbym coś takiego zrobić, to praktycznie powinienem zrezygnować ze SPP. W Prudniku jest bardzo dużo osób, które posiadają kartę niepełnosprawnego, pracowałem w tym środowisku i wiem, że nie wszyscy mając niepełnosprawność nie są w stanie przejść powiedzmy 400 metrów. Pytanie, kto będzie oceniał, czy pan x to ma niepełnosprawność taką, że może przejść te 400 metrów i nie dostanie tej karty, a pan y to ma taką i musi dostać tę kartę? Stwarzamy następne zarzewie konfliktu. Jeżeli ktoś uważa, że jest za mało miejsc dla niepełnosprawnych, to możemy dyskutować z zarządem strefy o tym, że trzeba jeszcze wyznaczyć kilka takich miejsc. Natomiast na pewno nie zgodzę się na to, żeby wprowadzać jakieś dodatkowe uprawnienia, bo za chwilę przyjdzie ktoś, kto powie, że prowadzi działalność na rzecz ludzi biednych i nie będzie płacił za każdym razem złotówki, po to, żeby zatrzymać się i dotrzeć do tych ludzi. My już to przerabialiśmy na początku istnienia strefy, kiedy przychodzili kominiarze, pielęgniarki, lekarze itd. i mówili: my działamy dla dobra społeczeństwa, to my chcemy parkować za darmo.
- Czyli nie da pan na to zgody?
- Nie. Jeżeli niepełnoprawny chce parkować bezpłatnie, proszę bardzo - na kopertach. Opłata za postój nie jest aż tak wysoka, żeby nie można było zapłacić i podejść sobie gdzie się chce. Poza tym jednym panem, który był i u mnie, nie ma dyskusji, że jest za mało kopert, jest inna dyskusja - że generalnie my jako społeczeństwo nie przestrzegamy tych kopert i potrafimy będąc zdrowym i silnym stanąć na miejscu dla niepełnosprawnego i udawać, że się nic nie stało. Ale to jest temat dla policji.
- A czy zgodzi się pan, aby właściciele sklepów mogli parkować bezpłatnie na czas rozładunku towaru? To już pytanie od prudniczanki prowadzącej działalność przy ulicy Armii Krajowej, zresztą, z tego co wiem, pismo w tej sprawie trafiło do pana.
- Absolutnie. Nie mogę robić wyjątków, bo jeżeli zrobię raz, to za chwilę będę musiał zrobić kolejny. Myśmy i tak wykonali pewien ukłon, bo powiedzieliśmy, że jeżeli ktoś ma abonament, to nie jeden, a dwa samochody może w strefie postawić. Nie zgodzę się na to, że ktoś ma mieć za darmo postój w strefie płatnego parkowania, bo on wynosi towar. Inna sprawa, ja nawet nie jestem w stanie sprawdzać, czy to będzie 15 minut, czy 0,5 h, czy godzina.
- Regulamin strefy płatnego parkowania mówi, że w ciągu minuty od pozostawienia pojazdu trzeba zakupić bilet. To nie absurd?
- A czy ktoś za minutę postoju nakłada mandat?
- Ale zgodnie z regulaminem, może nałożyć.
- Teoretycznie tak. Ale była już taka dyskusja i jest uzgodnienie z zarządem strefy, że bilet trzeba zakupić nie w ciągu minuty, tylko trzech minut i te trzy minuty naprawdę są przestrzegane, bo z wieloma osobami rozmawiam. Parkingowy podchodząc do samochodu od razu nie ładuje mandatu, tylko stoi przy pojeździe określony czas, robi zdjęcie, wypisuje druczek i wkłada za wycieraczkę. Ja znam tego człowieka, spotykam się z nim często i nie sądzę, żeby on miał taki charakter, żeby w takich słowach i w taki sposób odnosić się do klientów, jak przedstawiła to pani K. Jeżeli ktoś uważa, że pracownik strefy zachowuje się niewłaściwie, to powinien kierować skargę do zarządu strefy, a nie do mnie, ja nie jestem jego pracodawcą.
- W Prudniku nie brakuje płatnych miejsc parkingowych na arteriach odnowionych ze środków unijnych. Wielu zastanawia się czy to na pewno zgodne z prawem?
- Tak. Jest to sprawdzone pod kątem prawnym i jest uzgodnione z organem nadzorującym i zarządzającym, czyli z Urzędem Marszałkowskim. W przepisach unijnych jest określone, że do pewnej kwoty możemy czerpać pożytki i my się w tej kwocie spokojnie mieścimy. Jeżeli ktoś ma wątpliwości, może się zwrócić do pana Zwojewskiego i zajrzeć do dokumentów. Nikt o zdrowych zmysłach nie zaryzykowałby tego typu działalności łamiąc przepisy unijne, bo to grozi zwrotem dofinansowania, w tym przypadku blisko 8 mln zł.
- Czy ktoś w urzędzie pokusił się o kalkulacje, ile kosztowałoby utrzymanie strefy płatnego parkowania własnymi siłami? Tak jest np. w Głogówku.
- Tylko trzeba porównać strefę w Głogówku do strefy w Prudniku. Nasza jest dużo większa.
- Zgoda, ale strefy płatnego parkowania prowadzą na własną rękę również dużo większe miasta od naszego.
- Z punktu widzenia relacji klient - strefa i pozycji Urzędu Miejskiego i burmistrza w tym wszystkim zarządzanie strefą przez samą gminę uważam, że byłoby nietrafionym pomysłem. W momencie, kiedy tym zarządza prywatna firma, ona ma zupełnie inne uwarunkowania biznesowe, my jako urząd jesteśmy związani różnymi innymi rzeczami, których nie ma prywatny przedsiębiorca. Rzucenie tego do ZBK - to nie jest organ, który ma zarządzać strefami płatnego parkowania (w Brzesku strefą administruje Ośrodek Sportu i Rekreacji, a w Zielonej Górze - Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej - przy red.). Z kolei do ZUK-u, to jest przekazanie zadania do spółki gminnej, a czym tak naprawdę różni się spółka gminna od spółki prywatnej? Jeżeli się ogłasza przetarg, to niejako mówi się temu, który przystępuje do przetargu: chce tyle i mogę ci dać tyle, chcesz to bierzesz, nie chcesz, to nie wygrywasz. Natomiast przekazanie zadanie dla swojej spółki oznacza, że spółka może przyjść i powiedzieć, że zarządzanie strefą płatnego parkowania to koszt, strzelam, 400 tys. zł rocznie i ja nie mam możliwości dyskutowania z tym, że te koszty są takie, a nie inne. Ja mogę prezesa odwołać, ja mogę radę odwołać, ale jeżeli powiedzą taką kwotę, to ja muszę im tyle zapłacić.
- Ile w ubiegłym roku zarobiła SPP w Prudniku?
- 300 tys. zł. Wszystkie pieniądze trafiają do gminy, po czym gmina wypłaca firmie obsługującej strefę 40 procent.
- Powtórzę wcześniejsze pytanie - czy ktoś w urzędzie pokusił się o kalkulacje, ile kosztowałoby utrzymanie strefy własnymi siłami? Z tego, co pan mówi wynika, że Info-Tech zgarnął w zeszłym roku ponad 100 tys. zł.
- Nie ma takich wyliczeń, ale przypuszczam, że gminę by to kosztowało drożej. Proszę sobie policzyć dwóch pracowników parkingowych i jednego zarządzającego strefą z pełnymi świadczeniami itd. O ile prywatna firma może to robić w jakiś tam sposób, to my musimy przestrzegać wszystkich zasad związanych z samorządem. Do tego doszłyby kwestie odwołań od manatów, problemy z utrzymaniem strefy, a więc odśnieżanie, sprzątanie, malowanie pasów, utrzymanie parkomatów itd. oraz zakupy związane z elementami do parkomatów. Tak jak jest dzisiaj, to jest najlepsze rozwiązanie i trzeba też pamiętać, że daliśmy kolejne miejsca pracy, bo jednak iluś tam ludzi pracuje.
- Kiedy kończy się obowiązująca umowa ze spółką Jacka Żymełki i Włodzimierza Wolnego na prowadzenie SPP?
- Na początku 2015 roku.
- Komunikacja miejska. Jest pan zadowolony ze zmian, o ile jakieś zaszły w tym obszarze?
- Wydaje mi się, że autobusy wyglądają dużo lepiej niż jeszcze kilka miesięcy temu, w wyniku zawirowań przy ogłaszaniu przetargu sporo się poprawiło. O przystanki dobrze dba firma Remondis - są czyste. Natomiast ciągle mamy temat, że te przystanki trzeba wymieniać na nowsze, ładniejsze, żeby to jakoś wyglądało. W tym roku postawiliśmy dwie wiaty - na Szarych Szeregów i Jasionowym Wzgórzu, na przyszły rok mamy w budżecie na ten cel 30 tys., więc myślę, że kolejne 3-4 wiaty będziemy w stanie postawić, np. naprzeciwko dworca kolejowego. Przystanki są oznakowane, są przy nich ławeczki, o co też wnioskowali mieszkańcy. Jakbym był w pełni zadowolony, to znaczyłoby, że już nie ma przestrzeni do doskonalenia, a taka przestrzeń zawsze jest.
- Pasażerowie w dalszym ciągu kwestionują nowy rozkład jazdy, z którego wypadło wiele kursów?
- Mam co jakiś czas pojedyncze sygnały, że może by zmienić godziny. Tylko tak jak powiedziałem, pojedyncze sygnały nie są dla mnie argumentem, bo ja poprawię dla danej osoby, a może się okazać, że 10 innych przyjdzie i powie, że byli zadowoleni z dotychczasowego rozkładu. Także tutaj bardzo ostrożnie do tego podchodzę.
- Targi Inter-Region cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem, czy nie lepiej byłoby organizować jedną, dużą imprezę?
- Zupełnie inną sprawą jest wystawa twórców ludowych w czerwcu, a zupełnie inną sprawą są targi w jesieni. Kiedy zostawałem burmistrzem uważałem, że targi Inter- Region trzeba zlikwidować całkowicie. Ale po pewnym czasie, analizując to, co się dzieje na około doszedłem do wniosku, że to jest tak jakby pozbyć się czegoś, co jednak w jakiś sposób promuje miasto. Proszę zwrócić uwagę, że wiele miast próbuje u siebie tworzyć targi, w różnej formule, ale targi, żeby zaistnieć w biznesie, żeby pokazać, że się jest. Owszem, jest coraz mniej wystawców, ale to nie wynika z tego, że faktycznie nie chcą do nas przyjeżdżać, tylko z tego, że myśmy ograniczyli możliwość wystawiania się na tych targach wielu ludziom. Dotychczas na targach pod nazwą dom i ogród pojawiały się również np. różnego rodzaju świecidełka, to samo co podczas imprezy czerwcowej. Efekt był taki, że zwiedzający coraz częściej zwracali uwagę - albo to są targi, albo to jest jarmark. Dlatego chciałbym, żeby targi generalnie były związane ściśle z domem i ogrodem. W tej dziedzinie wystawców co roku mamy tyle samo. Martwi mnie co innego - to, że wystawia się garstka firm z Prudnika. A wydawało mi się, że targi powinny być polem do popisu przede wszystkim dla tych, którzy działają na naszym rynku. Niestety tak nie jest. Co do czerwcowej wystawy, to jest to coś, co pięknie się rozwinęło i wyróżnia nas nie tylko na Opolszczyźnie. Zdaniem wielu, którzy przyjeżdżają do nas, jest to najlepsza wystawa na terenie południa Polski.
- Zatem nie jest pan zwolennikiem łączenia ze sobą wystawy i targów?
- Nie, bo zburzymy ideę. Wystawa jest zorganizowana w taki sposób, że każdy, kto przyjeżdża nie płaci ani złotówki i nie ma charakteru targów. Dlatego ja się tak bardzo oburzyłem w tym roku, że przyjechała do nas pewna instytucja i dawała mandaty na wystawie twórców ludowych. Mogli przyjechać na targi, wtedy bym powiedział ok, impreza targowa, sprawdzajcie. Ale nie na wystawę. Targi na jesieni są potrzebne. Rozmawiam z wystawcami i oni mówią wprost: będziemy przyjeżdżać, bo po tych targach mamy zawsze ileś tam zamówień więcej i patrząc na koszty i to, co zyskujemy na tych targach, to nam się kalkuluje.
- Panie burmistrzu, czy jest pomysł, aby w jakiś sposób upamiętnić Stanisława Szozdę - prudnicką legendę polskiego kolarstwa?
- Jest. Prezes Banku Spółdzielczego pan Michałowski przedstawił nam propozycję, która wyszła od grupy ludzi związanych z biznesem prudnickim, żeby na Rynku postawić z brązu rzeźbę Stanisława siedzącego na ławeczce w tym samym miejscu gdzie zawsze, może nie z papierosem, bo wielu ludzi mówi, że byłoby to promowanie palenia. Oczywiście to nie wyklucza pamiątkowego pomnika na terenie przycmentarnym, czy na samym cmentarzu, ale co innego pomnik, przy którym można zaświecić lampkę, a co innego coś, co będzie żywą pamiątką, przy której odwiedzający Prudnik będą mogli sobie zrobić zdjęcie, spojrzeć na opis i powiedzieć: byłem w mieście Stanisława Szozdy. Osobiście podoba mi się ten pomysł i będę namawiał, żebyśmy właśnie w tym kierunku poszli. Czekamy na zgodę pani Szozdy. Bardzo bym chciał, żeby to miało taki sam charakter jak w przypadku Diany czy pomnika Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego, czyli społeczna inicjatywa, do której gmina bardzo chętnie się dołoży.
- Nagroda dyrektora ZS dla kierowniczki świetlicy, która wcześniej została ukarana naganą za niedopilnowanie skazanej za kradzież pieniędzy intendentki wywołała społeczne oburzenie. Czy rozmawiał pan o tym z dyrektor Wróblewską?
- Jeszcze nie. Myślę, że okazją do poruszenia tego tematu będzie konferencja szkoły, na którą jestem zaproszony, na pewno czeka nas rozmowa z panią dyrektor. To co już powiedziałem wcześniej, ja bym w ten sposób nie postąpił, ale to jest decyzja pani dyrektor i rady pedagogicznej. Skoro wszyscy uważają, że jest tak dobrze, to pytanie dlaczego ja miałbym odbierać prawo temu gremium do przyznawania nagrody, ja mogę wyrazić swoją opinię, że to mi się nie podoba, natomiast nie ma takiej możliwości, żebym powiedział: a ja nie dam.
- Wielkimi krokami zbliża się koniec kadencji samorządu. Platforma cieszy się coraz mniejszym poparciem społeczeństwa, tak wynika z sondaży. Prudniczanie powoli myślą o kolejnych wyborach. Czy wybiega pan myślami tak daleko, czy przewiduje pan kandydowanie na trzecią kadencję?
- Nie przejmuję się notowaniami partii, której jestem członkiem, dlatego, że nigdy nie łączyłem samorządu z działalnością polityczną i uważam, że na szczeblach takich jak gmina czy powiat, nie powinno się tego robić. Samorząd nie może opierać się na politycznych koneksjach, powiązaniach, tylko na normalnym, wspólnym działaniu i wspólnych celach, które trzeba zrealizować. 3 grudnia zacznę funkcjonować jako burmistrz już 8.rok i nigdy nie podpisywaliśmy żadnych porozumień koalicyjnych między radnymi czy ugrupowaniami. Wszystko się odbywa na zasadzie takiej, że w wyniku rozmów przed rozpoczęciem kadencji ustalaliśmy sobie, co dla Prudnika trzeba zrobić i wokół tego gromadzili się radni. Jak pan zwróci uwagę na głosowania na sesjach, nie ma wyraźnego podziału na koalicję i opozycję. To się ciągle miesza. Wszystkie uchwały przechodzą w sposób spokojny i niezagrożony, czyli to oznacza, że porozumienie, jakie zawarliśmy z panem Dumkiewiczem i grupą radnych jest ciągle aktualne. Pewnie, że myślę o tym, co będzie za rok, z tym że nie do końca chcę robić tak jak wielu ludzi mi doradza, tzn. nie chcę robić pod publiczkę budżetu i zadań. Nigdy nie kierowałem się tym, że są wybory, tylko robię to, co uważam, że jest dobre dla społeczeństwa. Być może z tego tytułu przegram, a być może z tego tytuł wygram.
- Czyli zamierza pan kandydować?
- Tak, podjąłem decyzję, że kandyduję, tylko nie wiem jeszcze czy będę kandydatem ugrupowania politycznego, czy komitetu wyborczego. W tej sprawie muszę rozmawiać z szerszą grupą ludzi, którzy będą tworzyli zręby zespołu wyborczego.
- A więc wystartuje pan w wyborach niekoniecznie pod szyldem PO?
- Niekoniecznie, aczkolwiek nie mam się czego wstydzić. Platforma na terenie powiatu i gminy zachowuje się bardzo dobrze. Nie wdajemy się w dyskusje polityczne z nikim, mimo że wiele razy powinniśmy teoretycznie, biorąc pod uwagę działalność polityczną, odpowiedzieć na różne zarzuty, które się pojawiają. Przyjęliśmy jednak zasadę, że nie odpowiadamy na zarzuty, które nie mają podłoża merytorycznego. I tak będziemy trwali do końca, a mogę to powiedzieć, bo zostałem ponownie przewodniczącym struktur na terenie powiatu.
- Decyzja związana z ponownym ubieganiem się o fotel burmistrza była dla pana trudna?
- Nie. Ja wiem, że wielu ludzi uważa, że jestem słabym burmistrzem, że jestem nieudacznikiem, że jestem niedouczony i parę jeszcze innych epitetów z Internetu mógłbym zacytować. Jedną z osób, która mnie obraża, zlokalizowałem, znam jej wszystkie dane i mam otwartą drogę do postępowania cywilnego, ale myślę, że tego nie będę robił, bo czemuż mam się po sądach włóczyć. Patrząc całościowo na jedną i drugą kadencję, wydaje mi się, że biorąc pod uwagę to w jaki sposób tworzyliśmy RPO, to jaką rolę odegrał tam nasz przedstawiciel - pan Zwojewski, daje jakieś gwarancje dla mieszkańców, że w następnym rozdaniu Prudnik skorzysta znowu ze środków unijnych (w latach 2015-2020 chcemy m.in. przeprowadzić 4. etap rewitalizacji obejmujący wykonanie elewacji w kwartale Armii Krajowej, Szkolna, Młyńska, Traugutta). Mieszkańcy mają prawo decydowania i to mieszkańcy mnie zweryfikują. Jeżeli uznają, że jestem złym burmistrzem, to nie będę burmistrzem, a jeżeli uznają, że jestem dobrym burmistrzem, to mnie wybiorą na następną kadencję.
- Ma pan plan "b" na wypadek niepowodzenia?
- Jeżeli poniosę porażkę będzie plan "b".
- Widzi pan konieczność zmian na szczycie władz powiatowych? Starosta Roszkowski sprawdza się w tej roli?
- Staram się nie oceniać samorządu, który jest ode mnie niezależny. Pan Roszkowski jest moim kolegą, również kolegą partyjnym. Jeżeli byłby złym starostą, to pewnie zarząd i rada powiatu by się w tym temacie wypowiedziały. Na dzień dzisiejszy współpracuję z osobą, która pełni funkcję ważną z punktu widzenia samorządowego i ta współpraca raz jest lepsza, a raz gorsza.
- Czasami relacje panów wydają się być chłodne, szorstkie, przytoczę choćby majową sesję Rady Miejskiej - gościł na niej prezes PCM-u, dr Anatol Majcher - i wzajemne uszczypliwości.
- Relacje są takie, jakie powinny być między dwoma samorządami, gdzie każdy pilnuje interesu swojego samorządu, którym zarządza, stąd często różnice zdań, stąd czasami może gorące dyskusje w różnych tematach, ale generalnie obu nam zależy na tym, żeby w Prudniku było jak najlepiej.
- Dziękuję za rozmowę.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze