Artykuły
Moim zdaniem: Jestem za nowymi miejscami pracy, jestem za biogazownią [KOMENTARZ
Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 6 - Listopad 2013r. , godz.: 12:37
Z dużym zaskoczeniem przyjąłem stanowisko burmistrza Franciszka Fejdycha i radnych gminy Prudnik na temat planowanej budowy biogazowni w Prężynce.
W dobie kryzysu, w czasie, kiedy stopa bezrobocia w powiecie prudnickim sięga poziomu 20 proc., każde miejsce pracy jest na wagę złota. Dla bezrobotnego z Prudnika nieistotne jest to, czy znajdzie pracę przy ul. Przemysłowej w Prudniku, czy 1000 metrów dalej w zakładzie na terenie gminy Lubrza. Dla bezrobotnego nie ma inwestycji "naszej" (bo w gminie Prudnik) i "waszej" (bo w gminie Lubrza). Zapewne wszyscy żałują, że nie garną się do nas inwestorzy tworzący miejsca pracy w ramach hi-tec, wysokich technologii. Nikt nie chce na ziemi prudnickiej montować telewizorów, samochodów, ani tworzyć centrum logistycznego na kilkaset stanowisk pracy. Ale znalazł się inwestor, który chce postawić biogazownię. Nie dlatego, że to jakiś szczególnie atrakcyjny dla każdego inwestora teren. Chce ją budować tutaj, bo ziemia prudnicka to obszar o wciąż wysokiej kulturze rolniczej, z urodzajnymi glebami i przez to bliskim dostępem do surowca. Tak jak huty buduje się przy złożach żelaza, tak biogazownie powstają na terenach rolniczych.
Biogazownia, jak każdy zakład pracy, będzie uciążliwa dla otoczenia. Na pytanie jak bardzo w tym konkretnym przypadku, podczas sesji rady w Prudniku nie uzyskałem sprecyzowanej odpowiedzi. Zamiast tego radny wnioskodawca wspomniał o medialnych doniesieniach w podobnych sprawach na terenie Polski (protesty mieszkańców) oraz o możliwych problemach, jak odór, czy transport "śmierdzącego" surowca. Dla mnie to zdecydowanie za mało, by z góry przekreślać tę inwestycję.
Poza tym wokół nas są zakłady, które są uciążliwe dla mieszkańców, a mimo to je akceptujemy. Przykładem jest kopalnia "Dębowiec", do której dojeżdżają ogromne ciężarówki, przyczyniając się do niszczenia dróg, jeżdżąc przy szkołach, ograniczając rozwój turystyki i szkodząc przyrodzie. Wróćmy do nieodległej przeszłości. Jak to się stało, że przez tyle lat pozwalaliśmy, żeby przez działalność "Froteksu" cierpiało całe miasto - śmierdziało w niemożliwy sposób. Dlaczego mieszkańcy musieli to znosić tylko dlatego, że ktoś postanowił sobie zbudować oczyszczalnię ścieków prawie w centrum Prudnika? Wszyscy dobrze wiemy dlaczego? Ponieważ za tymi firmami, mimo niewątpliwych uciążliwości, stoją lub stały cenne miejsca pracy. Proste, zrozumiałe i logiczne uzasadnienie.
Nowy zakład to nie tylko korzyści wynikające z miejsc pracy i podatków. Każda nowa firma działająca na rynku pozalokalnym, generuje kapitał, przyciąga inne firmy i daje zarobek lokalnym przedsiębiorcom. To właśnie już istniejący biznes w Prudniku, a nie w wiejskiej Lubrzy, będzie zapleczem gospodarczym i logistycznym dla biogazowi, z tego prostego powodu, że jest lepiej rozwinięty, bo miejski. Zarobią na tym rolnicy (najbardziej ci z najbliższych okolic, a więc gmin Prudnik i Lubrza), którzy będą tam mogli zbyć produkcję roślinną niskiej jakości.
Gdybyśmy w Prudniku mieli bezrobocie, jakie teraz jest w Opolu, na poziomie kilku procent, to może i kręciłbym nosem. Może powiedziałbym, a po co nam ewentualne problemy? W razie czego lepiej biogazowni nie budujmy. A teraz, jakie mamy inne wyjście? Ludzie przez ostatnie 20 lat nie emigrowali z Prudnika, bo w mieście śmierdziało z powodu oczyszczalni ścieków "Froteksu", tylko dlatego, że nie było pracy, albo lokalny rynek pracy nie dawał odpowiedniej satysfakcji finansowej.
Zdaję sobie sprawę, że części mieszkańców Prudnika budowa biogazowni, tak na wszelki wypadek, nie będzie pasować, "bo może będzie śmierdziało", a emerytowi nowe miejsca pracy do szczęścia szczególnie nie są potrzebne (chyba, że dla rodziny). Tylko, czy w obecnej sytuacji priorytetem gospodarzy Prudnika jest zadbanie o ewentualny komfort mieszkańców (na zapas), czy o to, żeby umożliwić ludziom pracę.
Na argument radnego, o tym, co będzie jeśli rozszczelni się jakiś beczkowóz z "paliwem" pochodzenia zwierzęcego na terenie Prudnika, na ul. Armii Krajowej lub Batorego, dojeżdżający do biogazowni (tylko skąd? Z Głuchołaz?), odpowiem pytaniem. A co dzieje się obecnie, gdy do oczyszczalni ścieków położonej na południu miasta dowozi się beczkowozami szambo? Gorszego położenia pod względem transportu nie można było wybrać, bo - w odróżnieniu od obwodnicy - tutaj nie da się inaczej dojechać jak tylko przez centrum miasta. Zapowiedź cudownego rozmnożenia 1000 do 1500 miejsc pracy (patrz: stanowisko rady) traktuję jako dobry żart.
Veto dla zakładu, który mógłby dać utrzymanie kilkunastu rodzinom, który ściągnąłby na ziemię prudnicką kilkunastomilionową inwestycję i który funkcjonowałby bez konieczności dołożenia złamanego grosza z budżetu państwa i samorządu, to bardzo poważna decyzja. Pozwolę sobie na złośliwość i uznam, że prudniccy radni - i burmistrz - mają rację, jeśli każdy radny, który z góry uznał, że biogazownia w Prężynce to zło wcielone, sprowadzi do Prudnika jedną firmę, która zatrudni tyle osób, ile znalazłoby pracę w biogazowni. Jeśli nie jesteście w stanie tego zrobić, bo nie umiecie, nie potraficie i pewnie nie taka wasza rola, to przynajmniej nie przeszkadzajcie w tym innym.
Mam nadzieję, że w stanowisku rady nie chodzi o to, że Gmina Prudnik ma być od początku do końca przeciwna tej inwestycji, tylko o to, że - w trosce o mieszkańców miasta - chce mieć wpływ na szczegóły jej dotyczące, a stanowcze "nie" jest punktem wyjściowym do dyskusji. Oby tylko te rozmowy długo nie trwały, bo kolejny inwestor ucieknie nam sprzed nosa i przeniesie się tam, gdzie radnym pieniądz nie śmierdzi.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze