Artykuły
Franciszek Fejdych: Gwałtownej poprawy szybko nie będzie
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 6 - Listopad 2013r. , godz.: 12:18
Podjąłem decyzję, że kandyduję, tylko nie wiem jeszcze czy będę kandydatem ugrupowania politycznego, czy komitetu wyborczego. W tej sprawie muszę rozmawiać z szerszą grupą ludzi, którzy będą tworzyli zręby zespołu wyborczego - powiedział w wywiadzie dla naszej gazety obecny burmistrz Prudnika Franciszek Fejdych. W tym numerze publikujemy pierwszą część wywiadu, dokończenie w następnym.
- Panie burmistrzu, co panu wiadomo na temat przyszłości "Coroplastu" w Prudniku?
- We wtorek (29 października) wraz ze starostą Radosławem Roszkowskim, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy Grażyną Klimko oraz sekretarzem Urzędu Miejskiego Markiem Radomem byłem w "Coroplaście" na umówionym spotkaniu z dyrektorem Śliwińskim i szefową kadr, panią Michnowską. Dyrektor Śliwiński jednoznacznie powiedział, że podczas rozmowy z pracownikami w Prudniku nie było mowy o likwidacji tutejszego zakładu. Firma dostosowując się do wymogów rynku uruchomiła w Krapkowicach produkcję nowego wyrobu (ABS) i potrzebuje tam pracowników, stąd propozycje dla tych, którzy będą odchodzić z Prudnika, żeby dojeżdżali właśnie do Krapkowic. W Prudniku utrzymywana będzie produkcja wiązek elektrycznych, z tym że - jak stwierdził dyrektor Śliwiński - stopniowo odchodzi się od takich wiązek w samochodach i przechodzi na układy scalone, w związku z powyższym zatrudnienie w Prudniku będzie malało.
- W jakim tempie?
- Dyrektor Śliwiński nie potrafił określić, będzie to wszystko regulował rynek, czyli sami klienci.
- Grupowych zwolnień na razie nie będzie?
- Gdyby miały być jakieś grupowe zwolnienia, to pewnie by pani Klimko o tym wiedziała. Natomiast trzeba pamiętać, że gros pracowników w "Coroplaście" ma umowy na czas określony i to do tych osób skierowana była oferta przejścia do Krapkowic. Na naszym spotkaniu padła również deklaracja ze strony dyrektora Śliwińskiego i pani Michnowskiej, że firma jest gotowa dotować w jakimś procencie dojazdy pracowników do Krapkowic, co robi, podobno, również w innych przypadkach.
- Ilu pracowników może to dotyczyć?
- O tym również nie rozmawialiśmy, bo jak stwierdził dyrektor Śliwiński na ten moment nie zapadły żadne ostateczne decyzje. Jest to w trakcie analizowania i sprawdzania potrzeb. Co do krążących informacji o tym, że wywożone są urządzenia - to normalna rzecz, tak jak w każdej firmie, jeżeli jakiś produkt przestaje być przez klienta zamawiamy, to się go po prostu likwiduje, a więc likwiduje się również całe oprzyrządowanie technologiczne i składa w magazynach na wypadek, gdyby trzeba było doprodukować części zamienne.
- Hala, w której mieści się "Coroplast" należy do gminy?
- Tak, hala jest własnością gminy. Dyrektor Śliwiński powiedział też coś, co obala mit o doskonałości hal na terenie "Froteksu". W strategii firmy nie przewidziano działań rozwojowych, tzn. inwestowania w ten zakład w sensie przebudowy, rozbudowy, dlatego że hale na terenie "Froteksu" nie spełniają podstawowych wymogów dotyczących nowoczesnych zakładów produkcyjnych i w związku z powyższym inwestowanie w tę halę byłoby możliwe tylko na zasadach takich, że ją wyburzy się i postawi nową. Zobaczymy jak długo będzie funkcjonował "Coroplast" w Prudniku, natomiast na dzień dzisiejszy nie ma zagrożenia likwidacji i póki będą zamówienia na wiązki, póty będzie szła produkcja.
- Innych elementów nie mogą produkować w Prudniku?
- Nie, ponieważ nowoczesne maszyny do innego rodzaju produkcji wymagają wyższych hal, hal umożliwiających przeprowadzenie całej wentylacji. A tutaj po prostu nie ma gdzie i nie ma jak. Ja opieram się na tym, co mówił dyrektor Śliwiński, który myślę poprzez swoich inżynierów zbadał możliwości tej hali.
- Czy miasto udziela "Coroplastowi" jakichś ulg?
- Nie. "Coroplast" na dzień dzisiejszy ma tylko niższą stawkę dzierżawy, po to, żeby został w Prudniku.
- Dużo niższą?
- Nie dużo. Nie pamiętam, ale coś około 2 zł z haczykiem płacą za metr kwadratowy, gdzie normalnie mamy czynsz w wysokości 4,80 zł.
- Znane są panu oczekiwania "Coroplastu" względem gminy Prudnik?
- Korzystając z okazji zapytałem dyrektora Śliwińskiego w oparciu o to, co gdzieś tam pojawiało się wcześniej, że jest niezadowolony z warunków dzierżawy, że źle się współpracuje z gminą, że płacą wysokie podatki itd. Zapytałem wprost: panie dyrektorze, jaka jest pana opinia na temat współpracy z gminą Prudnik i czy ma pan oczekiwania w stosunku do naszej gminy związane z funkcjonowaniem "Coroplastu" w Prudniku? Pan dyrektor stwierdził jednoznacznie - są świadkowie, można ich zapytać - że bardzo wysoko ceni sobie współpracę z gminą, zarówno na etapie wprowadzania "Coroplastu" do Prudnika, a więc z panem Zenonem Kowalczykiem, jak i na aktualnym etapie, kiedy dbamy o halę, w której on prowadzi produkcję. Nie ma żadnych oczekiwań ze strony gminy, uważa, że wszystkie sprawy są załatwiane szybko i sprawnie. Można powiedzieć, że współpraca jest wzorowa - to są słowa pana dyrektora, nie moje.
- Stopa bezrobocia w powiecie prudnickim lada dzień przekroczy 20 procent, zapewnie jest pan tym zaniepokojony. Co prawda zwalczanie skutków bezrobocia nie należy do zadań gminy, ale czy samorząd, który pan reprezentuje może podjąć jakieś działania w tej materii?
- Oczywiście, że mnie to niepokoi, bo o ile my nie mamy obowiązku walczyć z bezrobociem jako gmina, o tyle wszystkie skutki bezrobocia odbijają się na nas, bo to są przecież nasi mieszkańcy. Myślę, że niewiele możemy zrobić. Gdybyśmy mieli wnioski z konkretnymi oczekiwaniami przedsiębiorców, to moglibyśmy reagować. Na dzień dzisiejszy nikt nie mówi, że jest źle, a zatrudnienie nie rośnie, wręcz spada. Trochę czasu upłynie, zanim znajdziemy jakieś rozwiązanie tego tematu. Na ten moment rozmawiamy z szefami różnych firm i próbujemy coś z tym zrobić, ale nie spodziewam się jakiejś gwałtownej poprawy. Natomiast co do wzrostu bezrobocia, proponuję porozmawiać z dyrektor PUP. Wzrost bezrobocia nie wynika z tego, że ubywa miejsc pracy, tylko z tego, że wielu mieszkańców wraca z zagranicznych wojaży, gdzie już zaczyna być coraz trudniej, i rejestrują się w urzędzie pracy.
- Kiedy tworzono prudnicką podstrefę ekonomiczną, był pan dużym optymistą. Minęło kilka lat i tereny te wciąż świecą pustkami.
- Nasza podstrefa została zarejestrowana w 2008 roku, kiedy akurat zaczął się kryzys. Po zakończeniu pierwszego kryzysu wpadliśmy w kolejny kryzys i tak naprawę firmy, które gdzieś tam wcześniej bardzo szły z inwestycjami do Polski, w tym okresie się zatrzymały. Druga sprawa - w porównaniu z podstrefą nyską (ok. 300 ha), czy podstrefą opolską (ok. 500 ha), my mamy niewielki kawałek ziemi (12 ha), a obecnie tendencja jest taka, że firmy grupują się wokół pewnego obszaru, po to, żeby wspólnie działając mieć większe znaczenie. Marcegaglia, która weszła na teren podstrefy w Kluczborku wybudowała halę o powierzchni 200 tys. m kw., u nas nie byłaby w stanie się zmieścić. Tego typu duże firmy ściągają w dane miejsce kolejne duże firmy. Myśmy rozmawiali ostatnio z dużą firmą włoską, która była zainteresowana naszą podstrefą, a następnie pojechała do Kluczborka i jest prawie pewne, że wybierze Kluczbork. Ale nie dlatego, że nasza oferta była słaba, tylko dlatego, że tam jest Marcegaglia.
- Co z TSP, które w 2009 roku weszło do naszej podstrefy i nawet nie ruszyło z produkcją?
- TSP splajtowało i zostało sprzedane we Włoszech. Firma, która wykupiła TSP, dogadała się z budowniczym hali, uregulowali wobec siebie zobowiązania i jest zapowiedź, że lada chwila ruszą z trzyzmianową produkcją (elementów metalowych). Ta sama firma zwróciła się do nas z pytaniem o kolejną działkę, mamy jeszcze inną firmę, która też jest zainteresowana naszą podstrefą.
- Drugim przedsiębiorstwem, które kupiło grunty, jest nyska firma "Furnika".
- I to jest przykład na to, że jesteśmy ze swoją podstrefą pewną niszą. W dużych podstrefach kupienie pół hektara czy hektara jest praktycznie niemożliwe, duże strefy nie chcą sprzedawać takich małych kawałków. Gdyby takich firm pojawiło się 10, byłbym zadowolony.
- Czy wiadomo panu, kiedy "Furnika" ruszy z produkcją i ile osób znajdzie tam pracę?
- Termin oddania zakładu do użytku zaplanowany jest na luty 2014 roku. Z tego co wiem część pracowników z Prudnika zostało przyjętych do pracy a konto zobowiązań inwestora i na dziś pracują w Nysie. Zatrudnienie w zakładzie będzie wynosiło około 10 osób.
- Rada Miejska przegłosowała negatywne stanowisko w sprawie budowy biogazowni na terenie byłej strzelnicy w Prężynce. Jak pan się do tego odniesienie, przecież mogły tam powstać nowe miejsca pracy, czy gmina prowadziła jakieś badania, konsultacje, które wskazywałyby czy w ogóle taki zakład byłby uciążliwy dla miasta?
- To jest stanowisko rady, z którym trudno się nie zgodzić. Przypomnę, że biogazownia o mocy 2MW to bardzo duże przedsięwzięcia. Nie mam nic przeciwko biogazowniom, ale uważam, że ze względu na potencjalne uciążliwości winny one być maksymalnie oddalone od terenów zurbanizowanych. A tu prawie po sąsiedzku granica z Prudnikiem, Lubrzą i Prężynką. Naszym zdaniem brak jest również możliwości pozyskania odpowiedniej ilości substratu roślinnego, który zapewni właściwe działanie biogazowni. Wobec powyższego trzeba będzie dowieźć substrat niezbędny do produkcji biogazu spoza terenu gminy Lubrza. Jeśli miałby to być substrat roślinny do biogazowni musiałoby dojechać co najmniej kilkadziesiąt ciężarówek dziennie. Można zauważyć, że na stronach internetowych gminy Lubrza pojawiły się informacje o postępowaniu o środowiskowych uwarunkowaniach oraz o przystąpieniu do przeprowadzenia oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko. Przy opracowywaniu tych dokumentów jest miejsce na badania i konsultacje, a my chcemy, aby nasi mieszkańcy mieli świadomość plusów i minusów tego przedsięwzięcia. Pamiętam, jak funkcjonowała jeszcze froteksowska oczyszczalnia ścieków, ile mieliśmy protestów mieszkańców ulicy Kolejowej na uciążliwość wydobywających się z niej zapachów. Przecież w sąsiedztwie proponowanej lokalizacji biogazowni znajduje się osiedla Karola Miarki! Zauważę, że nie ma norm na tzw. odory, a prace nad ustawą, która miała regulować te kwestie zostały zaprzestane. Złą wiadomością może być fakt, że nasza gmina może nie uzyskać statusu strony w postępowaniu środowiskowym. Lepiej więc już na początku mieć świadomość tego "co rośnie" w naszym sąsiedztwie niż narzekać później, że o niczym nie wiedzieliśmy.
- Jakie stawki podatkowe zaproponuje pan radnym na przyszły rok?
- Na przyszły rok nie podnosimy żadnych stawek podatkowych. Podatek rolny maleje, bo taka jest informacja z GUS-u, obniżymy również podatek od środków transportowych, natomiast podatków od nieruchomości i żadnych innych nie ruszamy. Chcemy zobaczyć, czy to w jakikolwiek sposób wpłynie na polepszenie się gospodarki na terenie gminy Prudnik.
- Czy powołana przez burmistrza Rada Biznesu przedstawiła panu jakieś propozycje w tym względzie, może jakieś stanowisko?
- Między innymi to, że te podatki zostają na tym poziomie i to, że obniżamy podatek od środków transportowych, jest też odpowiedzią na dyskusje na Radzie Biznesu, gdzie wskazano to jako jeden z elementów utrudniających funkcjonowanie.
- Jaki będzie przyszłoroczny budżet gminy Prudnik, jak pan go ocenia - kryzysowy, optymistyczny?
- Myślę, że jeszcze chwilę poczekamy na optymistyczne budżety i to nie tylko w naszej gminie, ale w większości gmin w Polsce. Póki nie będzie wyraźnych sygnałów przyspieszenia gospodarczego, póki nie będziemy mogli spokojnie patrzeć na planowane dochody z tytułu podatków z Warszawy, to nie będziemy ryzykowali optymistycznego budżetu. Na początku roku mieliśmy dane z Warszawy, które mówiły o określonych podatkach z tytułu PIT i CIT, we wrześniu dostaliśmy informację, co będzie do końca roku i dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli 700 tys. zł mniej z tego tytułu. Co to oznacza dla budżetu? To, że w tej chwili wstrzymałem wszystkie wydatki do końca roku, musimy przeczekać, bo nagle zrobiła się dziura, której nikt nie przewidywał, bo każdy uważał, że skoro zostały obiecane pieniądze, to one będą. Budżet tego roku będziemy starali się domknąć i na przyszły rok znowu zaplanowaliśmy taki budżet, jak ja to mówię, oszczędnościowo-inwestycyjny. To znaczy podtrzymujemy inwestycje, będziemy nadal robić to, co powinniśmy zrobić dla społeczeństwa, natomiast bez hurraoptymizmu i bez szalonego pędu do przodu, bo już po ostatnim musimy bardzo uważać. Do tej pory było tak, że jak się pojawiała dziura, to mogliśmy zaciągnąć kredyt, obecnie, poprzez decyzję ministra Rostowskiego, nie możemy tego robić, w związku z powyższym musimy również równoważyć dochody i wydatki bieżące, żeby funkcjonować. Nie mamy zatem za bardzo wyboru.
- Najważniejsze inwestycje na przyszły rok?
- Będzie kontynuowana budowa kompleksu sportowego na Jasionowym Wzgórzu. Chcemy dokończyć bibliotekę na Mickiewicza. Wprowadziliśmy do budżetu również "schetynówkę", bo złożyliśmy wniosek (najprawdopodobniej jest dobrze oceniony) na ulicę Strzelecką, żeby dopiąć tzw. małą obwodnicę w centrum miasta. Czekamy także na decyzję z Funduszu Norweskiego w sprawie wniosku dotyczącego termomodernizacji, na ten cel też przeznaczyliśmy środki. Bardzo chcielibyśmy zrobić wszystko, o co wnioskują radni i mieszkańcy, ale ze względu na to, że - jak powiedziałem - nie możemy zaciągać kredytów, nie będziemy tego realizować szybko.
- Środki z Totalizatora na budowę hali i basenu są już "zaklepane"?
- Tak, mamy podpisaną umowę. Dostaliśmy pełne dofinansowanie, tj. 3 mln 580 tys. zł z haczykiem, rozłożone na 5 lat. Generalnie ministerstwo mówi: 4 lata i koniec inwestycji, dla nas się zgodzili na 5-letni system i w sumie otrzymamy w transzach rocznych 33 proc. tego, co wydamy na inwestycje.
- Czy jeszcze skądś można pozyskać pieniądze na ten cel?
- Nie ma realnej szansy. W przyszłym budżecie unijnym nie ma środków na tego typu inwestycje, więc nie sądzę, żeby jeszcze skądś można było pozyskać pieniądze.
- Nasza redakcja odebrała kilka sygnałów od mieszkańców Moszczanki, którzy twierdzą, że gmina zwleka z dokończeniem inwestycji na tamtejszym boisku.
- Nie zgadzam się tą opinią. To boisko zostało wykonane w zeszłym roku, w tym roku została posiana trawa i póki trawa nie wyrośnie na tyle, żeby można było na niej grać w piłkę, to to boisko jest nieczynne, ale praktycznie inwestycja jest zakończona. Musimy tylko poczekać aż murawa się dobrze zakorzeni. Oczywiście będzie wiecznie dyskusja o tym, czy boisko jest wystarczająco równe, czy jest takie jak by wszyscy chcieli. Pamiętam, jak w Niemysłowicach po wykonaniu boiska stwierdziliśmy, że w niektórych miejscach jest niżej niż wszędzie i będzie stała woda. I faktycznie z początku, dopóki się nie udrożniły wszystkie mikrokanaliki, woda stała, ale dzisiaj jest to jedno z lepszych boisk na terenie gminy Prudnik. Wracając do Moszczanki, wiem, że oczekiwania są nadal, bo mieszkańcy decyzją rady sołeckiej i z pieniędzy tej rady chcą tam robić plac zabaw i chcą inwestować w kolejne urządzenia. I bardzo dobrze, bo to będzie piękne centrum rekreacyjno-sportowe we wsi.
- Schronisko, targowisko, inkubatory. To inwestycje ostatnich lat, wokół których było sporo zawirowań.
- Pytanie tylko, czy to były zawirowania podyktowane rzetelnym przeanalizowaniem tego, co robiliśmy, czy też życzeniowym stosunkiem do inwestycji realizowanych przez burmistrza, którego wielu ludzi chciałoby już usunąć ze stanowiska. Schroniska wywoływały dużo negatywnych dyskusji szkodzących zarówno miastu, jak i tym obiektom. Na koniec sierpnia schronisko zrealizowało plan roku 2013, w tej chwili przyjmuje już jak gdyby klientów z nadwyżką.
- Mam rozumieć, że gmina nie dopłaci do schroniska ani złotówki w tym roku?
- Nie wiem tego jeszcze na sto procent, ale raczej nie będzie takiej potrzeby. Schronisko bardzo dobrze funkcjonuje, ma dużo klientów, wciąż nowe grupy przyjeżdżają, więc myślę, że w tym roku nie będziemy dopłacać i to jest odpowiedź dla tych, którzy mówili: po co to robimy, skoro jest tak ciężko i będziemy wiecznie do tego dokładać. Czy schronisko było potrzebne? Trzeba zapytać wszystkich tych, którzy organizowali różne imprezy na terenie gminy Prudnik i dzięki temu, że jest schronisko mogli je organizować szumnie, z pełną fetą i są chwaleni za to, że stworzyli dobre warunki dla tych, którzy przyjechali na te imprezy. Ja dalej się będę upierał, że schronisko jest potrzebne, bo dzięki niemu nawet nasze statystyczne dane o tym, ilu turystów odwiedza ziemię prudnicką, zdecydowanie wzrosły. Na pewno stanowimy pewną konkurencję dla Pokrzywnej i o to chodziło, żeby część turystów została w Prudniku, a nie pojechała do Pokrzywnej po zwiedzeniu naszego miasta.
- Od jakiegoś czasu w schronisku obowiązują różne ceny za nocleg w zależności od klienta.
- Ograniczyliśmy dostęp do schroniska tym, którzy chcieli je traktować jako miejsce zastępcze do hoteli, które funkcjonują na terenie gminy. Na dzień dzisiejszy nie ma sygnałów, a rozmawiałem i z panem Kurpetemz "Oazy" i z państwem z "Olimpu", że są jakieś negatywne emocje między prowadzącymi działalność hotelową a dyrekcją schroniska. Dyrektor Starzyk ma coraz więcej grup zorganizowanych, grup, które chcą spędzić czas w Prudniku niekoniecznie za duże pieniądze, ale też nie szukając dobrych warunków, natomiast ma coraz mniej klientów, którzy przychodzą spać na jedną noc, bo są np. w delegacji.
- Czyj to był pomysł?
- W momencie apogeum dyskusji, że schronisko jest nieuczciwą konkurencją itd., doszło do spotkania zainteresowanych stron, podczas którego znaleźliśmy pole do porozumienia. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze