Artykuły
Problemy Trzebiny: Jak nie wolno, to nie wolno
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 16 - Październik 2013r. , godz.: 12:01
Rozmowa z sołtysem Trzebiny Romanem Pilchem. O budynku bramnym, o zabytkowo wiszących gałęziach, nowym przystanku i jeszcze nowszej podwyżce.
- Dużo odwiedzających przewija się przez budynek bramny?
- Naliczyliśmy w zeszłym roku, że odwiedziło nas 370 osób. W tym jeszcze nie liczyliśmy. Zagląda do nas dużo przyjezdnych, wybierają się w niedzielę na rowery; mamy wtedy otwarte od 15.00, więc podjeżdżają. Nieraz też prudnickie muzeum daje nam znać, gdy mają jakąś wycieczkę. Odwiedzają nas wtedy razem z przewodnikiem.
Mamy tu wyznaczone dyżury, dopóki nie zaczyna być chłodno. Kobiety z koła odnowy wsi też sporo dyżurują. Staramy się pokazać to, co możemy.
- To raczej eksponaty od ludności napływowej czy osób, które były tu jeszcze wcześniej?
- Powiem tak: mieszkańcy Trzebiny przynosili to, co mieli. Wielu pytało nawet, czemu tego rodzaju muzeum powstało tak późno; ktoś przez lata trzymał to czy tamto i przeznaczył już na złom. A tak - mógł przynieść tutaj. Dla młodych jest to bardzo potrzebne, bo niewiele wiedzą o dawniejszych czasach. Jeden pan, na przykład, upierał się, że coś, co my nazywamy wozem konnym, to tak naprawdę pojazd czterokołowy. Tłumaczyliśmy, ale nic nie pomagało.
- W Trzebinie jest jeszcze jedno muzeum, które prowadzi pan Kucharski. Jest między wami jakaś współpraca?
- Nie współpracujemy. Pan Kucharski jest bardzo, hm..., nieodpowiedzialny, tak bym to delikatnie powiedział. Jak budynek bramny szedł już do oddania, to on chciał być kustoszem. Mieliśmy różne zatargi, od początku.
- Co dalej z tym budynkiem? Jest nieogrzewany, będzie niszczał...
- Tak łatwo na pewno się nie rozpadnie, bo ma dość solidne mury. Tyle, że tynki są marnie zrobione. I, w ogóle, nie trzeba było muru tynkować, żeby się nie odparzał (zwłaszcza, że i tak był zawilgocony). To wszystko zaczęło odlatywać już po pierwszej zimie. Zgłoszono nawet reklamację. Przyjechali, odbili tynk...
- Kwestia ogrzewania nie wypaliła...
- Kominiarz się nie zgodził. Jedna belka, która podtrzymuje strop jest za blisko komina. Jeszcze poprzedni wójt był w stanie załatwić w nadleśnictwie sporo drzewa opałowego. Ale jak nie wolno, to nie wolno. Robotnicy, którzy to wszystko odnawiali, palili sobie w kominku i nigdy nic się nie stało. No, ale kominiarz trzymał się swoich przepisów. Zaczął też wymyślać, że nie ma wejścia na dach. Tak naprawdę trzeba by było zrobić tylko drabinkę. No, ale my sami nic nie będziemy robić. Jak nie wolno, to nie wolno.
- Ogrzewanie elektryczne byłoby z kolei za drogie. Zwłaszcza, że ten obiekt to nie rzecz pierwszej potrzeby... Ze względu na brak ogrzewania budynek nie pełni roli miejsca spotkań?
- Na zebrania wiejskie mamy salę w innym miejscu; jest ona ogrzewana, bo tam działa klub, restauracja.
- Zmieniając temat - zgłaszał pan w Urzędzie Gminy, że należy wyciąć konary, wiszące nad boiskiem w parku. Jaka była odpowiedź?
- Konserwator musi dać zezwolenie na wycięcie tych paru gałęzi. Jak Gmina je dostanie, będzie można wysyłać; musi być cała procedura. Opóźnia to wiele prac... W ogóle Trzebina jako całość znajduje się w strefie zabytkowej, szczególnie dotyczy to parku i jego obrębu. Na każdą zmianę dachu czy remont domu trzeba mieć zgodę konserwatora. Koleżanka chciała zmienić dachówkę na blachodachówkę. Nie zezwolono je. Musiała kupić najdroższą dachówkę i zapożyczyć się, w związku z tym. Problem polega na tym, że konserwator stawia nieraz wysokie wymagania, zaś żadne dofinansowanie nie idzie z tym w parze. Po prostu, trzeba zrobić tak i tak, a jak nie, to niech się zawali. Po jakiemu to jest?
- Z tego, co słyszałem, w Trzebinie ma zostać postawiona nowa wiata przystankowa.
- Tak, będzie nowy przystanek. Ten jest już trochę stary. Napisałem do Gminy, żeby go wymienili. No i zrobili to, z funduszu sołeckiego zakupili nowy. Jako, że przystanek leży przy drodze powiatowej, trzeba było wysyłać pismo do starostwa. Wyrazili zgodę, więc jeszcze w tym roku wszystko ma być zrobione. Przystanek został już zakupiony.
- Niedawno sołtysi dostali podwyżkę. Ile obecnie pan otrzymuje?
- Na rękę 300 zł miesięcznie. Wcześniej było 100 z hakiem. A jeszcze wcześniej - nawet mniej (i wówczas nie za miesiąc, ale od udziału w sesji). Ostatnio rada podniosła wójtowi i sobie, więc my sołtysi zbuntowaliśmy się; także walczyliśmy o podwyżkę. No i pieniądze się znalazły. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze