Artykuły
520-lecie prudnickiego cechu: My, rzemieślnicy, musimy sobie pomagać!
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 16 - Październik 2013r. , godz.: 11:26
Za datę powstania prudnickiego Cechu uznaje się rok 1493, kiedy to książęta opolscy zatwierdzili pierwszy miejscowy statut cechowy, dla płócienników. Choć tego rodzaju przemysł upadł już w naszym mieście, Cech nadal funkcjonuje i w zeszłą sobotę (12 października) świętował swoje 520-lecie.
Obecnie instytucja nosi nazwę Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców, zaś jej biuro mieści się przy ul. Łukowej. Funkcję dyrektora sprawuje Zbigniew Lachowicz, z kolei starszym cechu jest Edward Birecki. Obecnie do prudnickiego zrzeszenia należy 206 rzemieślników-członków.
Picie pełne i nie tylko
Aby zostać członkiem organizacji należy przedłożyć druk z Centralnej Ewidencji Informacji o Działalności Gospodarczej, załączyć decyzję o nadaniu NIP-u i REGON-u, przedstawić dokumenty potwierdzające kwalifikacje rzemieślnicze oraz - rzecz jasna - wypełnić deklarację.
Jaki jest cel istnienia tego rodzaju zrzeszeń? Człowiek - jak wiemy - istotą społeczną jest, więc na różnych płaszczyznach potrzebuje wsparcia innych. W tym przypadku chodzi o szkolenia, kursy, reklamę, pomoc w prowadzeniu dokumentacji oraz - no właśnie - rekreację.
Nad tym aspektem integracji zatrzymał się Marcin Husak, pracownik Muzeum Ziemi Prudnickiej, podczas swojego wykładu - lekkiego, łatwego i przyjemnego. Dawniej praktykowano zwyczajne "wspólne piwo" oraz bardziej uroczyste "pełne picie", a gdy u progu tygodnia roboczego ciężko było sprostać zawodowym obowiązkom - funkcjonowała instytucja "modrego poniedziałku". W końcu - jak podkreślił prelegent - nie samą pracą człowiek żyje.
Marcin Husak, przytaczając historię rozwoju cechów w naszej części świata, przypomniał, co odróżnia miasto od wsi. Chodzi oczywiście o przemysł i sektor usług. Patrząc na współczesny Prudnik, możemy więc odpowiedzieć sobie na pytanie, jak bardzo dalecy jesteśmy od teorii. To tak na marginesie...
Sztylecik nie w celu dobijania
Posypały się też nagrody i odznaczenia, np. medale (srebrny, złoty i platynowy) im. Jana Kilińskiego, znanego ze swojego zaangażowania w Powstanie Kościuszkowskie oraz (a raczej przede wszystkim, zważywszy na kontekst) bycia szewcem, z tytułem mistrzowskim. Jedną z nagród był też Kordzik Izby Rzemieślniczej. Słowo to oznacza sztylecik, pochodzący od mizerykordii - krótkiego mieczyka, który służył do dobijania rannych podczas walki. Obecnie kordzik noszony jest reprezentacyjnie, do munduru galowego.
Jako, że uroczystość miała miejsce w Prudnickim Ośrodku Kultury, nie mogło zabraknąć występów artystycznych. Kwartet smyczkowy "Chilla Quartet" w kilku wejściach zaprezentował kilkanaście kawałków, także z zakresu muzyki rozrywkowej, np. z repertuaru Bon Jovi. W niektórych piosenkach Paulina Lulek z instrumentalistki zmieniała się w wokalistkę. Wykonała np. "Isn’t she lovely" Steviego Wondera (Paulina nazwała go swoim ulubionym wokalistą) czy "I feel good" Jamesa Browna.
Ratować rynki
Poza lokalnymi władzami, obecne były także te ponadlokalne, np. Tadeusz Staruch, prezes Izby Rzemieślniczej w Opolu, nie wspominając już o przedstawicielach zaprzyjaźnionych cechów, m.in. z Brzegu i Nysy.
Promocja zawodów z krwi i kości, konkretnych i wymiernych, jak stolarstwo, kamieniarstwo, krawiectwo czy cukiernictwo, ma szczególne znaczenie w czasach, gdy profesje z tego gatunku powoli wracają do łask (nie omieszkali o tym wspomnieć niektórzy spośród przemawiających). Może nie jest jeszcze za późno, by ratować lokalne rynki pracy. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze