Artykuły
Przedszkola: Znowu problem spada na nas
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 2 - Październik 2013r. , godz.: 10:53
Nowa ustawa przedszkolna ma dwa cele: obniżenie opłat za godziny dodatkowe oraz zniesienie segregacji dzieci ze względu na status majątkowy. Ten model finansowania zajęć dodatkowych z budżetu przedszkola gwarantuje, że wszystkie dzieci w tych zajęciach będą mogły uczestniczyć - powtarza na każdym kroku minister edukacji narodowej.
Przypomnijmy. Od kilku lat pobyt dziecka w przedszkolu między godziną 8.00 a 13.00 jest darmowy. Za pozostałe godziny opłatę ustalały gminy. W Prudniku wynosiła ona 2 zł. Do tego dochodziła opłata za wyżywienie. Od 1 września, według nowej ustawy każda dodatkowa godzina (przed 8.00 i po 13.00) nie może kosztować więcej niż złotówkę. Jednocześnie ustawodawca zakazuje organizowanie dodatkowych zajęć płatnych w godzinach pracy przedszkola.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
- Wspólnie z Radą Pedagogiczną podjęliśmy decyzję, że podporządkujemy się nowemu prawu. W zeszłym roku szkolnym w naszym przedszkolu podmiot zewnętrzny prowadził dodatkowe zajęcia z rytmiki i języka angielskiego (w cenie 13 i 25 zł miesięcznie - red.). Teraz firmy proponują zajęcia bezpłatne, pod warunkiem wykupienia przez rodziców kart pracy. To taki zabieg, żeby ominąć przepisy. Pytanie tylko, na jakiej podstawie ja mam wydać dzieci lektorowi? Załóżmy, że stanie się wypadek. Kto odpowiada za bezpieczeństwo dziecka na terenie przedszkola? Oczywiście jego dyrektor. I tu mamy "gwoździa" - mówi Helena Szwed, szefowa Publicznego Przedszkola nr 1 w Prudniku. - Każda decyzja ma swoje dobre i złe strony, ale jeżeli premier mówi, że dzieci w przedszkolu mają się bawić, to ja się z nim zgadzam. Prawda jest też taka, że na dodatkowe zajęcia jednych rodziców stać, a innych nie. Wiem, że wcześniej było wygodniej, ale kto będzie zainteresowany, to zaprowadzi dziecko na angielski gdzie indziej.
Nauka za podręczniki
Przed dylematem stoją w prudnickim Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 1 na Jasionowym Wzgórzu.
- Jedna z firm zaproponowała, że będzie uczyć języka angielskiego za darmo, ale trzeba wykupić podręczniki (za 25 zł/ miesiąc - red.). Wiadomo o co chodzi. Nie podjęłam jeszcze decyzji. Jeżeli w ogóle wyrażę na to zgodę, to tylko pod warunkiem, że rodzice będą odbierać swoje dzieci z przedszkola i prowadzić je na takie zajęcia do budynku szkoły. Nie zgodzę się natomiast na to, żeby to lektor szedł po dzieci i je odprowadzał. Absolutnie! Bezpieczeństwo na pierwszym miejscu - mówi Wiesława Kosińska, dyrektor największej placówki przedszkolnej w gminie. - W naszym przedszkolu od kilku lat z dodatkowych zajęć były tylko i wyłącznie zajęcia z języka angielskiego. Jest to spowodowane tym, że występuje u nas duży nabór maluchów i nie mamy wolnych sal, żeby udostępnić komukolwiek. Ostatnio zajęcia te odbywały się w salce logopedycznej, która trochę szybciej była wolna. Teraz jest to niemożliwe, ponieważ już nie mieścimy się - do tego stopnia, że dodatkowy oddział przedszkolny, który nam doszedł, musieliśmy otworzyć na terenie szkoły.
Potrzebny anglista z gminy
Dyrekcja PP 1 podjęła starania, aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom rodziców.
- Znalazłyśmy rozwiązanie, żeby nie było tak, że się nic nie dzieje - kontynuuje Helena Szwed. - W każdej placówce są nauczyciele, którzy charakteryzują się jakimiś uzdolnieniami. U nas pani Jola Piotrowska, która ma opracowany własny program, będzie prowadziła rozszerzone zajęcia rytmiczne dla całego przedszkola. Oczywiście za darmo, w ramach godzin i podstawy programowej. Ale to nie wszystko. Obecnie jesteśmy na etapie rozdawania ankiet rodzicom o uzdolnieniach dzieci. Zamierzamy organizować koła zainteresowań, które będą prowadziły nauczycielki po swoich godzinach dydaktycznych, czyli po podstawie programowej. Koła te - plastyczne, z tańca i matematyczne - będą skierowane do 5- i 6-latków. Żeby mogły odbywać się zajęcia z angielskiego, to według nowego prawa pan burmistrz powinien zatrudnić nauczyciela, choćby jednego na wszystkie przedszkola. Mieliśmy spotkanie z burmistrzem i nic nam nie wiadomo, żeby było coś w tym zakresie robione, gmina jest w dołku finansowym i raczej na to pieniędzy nie będzie.
- MEN doceniło naszych pedagogów, że my jesteśmy bardzo dobrze przygotowani itd., ale nie jesteśmy przecież omnibusami i nie ma takiej opcji, że jeden nauczyciel będzie i od rytmiki, i od języka obcego, i jeszcze od czegoś innego. Nie przesadzajmy - irytuje się dyrektor Kosińska. - W naszej placówce jest gros nauczycieli z bardzo dużym stażem pracy. I co teraz, ja mam im kazać uczyć się np. języka angielskiego? Gdzieś się w mojej głowie zrodził pomysł, żeby gmina zatrudniła takiego nauczyciela, mógłby on prowadzić zajęcia we wszystkich przedszkolach. Wiem, że tak to rozwiązano w innych miejscowościach w Polsce. Zamiast płacić firmom, lepiej dać nauczycielowi pracę. Zdaje sobie jednak sprawę, że gmina na dzień dzisiejszy nie ma na to pieniędzy. Dokładnie wiemy, jak spływa subwencja z MEN-u - nigdy na czas, co najmniej z półrocznym opóźnieniem.
- Na dzień dzisiejszy nie ma żadnych sygnałów, że coś jest nie tak - dziwi się burmistrz Franciszek Fejdych. - Dyrektorzy nie zgłosili problemu, a miałem z nimi spotkanie. Pieniądze na oświatę zawsze się znajdowały w naszym budżecie i myślę, że jeśli będzie taka potrzeba, to znajdą się i teraz. Ale najpierw trzeba usiąść i porozmawiać. Do takiej rozmowy powinno dojść z inicjatywy samych dyrektorów. Chciałbym wiedzieć, jakie są potrzeby, np. ilu nauczycieli należałoby zatrudnić. Ja nie mówię "nie" w tej kwestii.
Gospodarz gminy wydaje się nie akceptować rozwiązania, wedle którego firmy prowadziłyby w przedszkolach lekcje "za darmo".
- Dyrektorzy nie są od obchodzenie przepisów, tylko od ich przestrzegania. W razie wątpliwości powinni się skonsultować z organem prowadzącym i porozmawiać w jaki sposób mogłoby to funkcjonować.
Gmina Prudnik otrzymała już dotację z budżetu państwa, ale ponoć tylko na rekompensatę wpływów z tytułu zmniejszonych opłat wnoszonych przez rodziców przedszkolaków. Środków na zajęcia dodatkowe, wbrew temu co podaje ministerstwo, na razie brak.
- Łatwo jest napisać list i powiedzieć: macie te pieniądze podzielić tak, żeby zabezpieczyć wszystko. Myślę, że pani minister nie miała danych dotyczących funkcjonowania przedszkoli w terenie i na dobrą sprawę zrobiła to zza biurka. Znowu problem spada na nas, samorządowców, bo to by będziemy musieli w jakiś sposób tak te środki zadysponować, żeby rodzice byli zadowolenie - kończy burmistrz Fejdych.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze