Artykuły
Rozmowa o spokojnym rolnictwie: Mamy zdrowe i bezpieczne gospodarstwo
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 4 - Wrzesień 2013r. , godz.: 02:14
Podczas pracy w gospodarstwie rolnym może zdarzyć się wiele wypadków. Na szczęście państwo Gerda i Reinhard Wollni z Nowej Wsi Prudnickiej znają te zagadnienia tylko od strony teoretycznej. Niedawno wygrali konkurs na bezpieczne gospodarstwo rolne, na szczeblu wojewódzkim, pod patronatem prezydenta RP. O zasadach dobrego gospodarowania rozmawiamy z panem Reinhardem.
- Jakie trzeba było spełnić warunki, aby otrzymać nagrodę?
- Zgłosiła nas pani, która pracuje w KRUS-ie. Spytała, czy nie chcemy wziąć udziału w konkursie "Bezpieczne gospodarstwo rolne". Zgodziliśmy się. Z województwa opolskiego przystąpiło dwadzieścia parę gospodarstw. Na wiosnę komisja zrobiła wstępny przegląd. Składała się z członków KRUS-u z poszczególnych powiatów. Chyba 8 osób. Z ponad 20 gospodarstwo wybrano 3. Później komisja znowu przychodziła, ale złożona była tym razem z dyrektorów wojewódzkich: KRUS-u, ARR, ARiMR, PIP, Izby Rolniczej itp. Był też komendant OSP z Opola. Zajęliśmy wtedy pierwsze miejsce.
- Jakieś ciekawe nagrody?
- Profesjonalna kosiarka do trawy plus wyjazd do Hanoweru, na wystawę agrotechniki, największą w Europie. Poza tym nasze gospodarstwo reprezentuje teraz Opolszczyznę na szczeblu krajowym. Komisja z Warszawy już nas odwiedziła. Do wygrania jest tym razem porządny traktor. Ostatnim razem miał wartość prawie 150 tys. zł. Zakończenie konkursu odbędzie się 20 września w Bednarach.
- Na co komisja zwracała uwagę?
- Proszę pana, na wszystko. Oni wiedzą, jakie wypadki najczęściej się zdarzają i na co należy zwrócić uwagę. Pierwsza sprawa - drabina. Upadki są bardzo częste, ludzie łamią sobie nogi. Kolejna rzecz - piła tarczowa, czy jest profesjonalna, z osłonami, wyłącznikami. Następnie - urządzenia do szlifowania, cięcia (np. prętów), piły spalinowe - czy zadbano o wszelkie osłony - kask, okulary; podobna rzecz z wiertarką. No i oczywiście wszystko związane z elektrycznością, przedłużacze, gniazdka, wtyczki...
- Nieraz ludzie korzystają np. z samoróbnych kosiarek i łatwo o porażenie prądem...
- To prawda. Sprawdzali też pomieszczenia, np. oborę - czy jest odpowiednia czystość, ład, wygląd, oprócz tego - czy widły, łopata i inne narzędzia mają swoje miejsce, czy nie stoją gdzieś tam oparte o murek. Ktoś zaczepi, potknie się albo poślizgnie i już jest problem. Sprawdzali, czy obuwie i ubrania dostosowane są do pracy. Kawałek materiału może być przecież wciągnięty w maszynę...
- Są też kwestie, związane z bezpieczeństwem, które ciężko sprawdzić. Np. czy dzieci nie są wykorzystywane do pracy nie pasującej do ich wieku.
- Tego rzeczywiście nie sprawdzali. Patrzyli natomiast, czy dla dzieci jest wydzielony kącik, gdzie się mogą bawić; chodzi o to, żeby były odizolowane od gospodarstwa. Mieliśmy już coś takiego. Gospodarstwo przystąpiło do konkursu w zasadzie z marszu, bez przygotowania.
Komisje interesowało też, czy przyczepy mają schodek, czy dyszel jest wypoziomowany do zaczepu. Sprawdzali schody, poręcze, balustrady; wchodzili na strych, patrzyli, gdzie składujemy siano, gdzie trzymamy środki ochrony roślin, paliwo. Przeglądnęli gospodarstwo pod kątem przeciwpożarowym. A poza tym - estetyka, estetyka i jeszcze raz estetyka: wygląd zewnętrzny i wewnętrzny budynku.
- Brano również po uwagę elementy związane z ekologią? Z wywozem odpadów? Z wtórnym wykorzystywaniem?
- W zeszłym roku braliśmy udział w konkursie na gospodarstwo przyjazne środowisku. Też wygraliśmy. Podobnie było z konkursem na najpiękniejszą zagrodę w województwie opolskim. Do żadnego konkursu nie zgłosiliśmy się sami, zawsze robił to ktoś inny. Sporo osób nie chce brać udziału w takich rzeczach; nie lubią, jak ktoś krząta im się po gospodarstwie. Poza tym, przednia część najczęściej jest piękna, ale tylnej nikt nie chce pokazać. A komisja chodziła wszędzie - garaż po garażu. Stodoła, obora - wszędzie, gdzie są urządzenia, narzędzia.
- Sprawdzano także, czy zwierzęta są dobrze traktowane lub czy ich obsługa nie stanowi zagrożenia dla gospodarzy?
- Komisję interesowało, czy zwierzęta mają odpowiednie warunki bytowe, np. wentylację i wiele innych rzeczy. Zdziwili się, że w oborze praktycznie nie śmierdzi.
- Ile państwo mają hektarów?
- W sumie 20.
- To tak naprawdę małe gospodarstwo...
- Wygraliśmy w województwie z gospodarstwami, które mają ponad 200 ha. Sama komisja była zdziwiona. Nie korzystamy z żadnych funduszy unijnych. Wszystko mamy z własnych środków.
- Ile osób pracuje na gospodarstwie?
- Ja i żona. Dzieci są już dorosłe, pracują w biurach. Obydwie córki są zamężne. Jedna w domu mieszka, a druga jest u męża. Ale możemy liczyć na pomoc ze strony naszych dzieci.
- Planujecie przekazać gospodarstwo?
- Już niedługo. Póki co, córki chcą się wykazać zdolnościami w swoich dziedzinach; nie siedzą i nie czekają, aż damy im gospodarstwo. Na rolnictwie już się znają. Na razie jeszcze my będziemy się krzątać, ale jak będzie później - zobaczymy.
- Pozostaje więc zapytać, jaką mają państwo receptę na sukces w rolnictwie?
- Praca. 33 lata pracy. Rzetelnej i uczciwej; z sercem i zaangażowaniem. Innej recepty nie ma.
- Żadnych środków zewnętrznych?
- Zero kredytów, zero unijnych funduszy. Zdrowe gospodarstwo. Tu się hoduje wszystko. Podstawą naszej produkcji są krowy mleczne. Dwadzieścia krów dojnych, dziesięć jałowizny, no i trzoda. Ile jest miejsca, tyle jej mamy. Uprawiamy też buraki cukrowe. Poza tym, od 15 lat zajmujemy się działalnością gospodarczą. Handlujemy paszami dla zwierząt. Rok bez inwestycji jest dla nas rokiem straconym. Żadne z nas nie wyjeżdżało nigdy na Zachód. To nie jest dobre rozwiązanie. Rodzina powinna być razem, na tym polega sens życia.
- Dlaczego nie chcieli państwo korzystać ze środków unijnych? Na pewno mogliby sobie państwo na to pozwolić...
- Nie lubię za długo czekać. A to wszystko trwa. Owszem, mieliśmy różne propozycje. Pytali - czemu nie korzystacie - na podwórko, na maszyny... My wychodzimy z założenia, że jak wygospodarujemy, to kupujemy i używamy.
Chodzi o to, żeby nie przeinwestować. Gospodarstwa 20-hektarowe jakoś sobie poradzą. Jeśli chodzi o duże, na pewno niejedno w tym roku upadnie. Nieraz ludzie chcą iść łatwą drogą, żeby szybko się dorobić. Ktoś najpierw ma 11 ha, a później 100. Wiadomo, wiążą się z tym kredyty. A rynek się zmienia, często nagle. I można popłynąć.
My nie narzekamy. Mamy sprzęt, trzy ciągniki; jeden kupiliśmy całkiem nowy, dwa lata temu. Jest też porządna hala.
- Żadna droga na skróty nie jest dobra. A wracając jeszcze do bezpieczeństwa - czy obserwuje pan u innych rolników jakieś przypadki naruszania zasad BHP?
- Nie skupiam się bardzo na tym, jak inni gospodarują. W każdym razie nic mi się nie rzuciło w oczy. Ludzie dbają, bo wiedzą, że jakie sobie stworzą gospodarstwo, takie ono będzie. Cokolwiek się robi, trzeba myśleć.
- Każda poważna kontuzja to tak naprawdę brak rąk do pracy...
- Tak. A zdarzają się różne sytuacje. Pośpiech, nerwy, awarie...
- Żniwa są bardzo wyczerpującym okresem. Występują przypadki, że rolnik po prostu pada z przepracowania...
- To kwestia organizacji pracy - co, jak i kiedy będziemy robić. Wiadomo, im większe gospodarstwo, tym jest wszystkiego więcej. Wtedy trzeba jakoś sobie poradzić, np. zatrudnić pracownika sezonowego. Podczas żniw pojazdy rolnicze jeżdżą często po drogach publicznych. To wszystko musi być odpowiednio zabezpieczone, przystosowane - mieć światła, hamulce; istotne też, żeby ciągnikiem jechała odpowiednia osoba, z prawem jazdy, a nie np. dziecko.
- Mieli państwo kiedyś wypadek przy pracy?
- Nigdy. Przez ponad 30 lat pracy. Podstawą w gospodarce i w życiu jest porządek. Przez bałagan łatwo można ulec wypadkowi. Tu coś leży, tam coś leży; ktoś idzie, potknie się, upadnie. Zwłaszcza - tak jak pan mówił - żniwa to gorący czas...
- Dosłownie i w przenośni...
- Jeśli zapowiada się pogodny tydzień, można pracować spokojnie (jak nie zrobię czegoś dziś, to dokończę jutro...). Co innego, jak zapowiadane są deszcze przez ileś dni...
- A jak państwo odpoczywają?
- Urlopu jako takiego nie mamy, gospodarstwa trzeba pilnować. Odpoczywamy wyjeżdżając gdzieś na jeden dzień, no i spędzamy czas w gronie rodzinnym. Wszystko zależy od tego, jak się zorganizujemy. Ale nie harujemy cały czas. To gospodarstwo jest otwarte na ludzi.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze