Artykuły
Rozmowa z Katarzyną Murlowską: Do końca wierzył, że wygra z chorobą
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 28 - Sierpień 2013r. , godz.: 11:58
Eryk Murlowski odszedł przedwcześnie 1 marca bieżącego roku, zostawiając po sobie bogaty dorobek w postaci zaawansowanej szkoły wschodnich sztuk walki, aktywnej sekcji monocyklistów, wielu publikacji historycznych oraz opracowań genealogicznych. Jego żona, Katarzyna Murlowska, zgodziła się opowiedzieć nam o tym, jakim był człowiekiem. Także w ostatnim roku swojego życia, kiedy walczył z nieuleczalną - jak się później okazało - chorobą.
- Czy mąż zostawił pani coś w rodzaju ostatniej woli, jakichś szczegółowych wytycznych, jak ma być kontynuowana jego działalność?
- Nie zostawił. Do końca wierzył, że z tego wyjdzie.
- Z tego, co jednak wiem, jego stan był już bardzo poważny...
- No tak, ale mimo to Eryk nie tracił wiary, że wygra z chorobą.
- Ostatni raz widzieliśmy się w listopadzie, niedługo po tym, jak wrócił z Brna, z archiwum.
- W grudniu szedł na operację. Później było już coraz gorzej. Na początku nawet dobrze się czuł, rehabilitant zaczął przyjeżdżać. Mąż ćwiczył, chciał poprawić sobie kondycję, bo czuł się słaby. Ale nie wiedzieliśmy, że skoro ma założoną stomię, to musi mieć też specjalny pas. Później niestety ta stomia mu wyszła i musiał jeszcze raz iść do szpitala. Niedługo potem umarł.
- U pani męża wszystko zaczęło się od nowotworu jelita?
- Tak, ale później były już przerzuty na wątrobę. Poza tym miał bardzo słabe wyniki krwi. Chłopaki chcieli oddać mu krew. Dostał ją po drugiej operacji, wykonanej już prywatnie. Był jednak bardzo słaby i niedługo zmarł.
- Z tego, co wiem, pani mąż leczył się metodami niekonwencjonalnymi...
- Tak, to prawda, choć ja akurat nie popierałam tego. Zrobiłabym inaczej. Ale mój mąż był tak silną osobowością, że po prostu nie było dyskusji. Postanowił i koniec.
- Nie chciał żadnej chemii, niczego takiego?
- On de facto przyjmował chemię. Naftę, do picia. To taki stary sposób. Przez lekarzy generalnie nie stosowany, ale coś takiego funkcjonuje w leczeniu raka. Kolega mu to sprowadzał z Hiszpanii czy skądś. Witaminę B17 też przyjmował, ściągnął ją z Hiszpanii czy z Portugalii. Zamawiał też książkę o wodzie utlenionej. No, ale ja tego nie popierałam...
- Jak długo mąż chorował?
- Dowiedział się w listopadzie. W 2011 roku.
- Ja dowiedziałem się o chorobie pani męża w zeszłe wakacje. Początkiem roku 2012, w lutym, robiłem wywiad z panem Erykiem i nie zdawałem sobie sprawy, że cierpi na nowotwór.
- Wtedy już wiedział, ale jeszcze to ukrywał.
- Fakt faktem, był już wtedy szczuplejszy, ale nie znałem go wcześniej, więc myślałem, że po prostu tak wygląda.
- Był szczuplejszy, ponieważ, gdy tylko dowiedział o chorobie, zmienił całkowicie swoje żywienie. Przestał jeść mięso, jadł tylko ryby, warzywa na parze... I momentalnie schudł prawie 20 kg. Nie było to jednak wynikiem choroby, ale zmiany diety. Zresztą, może nie było to dobre, że tak nagle schudł, bo stracił siły i wyniki krwi miał nieciekawe. A później tą naftą, którą pił, obniżał jeszcze poziom czerwonych krwinek itd.
- Nie słyszałem wcześniej o tej metodzie walki z nowotworem. Obiły mi się o uszy różne diety...
- Tak, to też przerobiliśmy. I dietę na grupę krwi, i dietę na raka jelita. Warzywa, ryby... Stosowaliśmy różne rzeczy.
- Pani mąż miał zawsze swoje zdanie i konsekwentnie go bronił... Także to zauważałem.
- On się kłócił z lekarzami. Lekarz mówił, że od razu trzeba iść na operację. A on powiedział, że nie pójdzie. Fakt, że dzięki metodom, które stosował, prześwit w jelicie się powiększył. Przed operacją miał jeszcze robioną tomografię i rzeczywiście było lepiej. Ale wątroba już wysiadła. Poza tym, według tego, co mówił lekarz, ta choroba przez 10 lat rozwija się bezobjawowo, ciężko ją wykryć. Eryk powinien wcześniej poddawać się szczegółowym badaniom, zwłaszcza, że jego ojciec również na coś podobnego umarł...
- W podobnym wieku...
- I też na raka. Dlatego mąż nie chciał iść na operację, nie dał się otworzyć. Powiedział, że jak go otworzą, to będzie koniec. Jego ojciec poddał się operacji... Moje dzieci wiedzą już, że są w grupie ryzyka; mają zrobić badania na 10 lat przed czasem, kiedy zachorował Eryk (prawdopodobnie było to w wieku około 40 lat). A więc Mateusz i Karolina już w wieku 30 lat muszą zrobić pierwsze profilaktyczne badania - kolonoskopię.
Eryk był kiedyś w szpitalu, robili mu USG i różne inne badania, ale one nic nie wykazały. Prawdopodobnie już wtedy rozwijał się nowotwór. Nikt go nie skierował na kolonoskopię. A kiedy już źle się czuł, wówczas "wyjęczał" sobie skierowanie na to badanie i dostał termin na sierpień. A był dopiero listopad. Więc skorzystał ze znajomości, żeby było szybciej. A drugi raz poszedł prywatnie, zapłacił 1000 zł. Gdyby normalnie miał czekać, trwałoby to 10 miesięcy.
- Mąż wzbraniał się przed operacją, ale jednak zgodził się na nią... Na dobrą sprawę - rok po diagnozie.
- Zgodził się. Ale było tak, jak powiedział. Zmarł trzy miesiące później. Eryk nie wiedział, że byłam u ordynatora, kiedy wypisywali go ze szpitala. Powiedział: nie ma o czym mówić, pani mąż umiera. Nie ma szans...
- Było już chyba za późno na operację...
- No tak, ale nie wiadomo też, czy jakby poszedł na nią rok prędzej, nie byłoby takiego samego końca... A tak - przeżył ten ostatni rok, jak chciał. I zrobił to, co chciał.
- A teraz - jak sobie pani radzi? Powoli oswaja się pani z sytuacją?
- Na początku wydawało mi się, że Eryk gdzieś wyjechał i niedługo wróci. Tym bardziej, że jeździł przecież na różne seminaria, więc przyzwyczaiłam się, że nie ma go w domu jakiś czas. Cóż, trzeba żyć dalej.
- Syn na razie jest z panią?
- Tak, znalazł pracę w Polsce. No i jest też teściowa. Ma poważne problemy zdrowotne - miażdżycę, cukrzycę, chore serce...
- Państwa dzieci nie poszły w ślady ojca, jeśli chodzi o zainteresowania?
- Nasze dzieci nie interesują się sztukami walki. Potrafią za to jeździć na rowerkach. Ale córka Karolina mieszka w Niemczech.
- Pani mąż poszedł ewidentnie po linii ojca, w kwestii spraw, którymi się pasjonował...
- Nasze dzieci nie. Ani historia, ani sztuki walki. Mateusz od dziecka był pacyfistą, nie miał militarnych zabawek czy gier-strzelanek...
- Skoro jesteśmy przy zainteresowaniach, pan Eryk parał się również genealogią...
- Moim dzieciom opracował 17 pokoleń do tyłu. Wszystko udokumentowane. Nie jakieś tam przekazy, tylko wszystko wyszukane w archiwach parafialnych. Załatwił sobie od biskupa odpowiednie pismo i wszystkie plebanie stały przed nim otworem. Każdy proboszcz udostępniał mu księgi zgonów, urodzeń itd. Eryk opracował też drzewa dla kilku miejscowych rodzin. Tyle, że krótsze. Zrobił nawet drzewo mojej rodziny. Ta akurat pochodzi z terenów Białorusi, spod Mińska. Odnalazł moją daleką ciotkę i teraz mamy kontakt. Pisze wprawdzie po hiszpańsku, ale jakoś się dogadujemy.
Eryk miał zacięcie, jeśli chodzi o genealogię. Kiedy jeszcze nie mieliśmy samochodu, jeździł autobusem lub pociągiem do Strzelec Opolskich (i w okolice) do różnych parafii, siedział u księży i wypisywał wszystko. Tak przez lata.
- Pani mąż miał tam korzenie?
- Rodzina Eryka pochodzi spod Strzelec Opolskich.
- A co z książką, którą pani mąż pisał przed śmiercią?
- Miał w planie ją wydać. Pod koniec mówił, że jest gotowa. Robert Bober ma laptopa Eryka, powiedział, że da się odzyskać dane. Mój mąż miał również trzy czy cztery zewnętrzne dyski. Tam jest jeszcze mnóstwo materiałów. Za życia Eryka śmialiśmy się zawsze, że Robert jest naszym adoptowanym synem, więc on przejmie tę szkołę, którą Eryk założył.
- Końcem 2012 roku odnosiłem wrażenie, że wszyscy śpieszą się, żeby dać panu Erykowi rozmaite odznaczenia - zasłużony dla Miasta i Gminy Biała, tytuł profesora samoobrony, do tego 8 dan...
- Pośmiertnie odebrałam jeszcze odznakę od wojewody opolskiego. A do tego "profesora samoobrony" Eryk podchodził z humorem.
- Ogólnie miał dystans do różnych odznaczeń i tytułów...
- On uważał stopień nadany przez jego mistrza, a więc przez Terry’ego Wingrove’a za najważniejszy (na początku 2013 otrzymał 6 dan yawara - przyp. red.). Eryk był skromnym człowiekiem, nigdy sam siebie nie nazywał mistrzem, nie chciał nawet, żeby tak do niego mówiono. W niektórych kręgach, związanych ze sztukami walki, koledzy nie mówią do siebie normalnie, np. "Zbyszku", tylko "mistrzu Zbyszku" itd. Jak to słyszeliśmy, ręce nam opadały.
Eryk miał też dużą wiedzę o rodach japońskich i samej Japonii. Mówiłam do niego: "Opowiadasz o tym tak, jakbyś już kiedyś tam żył". On po prostu dużo czytał. A książki o "Panu Samochodziku" - chyba z dwadzieścia razy.
- Jak już pani wspomniała, mąż był mocną osobowością, człowiekiem upartym. Jak to się przekładało na codzienne życie?
- Jak się poznaliśmy, powiedział mi: pamiętaj, pierwsze było jujutsu, a dopiero potem ty (śmiech). Kolejność musiała być zachowana.
- Mówił poważnie czy żartował?
- On po prostu bał się, że jak się ożeni, nie będę mu pozwalała na jego pasję lub robiła jakieś przeszkody. To zresztą często się zdarza. Wielu jego uczniów po ożenku kończyło ćwiczenia, bo żona, bo dzieci.... My też mieliśmy dwójkę. I mimo to jeździł do Opola na treningi. Zaczynał pierwszy trening o 18.00 czy 19.00, a o 22.00 kończył (było wtedy kilka grup, dużo osób chodziło) i przyjeżdżał ostatnim autobusem. Był więc przed 24.00 w domu. I tak trzy razy w tygodniu.
- Dużo czasu spędzał poza domem...
- Bardzo. No, ale jak trzeba było np. wstać w nocy i nakarmić dziecko, to nie było problemu. Przyznaję, trochę nie miał czasu na takie domowe sprawy, przyziemne, zrobienie czegoś przy chałupie. Dużo trenował, pisał. Był okres, że rowerki podupadły. Potem znów intensywnie zaczął to rozwijać i doszły treningi z tym związane - dwa razy w tygodniu.
- No i praca zawodowa... Pracował w ochronie?
- Tak, przez jakiś czas miał nawet swoją firmę. Generalnie dojeżdżał do Opola. Dopóki nie poszedł na operację, pracował. Na koniec syn z nim trochę jeździł, bo go bolało i chodził przygarbiony.
- Walczył do końca...
- Cały czas wierzył, że z tego wyjdzie. Choć - z drugiej strony - na koniec, w szpitalu był taki moment... że wprawdzie nie powiedział mi tego, ale po oczach widziałam, że coś już przeczuwa... Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze