Artykuły
Nie do końca z przymrużeniem oka: Przypadek czy dezercja?
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 31 - Lipiec 2013r. , godz.: 12:00
Spotkanie ze starostą powiatu prudnickiego figurowało w porządku obrad przedwakacyjnej sesji Rady Gminy w Lubrzy. Niestety gość nie dotarł, nie wysłał też zastępstwa, co - delikatnie mówiąc - nie ucieszyło zebranych w sali osób. W naszym materiale odsłaniamy kulisy tej niepokojącej sprawy.
Byłem wtedy na urlopie. Z tego, co wiem, miał jechać wicestarosta, ale jemu z kolei wypadł wyjazd do Brukseli - tłumaczy starosta prudnicki Radosław Roszkowski.
- Wyjeżdżałem za granicę z urzędem marszałkowskim - potwierdza wicestarosta Józef Skiba. - Mogła też pójść pani Kawecka (jak rok temu - przyp. red.), ale przebywała na urlopie.
I tym sposobem krzesełko, czekające specjalnie na starostę (lub innego reprezentanta władz powiatowych) pozostało puste. Jak zawsze można postawić pytanie, kto zawinił i czy dało się tego uniknąć?
- Nie zawsze da się odpowiedzieć na zaproszenie. Np. na otwarcie komisariatu w Głogówku zaproszony był minister, ale nie dał rady się zjawić. I nikt mu tego nie wypominał. Różne są sytuacje, czasami nie można dotrzeć.
W tym jednak przypadku, cały wic polega na tym, że zaproszenie wysokiego urzędnika na sesję wiąże się z oczekiwaniami, że odniesie się on do pewnych kwestii (no, chyba, że zapraszany jest grzecznościowo na każde tego rodzaju spotkanie; jak wiemy - bywa i tak). Taka wizyta zostaje wpisana do porządku obrad. Wygląda to niezręcznie, gdy zaproszony gość się nie zjawia. Na tej samej zasadzie, co starosta zapraszani są np. przedstawiciele straży pożarnej, policji czy też poseł Janina Okrągły. To często - nie ukrywając - okazja, by zaproszonego gościa nieco "przetrzepać". Dlatego też, jak stwierdziła przewodnicząca Rady Gminy w Lubrzy Elżbieta Szwadowska;
- Nie wierzę w przypadki. Fajnie jest przyjechać na sesję, gdy się coś zrobiło...
A zatem dezercja? Starosta z kolei stwierdza:
- Lubrza może mieć poczucie, że zaniedbujemy ją, bo jest małą gminą. Ale to nie tak. Możemy spotkać się i porozmawiać. A teraz wyszło tak, a nie inaczej.
W zasadzie przebieg tego rodzaju spotkania na sesji łatwo przewidzieć. Padłoby parę pytań, np. o ul. Wolności, o drogę do Prężynki, o lustro (którego nie ma) przy wyjeździe ze Skrzypca czy też wystający krawężnik przy przystanku koło Jasiony. Radni wylaliby swoje (słuszne skądinąd) żale, zaś odpowiedź, którą by otrzymali, streszczałaby się w stwierdzeniu: "Nie mamy pieniędzy!" Tak było zresztą w zeszłym roku, gdy gościła Aleksandra Kawecka, naczelnik wydziału infrastruktury powiatu.
Niezależnie od tego, jak bardzo (lub jak mało) sprawcza byłaby rozmowa podczas sesji, fakt faktem, głupio wyszło. Najlepszym rozwiązaniem jest więc zaproszenie przedstawiciela powiatu po raz wtóry. Przy czym, po pierwsze, warto, by ów przedstawiciel w ogóle się zjawił, po drugie, aby starostwo wysłało potwierdzenie ("będę lub mnie nie będzie"), a po trzecie, by samorząd w Lubrzy wstrzymał się z wpisywaniem tego punktu do porządku obrad, dopóki owego potwierdzenia nie otrzyma.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze