Artykuły
Dzień dobry, co słychać - 28 maja: Kolejna odsłona - z leksza odmieniona
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 19 - Czerwiec 2013r. , godz.: 11:20
Ksiądz proboszcz, komendant policji, malarka, burmistrz, dyrektor cechu i gitarzysta - to im przyszło odpowiadać na nie zawsze łatwe pytania prowadzącego. Spotkaniu towarzyszyła oprawa, związana z Dniem Matki.
Tym razem spotkanie wyglądało nieco inaczej. Marek Karp zasilił szeregi publiczności, zaś w rolę prowadzącego wcielił się dyrektor Prudnickiego Ośrodka Kultury - Ryszard Grajek. Zabrakło też kilku innych, stałych elementów tego cyklicznego programu. Nie było losowania upominków (ani też obrazu Marka Bienia), a także charakterystycznych dla Marka Karpa wstawek, przypomnień o - nazwijmy to - świeckich świętach (np. Dniu Pluszowego Misia), czy powtarzanego określenia "w międzyczasie" (jak zawsze z komentarzem, iż przecież prof. Miodek powiedział, że "międzyczas" nie istnieje). Nie było też lokalnych wypieków cukierniczych, często występujących na spotkaniach. Repertuar był generalnie skromniejszy - rozmowy z gośćmi przeplatane piosenkami związanymi tematycznie z Dniem Matki (wykonywały je dziewczęta z Studia Piosenki, podopieczne instruktora Janusza Matkowskiego) oraz ogłoszeniami prowadzącego o mających się odbyć imprezach kulturalnych (tudzież komentarzami do minionych wydarzeń).
Choć Ryszardowi Grajkowi trudno odmówić umiejętności prowadzenia spotkań, to jednak Marek Karp jest do tego stopnia zrośnięty z programem "Dzień dobry, co słychać?", że wyrażam nadzieję na jego powrót! Jako prowadzącego. Jest jednak coś, co upodabnia do siebie obu panów - obaj nie mieszczą się w ustalonych wcześniej ramach czasowych. Do czego zresztą sami się przyznają.
Tyle o minusach. Dobór gości (a więc część publicystyczna programu) nie odbiegał standardem od wcześniejszych edycji. Jak zwykle zaproszono osoby, które funkcjonują w życiu publicznym naszego miasta (w mieszkańcach budzi się więc naturalna ciekawość, jak ich zawód wygląda od kuchni czy też jak wypadają w kontaktach pozasłużbowych).
Dziekan, choć nie uczelniany
Na pierwszy ogień poszedł ks. Stanisław Bogaczewicz, który od 14 lat pełni posługę proboszcza parafii św. Michała Archanioła w Prudniku. Stoi też na czele dekanatu prudnickiego. Określenie "dziekan", używane w tym kontekście, nie oznacza więc funkcji pełnionej w strukturze wyższej uczelni (choć i z nią nasz proboszcz miał bliżej do czynienia - posiada stopień doktora).
- W skład dekanatu wchodzi mniej więcej 10 parafii. Biskup Nosol wprowadził zasady demokratyczne w wyborach dziekańskich - mówił ks. Bogaczewicz.
Proboszcz mówił też o inwestycjach, dotyczących budynku kościoła i jego otoczenia, a także Domu Katolickiego i plebanii, które prudniczanie mogą podziwiać na co dzień. Prowadzący nawiązał również do koncertów, odbywających się nieraz w nawie głównej świątyni.
- Sobór Watykański II rozszerzył zasady, dotyczące tego, jakie zespoły mogą występować w kościele. Dopuścił też np. gitarę. Oczywiście, nie możemy organizować koncertów komercyjnych - zaznaczał proboszcz.
Kolejny gość również reprezentował profesję wymagającą szczególnego zaangażowania. Przy stoliku na scenie usiadł komendant prudnickiej policji, mł. insp. Andrzej Kłakowicz. Swoją funkcję piastuje od przeszło roku.
- Wcześniej pracowałem w Nysie. Muszę przyznać, że tutaj jest spokojniej. Łatwiej mi kierować policjantami - dokonał porównania na prośbę prowadzącego. - Startowałem już kiedyś na stanowisko komendanta w prudnickiej policji, ale niestety przegrałem. Tym razem się udało.
Andrzej Kłakowicz przyznał też, że po raz pierwszy od dawna w kierowanej przez siebie jednostce ma pełne zatrudnienie. Przy okazji Ryszard Grajek wyraził swoje wątpliwości wobec niezbyt atletycznie zbudowanych kobiet, pracujących w zawodzie policjanta (w Prudniku jest ich 17).
- No cóż, mamy równouprawnienie. Kobiety są może drobniejsze, ale za to sprytniejsze - uśmiechnął się komendant.
- Zawsze zaczynam malowanie od koloru żółtego, dodaje on ciepła, energii - mówił kolejny już gość, Krystyna Góra, malarka.
Po spotkaniu można było podziwiać jej twórczość w Galerii na Poddaszu; przykładowy obraz wystawiony był z kolei na scenie, w ramach Galerii Jednego Obrazu. Autorkę inspiruje przyroda, co zresztą widać po doborze tematów malarskich. Ogród stanowi zresztą jedną z wielu pasji pani Krystyny, należącej do niezwykle twórczej rodziny Górów.
Największy pracodawca w okolicy
Po twórczości artystycznej przyszedł czas na sprawy przyziemne. W tym temacie "maglowany" był burmistrz Franciszek Fejdych. Zapytany o gorącą sprawę Anatola Majchera, nowego prezesa Prudnickiego Centrum Medycznego powstrzymał się od komentarza, tłumacząc to głównie faktem, iż sprawy szpitala leżą w kompetencjach starostwa.
Następny temat był zatem bardziej przyjemny. Chodzi o rewitalizację naszego miasta.
- Trwa właśnie trzeci etap. Planujemy czwarty. Mamy dużą szansę na dofinansowanie w kolejnym rozdaniu pieniędzy unijnych - zapewniał burmistrz.
Franciszek Fejdych mówił o planach rewitalizacji okolic małpiego gaju i klasztorku: ścieżki rowerowe, poszerzenie liczby miejsc siedzących przy grocie, stworzenie obiektu sanitarnego. I nie tylko. Projekt wyniósłby 10 mln (można spodziewać się 80% dofinansowania).
Po burmistrzu udzielał się Zbigniew Lachowicz, który od przeszło 30 lat stoi na czele Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców w Prudniku.
- Jesteśmy największym pracodawcą w okolicy, ponad 500 osób - zaznaczył zaproszony gość.
To brzmi dumnie. Chodzi natomiast o osoby pracujące w zakładach, które zrzeszone są w cechu.
- Szkolimy w 26 zawodach. Nasze papiery mistrzowskie honorowane są także poza granicami kraju - Zbigniew Lachowicz uwypuklał kolejne zalety instytucji, która pełni charakter cechu rzemiosł różnych.
Na koniec zaprezentował się muzyk (oraz prudnicki radny) Ryszard Czeczel. Nim przeszedł do wykonania utworu "Fiesta" na sześciostrunowej gitarze, zapowiadał, kto pojawi się na tegorocznym festiwalu jazzowym w Prudniku. To już siódma odsłona tej imprezy, Czeczel jest jej pomysłodawcą.
Sam posiada spore doświadczenie muzyczne. Współpracował m.in. z Wiesławem Dymnym i Markiem Grechutą, sporo też podróżował (Finlandia, Szwecja, Norwegia, Jugosławia - to przykładowe kierunki). Przez 20 lat był nawet zameldowany w Zakopanem.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze