Artykuły
Hobby: To brat zaraził mnie wędkarstwem
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 5 - Czerwiec 2013r. , godz.: 09:09
Łowieniem karpi zajmują się od niedawna. W tym roku po raz pierwszy spróbowali swoich sił w zawodach. Z czasem planują założenie większego teamu. O pasji łowienia ryb i współzawodnictwie w tym zakresie rozmawiamy z członkiem drużyny - Marcinem Hreczaniukiem z Gostomi.
W tym sezonie już dwukrotnie mierzyli się z wędkarzami z całej Polski. Ostatnie zawody, w których uczestniczyli, miały miejsce ponad 300 km stąd, w województwie wielkopolskim, w Nekielce. Znajduje się tam łowisko, które przed pięcioma laty założyła firma "Expert Karp". Jest to zbiornik po byłej żwirowni, leżący w otoczeniu leśnym i mający powierzchnię 18 ha.
Ojciec także planuje wystartować
W tym roku firma zorganizowała dla zapalonych karpiarzy zawody "Golden Carp" o Grand Prix Nekielki. W drugiej połowie maja wędkarze z różnych części naszego kraju wystartowali w pierwszej turze rywalizacji. W kolejnej będą mogli zmierzyć się już końcem sierpnia. Jak zaznacza Marcin Hreczaniuk - jego drużyna raczej nie wystąpi w drugiej turze, gdyż ze względu na inne zajęcia nie uda się zebrać teamu.
- Tym razem zajęliśmy 6 miejsce. Jest to, wydaje mi się, niezły wynik, zważywszy, że na tym łowisku byliśmy po raz pierwszy - mówi w rozmowie z naszą gazetą. - Dla przykładu drużyna która wygrała, startowała tam już kolejny raz z rzędu. Gdybyśmy wzięli udział w drugiej części zawodów i podtrzymali wynik, wówczas w klasyfikacji generalnej również bylibyśmy na drugim miejscu. Niestety, w tym roku się to nie uda. W ogóle, planujemy zmontować większą ekipę. Mój ojciec również chce do nas dołączyć.
Nasz rozmówca jest synem Teresy i Witolda Hreczaniuków, mieszkańców Gostomi, którzy już wielokrotnie gościli na łamach "TP". Pan Witold również przejawia zainteresowanie wędkarstwem. Przejawiał je także (a nawet - przede wszystkim) jego drugi syn - Rafał, który zmarł przedwcześnie na początku tego roku.
- To brat zaraził mnie wędkarstwem - wspomina Marcin Hreczaniuk. - Na tegoroczne zawody mieliśmy jechać razem. Kiedy umarł, myślałem o rezygnacji, ale żona namawiała mnie, żebym jednak wystartował. Mówiła, że Rafał na pewno by tego chciał. Pojechałem więc na zawody, a mojego brata zastępował Paweł Chowaniec. Początkowo miał on towarzyszyć nam jako "team runner". Jest to osoba, która np. pomaga w rozbijaniu namiotów, przygotowaniu sprzętu, ale nie uczestniczy w samym łowieniu. Paweł łowił jednak ze mną, a dodatkowo pojechał z nami Grzegorz Sameć.
Bardzo dużo zależy od miejsca
Zawody trwały od 15 do 19 maja, a więc od środy do niedzieli. Wzięło w nich udział 17 ekip z całej Polski. Część z nich przyjechała już w przeddzień i wzięła udział w spotkaniu integracyjnym przy ognisku. Zaś rano, o 10.30 zawody oficjalnie wystartowały, wówczas też losowano stanowiska.
- Bardzo dużo zależy od tego, na jakie miejsce się trafi - przyznaje Marcin Hreczaniuk. - Jeśli jest kiepskie, karp nie będzie tam żerował. Wiadomo, chodzi o występowanie muszelek, ślimaków. Czasem z kolei, gdy woda jest płytsza, wręcz widać, jak ryje. Najlepsze miejsce to wyspa, takie jest moje zdanie. Dużo też zależy od tego, co się wrzuca do wody. Na początku stosowaliśmy zanętę śmierdzącą, ale później przerzuciliśmy się na słodką. I widać było efekty.
Zgodnie z regulaminem zawodów, uczestnicy mogli łowić karpie, amury i tołpygi. O tym, że te trzecie również się kwalifikują, nie wszyscy wiedzieli. Mogło to odbić się na ostatecznym wyniku, aczkolwiek nie zawsze tak było. Oprócz stanowiska i umiejętności liczy się przecież szczęście.
Łapaliśmy duże ryby
Marcin Hreczaniuk i Paweł Chowaniec zajęli szóste miejsce, startowali na stanowisku nr 32, złowili 8 ryb o łącznej wadze 84,46 kg. Ogólnie w całych zawodach złowiono 122 sztuki o łącznej wadze 1175,52 kg. Jednak wszystkie ryby musiały zostać wypuszczone z powrotem do wody.
- Kiedy złapie się rybę na haczyk, powstaje rana, którą trzeba odkazić specjalnym preparatem - wyjaśnia Marcin Hreczaniuk. - Obowiązują nas określone przepisy. Jeśli np. musimy przenieść gdzieś karpia, wkładamy go do specjalnego worka, nie więcej niż jedną sztukę. Przed zawodami musimy zaopatrzyć się w różnego rodzaju sprzęt. Co by nie mówić, to kosztowne hobby, ale tak jest chyba ze wszystkim. Musimy mieć swój sprzęt, preparaty, no i trzeba zapłacić za uczestnictwo w samych zawodach. W tym roku było to 400 zł od osoby.
Pula nagród wynosiła z kolei około 30 tys. Rozdawane były do siódmego miejsca. Laureaci szóstego otrzymali sprzęt o wartości około 700 zł. Jak zaznacza nasz rozmówca, były to rzeczy użyteczne przy samym wędkowaniu, np. atraktory zapachowe, gdyż - jak wiadomo - wędkarz dużo pieniędzy "wrzuca w wodę". Czego się jednak nie robi dla realizacji swoich zainteresowań.
- Pogoda była super, a uczestnicy łapali zwykle duże ryby. Nie wszystko szło po naszej myśli, trzy okazy nam uciekły, ale tego się nie uniknie - wspomina Marcin Hreczaniuk. - Atmosfera między wędkarzami też dopisywała. Nie udało się poznać wszystkich, bo nie było czasu, żeby tyle chodzić wokół jeziora. W tym czasie ryba mogła zacząć brać. Jeśli zaś chodzi o wyżywienie, codziennie jeździł sklep, można było coś kupić. Istniała też możliwość zamówienia pizzy. Co do noclegu - spaliśmy w namiotach.
Organizatorzy przewidzieli też - dla urozmaicenia - inne konkurencje: w zakresie pływania pontonem oraz w zawody rzutowe. Dokładniejszą relację (oraz fotorelację) z całej imprezy można przeczytać na stronie organizatorów: www.portal.expert-karp.pl.
Nie tylko Nekielka
Majowy start w I turze "Grand Prix" to drugie zawody, w których uczestniczył Marcin Hreczaniuk wraz z kolegami. Debiutanckie miały miejsce także w tym sezonie, w dniach 25-28 kwietnia, a więc od czwartku do niedzieli. Odbyły się one nieco bliżej, bo na Łowisku Gajdowym, w Centawie (przeszło 10 km za Strzelcami Opolskimi). To mniejszy zbiornik, bo mający powierzchnię 8,5 ha (stanowisk wędkarskich jest 12), jednak okolicy nie można odmówić uroku.
W I Karpiowym Pucharze "Wędkarza Opolskiego" - bo tak nazywała się impreza - wzięło udział 10 drużyn.
- Warto wspomnieć, że zawody te były jedną z części eliminacji do finału Mistrzostw Polski w Wędkarstwie Karpiowym/Polish Carp Masters, które odbędą się nad Zbiornikiem Dębowa (65,5 ha) w Reńskiej Wsi (powiat kędzierzyńsko-kozielski). Do mistrzostw zakwalifikowały się pierwsze trzy miejsca. Niestety nam na Łowisku Gajdowym nie poszło, zajęliśmy ostatnią lokatę, razem ze mną startował wtedy Grzegorz Sameć - wspomina Marcin Hreczaniuk.
Na szczęście jednak miesiąc później wędkarze startowali w Nekielce i nieco się odkuli. Kolejne zawody przed nimi, więc życzymy sukcesów. Zwłaszcza, że w planach stworzenie większej drużyny, może nawet stowarzyszenia. To jednak wymaga zebrania większej liczby pasjonatów.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze