Artykuły
Prudnickie Centrum Medyczne: Zwolnienia w szpitalu
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Czwartek, 23 - Maj 2013r. , godz.: 09:06
Blady strach padł na załogę Prudnickiego Centrum Medycznego. W najbliższym czasie - według potwierdzonych informacji - pracę może tam stracić około 30 osób. Nieoficjalnie mówi się nawet o ponad stu pracownikach do zwolnienia.
- Czujemy się zaszczuci, płakać nam się chce. Byliśmy w różnych sytuacjach, ale takiego horroru, jaki w tej chwili przeżywamy, jeszcze tutaj nie było - przyznaje personel.
Z początkiem maja doktor Anatol Majcher stanął na czele szpitala w Prudniku. Krótko potem znany z twardej ręki menadżer kazał sporządzić listę pracowników najczęściej chorujących. Jak dowiedziała się nasza gazeta, jest na niej 135 nazwisk.
- Na dzień dzisiejszy rozwiązaliśmy 5 umów o pracę z pracownikami, którzy nabyli uprawnienia do przejścia na świadczenia emerytalne - mówi specjalnie dla "Tygodnika Prudnickiego" nowy prezes PCM-u. - Po przeanalizowaniu absencji chorobowych za ostatnie 3,5 roku wytypowaliśmy 22 osoby, które systematycznie każdego roku, po kilkanaście, kilkadziesiąt dni były na zwolnieniach lekarskich. W każdym przypadku liczba tych dni wynosiła poniżej 35 w roku, co oznacza, że za chorobowe płacił pracodawca, czyli my. Poinformowaliśmy na piśmie związki zawodowe, że być może tym osobom, jako osobom niedyspozycyjnym, zostaną wręczone wypowiedzenia. Bo to jest demoralizujące, gdy jeden pracownik nie świadczy pracy, a inny nie dość, że musi ją za kogoś wykonać, to jeszcze za to niczego dodatkowo nie otrzymuje, czyli jest również niezadowolony. Ile z tych wytypowanych osób zwolnimy, to się dopiero okaże. Po przeprowadzeniu rozmów ze związkami i zainteresowanymi pracownikami zastanowimy się kto z nich rokuje zmiany, a z kim trzeba będzie się rozstać.
Na "czarnej liście" znalazły się nie tylko pielęgniarki, ale także pracownicy gospodarczy, administracyjni, kierowcy czy salowe.
- Oba związki zawodowe stoją na jednakowym stanowisku - nie wyrażamy zgody na zwolnienia - podkreśla Alicja Łysek, szefowa ZZ Pielęgniarek i Położnych. - Jesteśmy w szoku. To jest dramat wielu rodzin. Będziemy do końca bronić każdego pracownika z osobna - ze wszystkich sił, wszelkimi możliwymi sposobami. Prezes nas zapewnił, że jest otwarty na dialog, trzymamy go za słowo.
Niektórym udało się zachować pracę, ale kosztem degradacji. Elżbieta Juszczyk przez długie lata pełniła obowiązki pielęgniarki naczelnej. Do zeszłego tygodnia. 16 maja jej miejsce zajęła dotychczasowa przełożona pielęgniarek w kędzierzyńskim szpitalu, którego dyrektorem do niedawna był właśnie Anatol Majcher.
- Z poprzednią pielęgniarką naczelną rozwiązaliśmy za porozumieniem stron umowę na pełnienie tej funkcji. Po rozmowach pani Juszczyk przeszła na izbę przyjęć, gdzie będzie pielęgniarką koordynującą - wyjaśnia prezes.
Sama zainteresowana odmawia komentarza. Prezes Majcher ze swojej rodzinnej miejscowości planuje na początek sprowadzić również czterech lekarzy, których brakuje w PCM-ie, oraz dyrektora ds. ekonomiczno-administracyjnych. Ten ostatni ma odpowiadać za przeprowadzenie narzuconej odgórnie do 2016 roku standaryzacji placówki (informatyzacja i modernizacja budynków), od której zależy jej przyszłość na rynku medycznym.
- Nikt tutaj nie ma wystarczającego doświadczenia, żeby nadzorował taką inwestycję. A ja chcę mieć człowieka, który będzie wiedział jakie skutki rodzi i jakie w praktyce problemy mogą wyniknąć w trakcie realizowania tego typu zadania.
Nowy prezes zamierza również w ciągu trzech lat uruchomić w prudnickim szpitalu dochodową okulistykę i urologię. Plany ma ambitne, choć sam nie wie, jak długo zostanie w Prudniku.
- Ja nie szukałem pracy, ani tutaj, ani nigdzie indziej, to zarząd powiatu i "Optima" wyszli do mnie z propozycją. Nie ukrywam, że jeśli będzie ogłoszony zgodnie z prawem konkurs na dyrektora ZOZ-u w Kędzierzynie-Koźlu, to do niego przystąpię. Kiedy to będzie, Bóg jeden wie. Chyba, że będzie mi się na tyle dobrze pracować w Prudniku, że nie będę mieć powodu, by stąd odejść. Proszę też zwrócić uwagę, że po sprzedaży przez powiat, mam nadzieję skutecznej, 66 proc. akcji PCM-u, zmieni się jego właściciel, a to też będzie rodzić określone rzeczy, które powodują, że stanowisko prezesa może być stanowiskiem przejściowym.
Personel lecznicy winą za zaistniałą sytuację obarcza zarząd powiatu, wszak to on rekomendował Anatola Majchera na prezesa spółki. Co na to starosta?
- Jesteśmy zaniepokojeni sygnałami dochodzącymi od części załogi PCM-u. Przeprowadziliśmy już rozmowę z prezesem Majcherem, który przedstawił nam m.in. swoją ocenę dotychczasowego funkcjonowania spółki, jak też ocenę jej zdolności organizacyjnych do skutecznego działania. Wyjaśnił nam również powody swoich ostatnich działań związanych z redukcją zatrudnienia, tłumacząc motywy swojego postępowania - mówi Radosław Roszkowski. - Byłoby z naszej strony skrajną niekompetencją najpierw, po długich dyskusjach i konsultowaniu wyboru prezesa z wieloma osobami, także ze środowisk związanych ze szpitalem, rekomendować jego wybór, a zaledwie dwa tygodnie później odebrać mu nasze poparcie. Przyjęliśmy do wiadomości jego stanowisko, prosząc o szczególną rozwagę i przeanalizowanie sprawy każdego pracownika indywidualnie. Prezes obiecał umożliwić takie indywidualne spotkanie każdemu z zainteresowanych. Nie będziemy na razie, bo i też takiej możliwości prawnej nie mamy, rzucać prezesowi kłód pod nogi, licząc, że wszystkie decyzje nowego zarządu, w którym, przypomnę, obok członków rekomendowanych przez powiat zasiada także pan Okrągły (wiceminister łączności w rządzie J. Buzka, prywatnie mąż posłanki Platformy Janiny Okrągły - red.) z "Optimy", będą przemyślane i dla spółki optymalne. Mamy sygnały, nie tylko od doktora Majchera, ale również innych osób znających sytuację PCM-u, że pewne przerosty zatrudnienia tam były i pewne niedoskonałości związane z zarządzaniem personelem występowały. Miejmy także świadomość, że szpital ma złe wyniki finansowe w tym roku (ok. 400 tys. zł straty za pierwszy kwartał - red.). Na pewno zwolnienia lekarskie i to nie tylko w PCM-ie, ale również np. w starostwie, można oceniać globalnie jako jeden z czynników, które nie służą sprawnemu funkcjonowaniu firmy czy instytucji, ale wiadomo, że są przypadki szczególne absencji - np. ciąża, choroba nowotworowa. Trzeba mieć też świadomość, że skomercjalizowanie szpitala powiatowego i stworzenie przez poprzednie władze powiatu spółki akcyjnej Prudnickie Centrum Medyczne odebrało zarządowi powiatu dominujący wpływ na procesy zachodzące w placówce, której organami są teraz zarząd i rada nadzorcza.
Przewodniczący rady nadzorczej Antoni Węglarz odmawia wypowiedzi na temat zwolnień.
- Nie chciałabym uprawiać w tym zakresie jakiejś polityki. Zarząd ma swoje uprawnienia i je realizuje - usłyszeliśmy jedynie.
Mimo, że PCM podlega pod powiat, jego załoga szuka rozpaczliwie wsparcia gdzie się da, nawet w gminie.
- Zupełnie niedawno pan starosta wspólnie z zarządem rekomendował pana Majchera na stanowisko prezesa. Nikt wówczas nie pytał mnie o zdanie jako burmistrza, nikt nie pytał mnie o zdanie również w sferze politycznej, w związku z tym nie widzę powodów, żebym teraz w jakikolwiek sposób komentował coś co ma miejsce na niwie drugiego samorządu. O wszelkie sprawy związane z funkcjonowaniem PCM-u należy pytać starostę i zarząd powiatu, nie burmistrza - ucina rozmowę Franciszek Fejdych. - Z tego co mi wiadomo, starosta Roszkowski i prezes Majcher będą zaproszeni na najbliższe posiedzenie rady miejskiej. Ja również chętnie usłyszę, co takiego się dzieje w szpitalu.
- Czujemy się zaszczuci, płakać nam się chce. Byliśmy w różnych sytuacjach, ale takiego horroru, jaki w tej chwili przeżywamy, jeszcze tutaj nie było - przyznają pracownicy. - Starosta pozbył się problemu, wystawiając spółkę na sprzedaż, a teraz dodatkowo zafundował nam takiego prezesa. Jeżeli chce wyjść z tego z twarzą, to niech robi wszystko, żeby uniknąć najgorszego, bo jak nie, to niech kupi, k..., trzy ciągniki i zaora ten Prudnik. I tak już strzelił sobie w kolano, bo to mu nie wróży sukcesu w przyszłych wyborach - kontynuuje personel. - Jeżeli zaczyna się pracę metodą zastraszania i typowania ludzi do zwolnień bez konkretnych przyczyn, to staje się to chore. A ponoć to dopiero początek zwolnień, na bruk ma wylecieć w sumie ponad sto osób.
- To jest nieprawda - dementuje Anatol Majcher. - Po pierwsze, gdybyśmy chcieli wypowiedzieć umowę ponad stu osobom, to byłaby to bardzo długotrwała procedura ze względu na to, że podlegalibyśmy pod zwolnienia grupowe. Druga rzecz, nie byłoby kim pracować. Wreszcie po trzecie, pracownikowi wolno zachorować, zresztą uwzględniliśmy te zwolnienia lekarskie - czasami wynoszące 300-400 dni w analizowanym okresie - gdzie występowała pewna choroba. Powtórzę: z listy 135 osób zostały wytypowane 22 i w tym obszarze będziemy się poruszać.
W Prudnickim Centrum Medycznym pracuje 270 osób. Dwie trzecie udziałów w spółce posiada powiat, reszta akcji jest w rękach właścicieli "Optimy Medycyna". Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze