Artykuły
Najmłodszy świecki szafarz diecezji: Teraz podwójnie przeżywam Eucharystię
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 13 - Marzec 2013r. , godz.: 11:23
Michał Grelich z Rostkowic jest obecnie najmłodszym świeckim szafarzem Komunii św. w diecezji opolskiej. W rozmowie z nami opowiada o zasadach sprawowania tej posługi i doświadczeniach z nią związanych.
- Na czym polega przygotowanie do bycia szafarzem? Z tego, co wiem, trzeba ukończyć kurs.
- Kurs trwał przez trzy soboty. Przerabialiśmy tam różne tematy, np. przeżywanie Eucharystii, zanoszenie Komunii chorym (jak należy się zachować, co mówić, jak rozdawać Pana Jezusa); mówiliśmy też o naczyniach liturgicznych i szatach. Muszę przyznać, że te przygotowania bardzo mnie umocniły. Powiększyłem swoją wiedzę na temat Eucharystii. To był fajny czas.
W czwartą sobotę odbył się egzamin, który składał się z dwóch części. Pierwsza była teoretyczna, zadano mi dwa pytania. Najpierw: jak zachować się przy zanoszeniu Pana Jezusa chorym, później -miałem wymienić różne postacie, pod którymi nam się objawia - w liturgii, w życiu, np. w postaci chleba i wina (które przemienia się w Ciało i Krew), sakramentów świętych (chrzest, bierzmowanie, pojednanie itd.), poprzez hierarchię (papież, kardynałowie, księża itp.). Poprosiłem znajomych o modlitwę, żeby jakoś mi poszło na tym egzaminie i ostatecznie dostałem te pytania, które chciałem dostać. Czułem wtedy siłę modlitwy. Wiedziałem, że nie są to puste słowa. Że to działa.
Drugi egzamin był praktyczny, należało pokazać przed komisją, jak się udziela Komunii drugiej osobie. Też fajne przeżycie. No i udało mi się to zaliczyć. Mianowano wówczas 60 osób, w tym także siostrę zakonną.
- Ile razy od tego czasu miałeś okazję rozdawać Komunię?
- Wiele razy. Głównie w niedzielę. Zdarza się, że rozdajemy ją w trzy lub cztery osoby. Podczas Adwentu chodziłem też na roraty, a więc mogłem w tygodniu, w dni robocze rozdawać Pana Jezusa. Ksiądz powiedział, że zawsze, gdy jestem w kościele, niezależnie od ilości ludzi, mogę pomagać w udzielaniu Komunii św. Czuję wtedy, że podwójnie przeżywam Eucharystię.
- Swoją drogą, jest to - wydaje mi się - nietypowe. Zwykle obserwuję, że szafarze pomagają kapłanom tylko od święta, kiedy do kościoła przychodzi szczególnie dużo wiernych.
Michał Grelich
mieszka w Rostkowicach, prowadzi gospodarstwo rolne. Należy do Ruchu Czystych Serc. W grudniu ubiegłego roku został mianowany przez biskupa nadzwyczajnym (świeckim) szafarzem Komunii św. Jest obecnie najmłodszy spośród wszystkich świeckich szafarzy w diecezji opolskiej.
- U nas (w parafii Solec - przyp. red.) jest - razem ze mną - siedmiu szafarzy, a parafia liczy około 1000 osób. Jeśli chodzi o księży, jest tylko proboszcz. Szafarze świeccy to zawsze pomoc dla kapłanów (to oni są przede wszystkim szafarzami).
Szafarze chodzą też - a właściwie przede wszystkim - do chorych. Na razie jeszcze nie miałem tej możliwości. W pierwszy piątek miesiąca ksiądz odwiedza chorych i niektórzy szafarze pomagają mu w rozdawaniu Komunii. Jest nas dużo, więc osobiście nie miałem jeszcze okazji tego robić.
Wracając do dnia po mianowaniu, dodam jeszcze, że z tym czasem wiązało się pewne szczególne przeżycie. Już na drugi dzień, w poniedziałek miałem zaszczyt rozdawać Komunię św. Pojechałem wtedy na roraty, do filii kościoła parafialnego (w Browińcu Polskim). Sam wówczas przyjąłem Komunię i dostałem puszkę z Komunikantami do rozdawania. Natomiast Komunia, którą sam przyjąłem, przykleiła mi się do podniebienia. Nie mogłem jej odkleić, a tymczasem zbierała się kolejka ludzi do komunikowania.
Ostatecznie postanowiłem rozdawać ludziom Komunię, mając jednocześnie opłatek przyklejony do podniebienia. Gdy wielokrotnie wypowiadałem słowa "Ciało Chrystusa", czułem, że nie pochodziły one ode mnie, ale od samego Jezusa. Czułem wtedy, że ten opłatek to prawdziwe Ciało. Że jest czymś więcej niż symbolem. Dopiero po rozdaniu komunikantów, udało mi się odkleić opłatek od podniebienia i połknąć.
- Wiem, że już od dawna nosiłeś się z zamiarem zostania szafarzem, ale problemem była bariera wiekowa...
- Ksiądz proboszcz zaproponował mi to cztery, pięć lat temu. Mówił, że już w wieku 25 lat zostanę szafarzem, ale jeśli do tego czasu będę miał żonę. Dwa lata temu usłyszałem z kolei, że niezależnie od stanu cywilnego 25 lat to próg minimalny. Bardzo się więc ucieszyłem, że zostały mi tylko dwa lata. Wiedziałem, że do małżeństwa jeszcze daleka droga (teraz w sumie też daleka, no ale kandydatka już jest). W zeszłym roku, w marcu ksiądz powiedział mi, że jednak nie ma możliwości, bym został szafarzem w wieku 25 lat, nie mając żony. Chyba, że miałbym aż 35 lat. Smutno mi się zrobiło z tego powodu, bo zdążyłem już się nastawić.
Na jakiś miesiąc przed kursem na szafarza Komunii św. dowiedziałem się, że jest w Kędzierzynie osoba, która ma 25 lat, nie posiada żony i jest szafarzem. Od razu pobiegłem z tą wiadomością do naszego proboszcza. Ksiądz postanowił wtedy upewnić się, jak to jest. Dowiedział się w kurii, że stan cywilny nie odgrywa jednak roli, a minimalny próg to 25 lat. No i zapisałem się na kurs.
Dodam jeszcze, że właśnie dzięki naszemu proboszczowi, ks. Piotrowi Koziołowi zostałem szafarzem. Bardzo na to naciskał i darzył mnie dużym zaufaniem.
- Czy szafarzem zostaje się raz na zawsze?
- Nie, osoby mianowane po raz pierwszy mają tzw. rok próby. Szafarz musi zobaczyć, czy się w tym widzi. Bo teoria teorią, a praktyka praktyką. Rok po mianowaniu należy ponownie jechać do Opola. W ostatnią niedzielę przed Adwentem jest specjalne nabożeństwo i wtedy, jeśli ktoś chce być nadal szafarzem, otrzymuje od biskupa pozwolenie; okres sprawowania tej posługi zostaje wówczas przedłużony o 3 lata. I tak do 65 roku życia, co trzy lata trzeba jechać do Opola na takie nabożeństwo (i króciutki kurs zarazem), żeby przedłużać. Szafarzem nie zostaje się raz na zawsze.
- Od szafarza wymaga się również, żeby dawał przykład dojrzałego życia chrześcijańskiego...
- Nie umiem sobie wyobrazić szafarza, który rozdaje Komunię św., a na co dzień żyje w grzechu ciężkim. Jeśli już taki popełni, powinien niezwłocznie pójść do spowiedzi, a później dopiero rozdawać Komunię. Tu trzeba cały czas płynąć pod prąd. To ciągła praca nad sobą. No, ale w Piśmie Św. czytamy, że oko nie widziało i ucho nie słyszało, co Bóg dla nas przygotował. Wierzę więc, że wysiłek nie pójdzie na marne. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze