Artykuły
Sporny temat: Przeciwko niedzielnym zakupom
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 13 - Marzec 2013r. , godz.: 11:01
O swoim uczestnictwie w akcji "W niedzielę nie kupuję!" mówi Piotr Samson, radny z Głogówka.
- Na czym dokładnie polega akcja, w którą pan się zaangażował? Czy jest to zbieranie podpisów, uświadamianie społeczeństwa?
- Myślę, że podpisy będziemy zbierali wtedy, gdy rozpocznie się akcja krajowa. Są już takie przymiarki ze strony "Solidarności". Jak pan wie, trzeba zebrać 100 tys. podpisów, żeby sejm zajął się sprawą. Wtedy pewnie się przyłączymy.
Na razie, w związku z tym, że trwa Rok Wiary, zaproponowałem proboszczowi, że musimy spróbować przemówić do społeczeństwa, aby ludzie nie chodzili w niedzielę do sklepów. Bo - jak widzimy - mnóstwo osób to robi, a właściciele nie chcą zamykać swoich sklepów.
Mam też żal do obecnego rządu. To w końcu rząd solidarnościowy, który walczył o wolne soboty, a teraz my musimy walczyć o wolne niedziele. I to jest dla mnie niepojęte. Chcemy zasygnalizować problem w "Życiu Głogówka", no i w naszej parafialnej gazetce. Ogólnie - poprzez środowisko lokalne. Później zobaczymy, jak sprawa się rozwinie.
Chcemy uświadamiać, czym jest ta niedziela - dla katolika i nie tylko. Choć trzeba przyznać, że ci pierwsi też w niedzielę chodzą do sklepów. Najpierw wybiorą się na mszę, odbębnią, a później do supermarketu. I zmuszają w ten sposób kogoś, żeby pracował, a tym samym - nie mógł świętować niedzieli, spotkać się rodziną, przyjaciółmi (niezależnie czy jest osobą wierzącą czy niewierzącą).
- Pojawia się często argument, że sklepy funkcjonujące w niedzielę zasilają naszą gospodarkę...
- Ten argument do mnie nie przemawia. Dla przykładu - kiedy wprowadzono dzień wolny w Święto Trzech Króli, również podniósł się krzyk - że będą straty, zwolnienia. Nie widzę jednak, żeby jakiś supermarket został zamknięty. Tak naprawdę, wciąż budowane są nowe. Zakłady pracy - owszem, padają.
Mówi się, że przecież ten, kto pracuje w niedzielę, ma później wolne w inny dzień. To żadne rozwiązanie. 250 tys. ludzi pracuje w niedzielę, są to przeważnie kobiety, które w tym dniu nie mogą być ze swoimi rodzinami. W zamian dostają dzień wolny w tygodniu. Ale co to daje? Dzieci są w szkole, mąż w pracy, a ona musi zająć się praniem, gotowaniem itd.
Udowodniono, że jeśli jakiś dzień jest ustawowo wolny, to w przeddzień ruch w sklepie znacznie się zwiększa. To logiczne.
- Tak naprawdę bardzo wiele zależy od kupujących. Może pan przekonywać właścicieli, żeby zamykali sklepy w niedzielę, ale oni powiedzą, że przecież mają wtedy popyt...
- Niedawno pod marketami na Śląsku rozdawano ulotki, zachęcające, żeby nie kupować w niedzielę. 75% ludzi było przychylnych temu, żeby zamknąć sklep. Pytano więc - dlaczego tam idziesz? Odpowiedź brzmiała - bo jest otwarte. Taki był argument. Jeśli będzie zamknięte, nie pójdziemy. Zobaczmy, jak sprawa wygląda w takich krajach, jak Niemcy, Austria czy Francja - sklepy w niedzielę są zamknięte i nie ma żadnych problemów, nikt nikogo nie zwalnia. U nas zawsze się straszy, niepotrzebnie.
- Spotykam się też ze stwierdzeniem, że wspólne wyjście do marketu integruje rodzinę...
- Ja, szczerze mówiąc, w taką integrację nie wierzę. Integracja może zachodzić, gdy siądzie się wspólnie przy stole, przy obiedzie. Czy nawet idąc razem do kawiarenki. Jest spokój, rodzinny klimat, można wypocząć. W markecie jest czysta konsumpcja, nic więcej. Poza tym - kobiety jak kobiety, latają po sklepach, ale wystarczy spojrzeć na facetów, którzy siedzą z tymi torbami; przecież oni nie wyglądają na szczęśliwych i zintegrowanych.
Przede wszystkim jednak żal mi ludzi, którzy muszą w tym sklepie pracować. To my zmuszamy ich do pracy, gdy chodzimy do supermarketu. A więc - mówiąc już językiem katolickim - popełniamy grzech.
- A co w przypadku zakładów innych niż sklepy? Mam tu na myśli np. restauracje, kawiarnie.
- Wydaje mi się, że to jednak coś innego. Tam akurat ma miejsce integracja z rodziną, przyjaciółmi. Mi chodzi o duże sklepy - żeby nie handlowały. W przypadku małych, rodzinnych - to już kwestia sumienia właściciela, czy sam pójdzie do pracy czy też nie. Niekoniecznie trzeba tego zakazywać prawnie.
Przesadą jest np. to, że ktoś odwiedza w niedzielę sklepy z artykułami budowlanymi. Pojawia się nieraz argument, że Polacy są tak zapracowani, że nie mają czasu na zakupy w tygodniu. Ale - przepraszam bardzo - sklepy są czynne bardzo długo. Do tego mamy jeszcze różne nocne wyprzedaże.
Tzw. instytucje czy zawody użyteczności publicznej muszą funkcjonować w niedzielę. Lekarze, kolejarze. Mi też zdarza się pracować w niedzielę. Świadczę usługi i odpowiadam za to, czy ktoś będzie miał dostęp do internetu czy też nie. Czy dałoby się bez tego obyć - nie wiem.
- Są też tacy, którzy w niedzielę idą najpierw do kościoła, a później do supermarketu...
- Wiele osób nie rozumie, co to znaczy być katolikiem przez 24 godziny na dobę. Chce "odwalić" Mszę św., a potem i tak robić, co mu się podoba. Jest to przykre. Gandhi kiedyś powiedział, że zostałby chrześcijaninem, gdyby chrześcijanie byli nimi przez 24 godziny na dobę.
- Czym jest, w związku z tym, niedziela?
- Dla katolika to oddawanie czci Bogu. Dla pozostałych - okazja do odpoczynku, integracji z rodziną.
- A w jaki sposób pan świętuje niedzielę?
- Rano do kościoła, później wspólny obiad, integracja, po południu odwiedzanie rodziców, ewentualnie spacer, wyjazd, do lasu czy gdzieś. To jest wypoczynek, oderwanie się. I bycie razem z rodziną.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze