Artykuły
Interwencja: Straż nie przyjechała (do butli)
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 27 - Luty 2013r. , godz.: 10:16
Pani Sylwia mówi, że prudnicka straż pożarna zostawiła ją na pastwę losu, kiedy nagle znalazła się w potrzebie. Rzecznik jednostki zarzuty odpiera, twierdząc, że nie było podstaw, aby skierować do kobiety pomoc.
Dochodziła godzina 1.00 w nocy. Pani Sylwia, będąc w domu sama z dwójką małych dzieci, poczuła niepokojący zapach. Nie zastanawiając się długo wykręciła numer pogotowia gazowego.
- Zgłosił się dyżurny z Opola. Kiedy usłyszał, że chodzi o butlę propan-butan, poinformował mnie, że to nie jest ich "działka"; że z takimi sprawami należy dzwonić na straż pożarną.
Młoda kobieta zrobiła jak jej poradzono. Telefon odebrał dyspozytor Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Prudniku.
- Mówiłam temu panu, że pomimo zakręcenia zaworu w domu śmierdzi gazem, na co on, żebym sprawdziła szczelność butli, pryskając ją wodą zmieszaną z płynem do naczyń.
Kobieta nie miała ochoty "majstrować" przy butli. W trosce o bezpieczeństwo swoich dzieci chciała się jej jak najszybciej pozbyć z mieszkania.
- Skoro zostałam zbyta i nie mogłam liczyć na strażaków, pozostało mi pójść i obudzić sąsiada.
Rzecznik prudnickiej KP PSP po odsłuchaniu zarejestrowanej rozmowy stwierdził, że dyżurny zachował się prawidłowo.
- Przy powziętej informacji nie odnalazł podstaw do tego, aby wysłać w to miejsce zastęp ratowniczy, uznał bowiem, że jakiekolwiek zagrożenie w tym przypadku nie istnieje - mówi kpt. Piotr Sobek. - Dyspozytor poinstruował zgłaszającą, że butlę należy wynieść na zewnątrz, ewentualnie sprawdzić ją prostym, domowym sposobem, używając wody z mydłem lub płynem do naczyń. Gdyby ta pani zadzwoniła do nas ponownie i powiedziała, że na butli pojawiają się bańki, świadczące o rozstrzelnieniu, nasza reakcja byłaby natychmiastowa. Zapach jest tylko subiektywną oceną człowieka. Takich zgłoszeń mamy sporo, ale nie do każdego wyjeżdżamy.
- Mogli mnie nawet obciążyć kosztami, tylko żeby wysłali fachowców. Gdyby mąż był w domu, to co innego, a ja byłam sama z dwóją dzieci. Myślałam, że straż jest po to, żeby nieść ludziom pomoc... A gdyby doszło do tragedii? - kończy wyraźnie zdegustowana nasza rozmówczyni.
Na szczęście cała historia skończyła się dobrze. Felerny okazał się wąż lub reduktor. Oba elementy pani Sylwia już wymieniła, dodatkowo wyposażyła mieszkanie w czujnik gazu. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Straż pożarna
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze