Artykuły
Interwencja: Awantura o kawałek cytryny
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 20 - Luty 2013r. , godz.: 08:58
Tak źle klientów nie traktowano nawet w czasach PRL-u - skarżą się dwie starsze kobiety.
Pani Barbara (imię zmieniono na prośbę zainteresowanej) wraz ze swoją koleżanką, wybrały się do jednej z prudnickich restauracji w centrum miasta. Przy smacznym posiłku chciały w miłej i spokojnej atmosferze porozmawiać. Pani Barbara zamówiła ulubioną sałatkę z owoców morza.
- Poprosiłam, aby mi podano do niej ćwiartkę cytryny, tak żebym w wygodny sposób mogła skropić danie, nie brudząc przy tym palców. Dostałam w plasterku... Ponowiłam prośbę, ale potraktowano mnie jak intruza.
Po chwili do klientek wyszła z zaplecza młoda kobieta - córka właścicielki lokalu.
- Zaczęła na nas krzyczeć i uderzać twardym menu o stół. Dwa razy dostałam po rękach! Nie dała nam dojść do głosu. Na koniec zagroziła kelnerce, że wyleci z pracy, jeśli kiedykolwiek jeszcze nas obsłuży.
Nasze rozmówczynie były zdumione. Zgodnie mówią, że z tak złą obsługą nie spotkały się nawet w czasach PRL-u, kiedy były państwowe bary i tanie jadłodajnie.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że narobiono nam potwornego wstydu. Nie byłyśmy same w restauracji, za nami siedziały znane nam osoby. Zostałyśmy potraktowane gorzej niż jakieś złodziejki czy żebraczki.
Kilka dni po zajściu doszło do konfrontacji upokorzonych klientek z szefową lokalu i jego personelem. Rozmowie, a raczej monologowi przysłuchiwała się nasza gazeta.
- Pan jest z "Tygodnika"? A ja myślałam, że z policji! - zaczęła złośliwie właścicielka. - Trzeba się zachowywać jak ludzie, jak klienci, a nie trzy razy wołać barmankę, bo jest nie tak, i na koniec jeszcze próbować wejść do kuchni, do kucharza. Jest toaleta, jest woda, są serwetki na stole - gdzie jest problem? Jak pani nie lubi naszej restauracji, naszych dziewczyn, to proszę do nas nie przychodzić. 15 czy 16 zł za sałatkę z owoców morza i ja mam się tłumaczyć?! Przed kim? Chyba sobie żartujecie. Proszą nas podać do sądu, jak pani chce. Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Owszem, moja córka pyskuje tak samo jak i ja, ale są pewne granice przyzwoitości. Tacy klienci zdarzają się nam 2-3 razy do roku.
- Wiecie co, drogie panie, w waszym wieku takie kłamstwa... Dostała pani trzy ćwiartki cytryny na talerzu, powiedziała pani, że nie może ich wycisnąć, bo ubrudzi ręce. Jedno pytanie - jak pani obrała krewetki nie brudząc palców? Od półtora roku jest z tą panią jeden i ten sam problem, zawsze się awanturuje o głupią cytrynę - wtórował kucharz.
Córka właścicielki przyznała, że rzuciła kartą, ale tylko raz, na stół, i na pewno nie w trafiła w ręce klientki, zaś słowa o nie obsługiwaniu pani Barbary i jej znajomej, jeśli już, to wypowiedziała w emocjach.
- Chciałam wytłumaczyć tej pani, że za cytrynę należy się dodatkowa opłata. I tak dostała trzy kawałki za darmo. Gdy mam z nią styczność, dostaję biegunki.
- Gdybym zamówiła np. rosół, też musiałbym dodatkowo płacić za pietruszkę, pieprz czy maggi? Ale w porządku, ja zapłaciłbym, proszę mi wierzyć, nawet za kilogram tej cytryny, żeby tylko podano mi ją tak, jak prosiłam. Obsłudze tej restauracji brakuje profesjonalizmu i kultury. Moja noga więcej tam nie postanie - kończy pani Barbara.
Szefowa restauracji klientek przepraszać nie zamierza.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze