Artykuły
Interwencja: Finansowy przekręt czy pomówienia?
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Czwartek, 24 - Styczeń 2013r. , godz.: 09:29
Prudnicka policja sprawdza, czy pieniądze z opłat za gaz, prąd czy telefon, wnoszone do jednego z punktów w Prudniku, aby przypadkiem nie trafiają tam gdzie nie powinny. Poszkodowani twierdzą, że ktoś je zgarnia do prywatnej kieszeni. Oskarżana kobieta zarzuty odpiera. Tymczasem kryminalni apelują o zgłaszanie w komendzie każdego podejrzenia o tego typu przestępstwo.
Pan Zygmunt zazwyczaj opłacał rachunki na poczcie. A na poczcie, jak to na poczcie, wiadoma sprawa - swoje trzeba odstać. Chcąc uniknąć kolejek i tym samym zaoszczędzić na czasie, prudniczanin skusił się na ofertę nowo otwartego pośrednictwa finansowego w centrum miasta. Teraz puka się w czoło, żałując tamtej decyzji.
- We wrześniu ubiegłego roku dostałem pierwsze wezwanie do zapłaty zaległych należności za prąd. Zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe? - opowiada "TP" mężczyzna.
Mimo opieczętowanego dowodu wpłaty pan Zygmunt u swojego dostawcy energii elektrycznej niczego nie wskórał.
- Usłyszałem tylko, że ich to nie interesuje. Że skoro pieniędzy nie ma na ich koncie, to znaczy, że nie opłaciłem rachunku - kontynuuje.
W grudniu sprawa zaszła jeszcze dalej - nasz rozmówca otrzymał pismo od firmy windykacyjnej. Pod groźbą wstrzymania dostawy prądu, uregulował zobowiązania, płacąc drugi raz za ten sam okres!
- W międzyczasie okazało się, że wina leży po stronie właścicielki tego "wspaniałego" punktu pośrednictwa - twierdzi.
Trzy tygodnie później listonosz doręczył panu Zygmuntowi kolejne wezwanie do zapłaty od "Tauronu", tym razem za miesiąc październik. I choć tak jak poprzednio - stempel na blankiecie nie pozostawiał wątpliwości, pieniądze tam gdzie trzeba nie dotarły.
- Nie dotarły, bo kobieta, która przyjmowała moje rachunki, "kręci wałki", a klientom - podobne problemy mieli z nią moja siostra i znajomi - wciska bajki o awarii sprzętu, bałaganie w księgowości firm docelowych itp. Już czterokrotnie oddawała mi pieniądze po moich interwencjach i ostrzeżeniach, że doniosę na nią do prokuratury. Za każdym razem do ręki, bez żadnego pokwitowania! Ostatnio nawet przez osobę trzecią! Z moich wyliczeń wynika, że "Tauronowi" jestem jeszcze dłużny ponad 100 zł, niebawem pewnie przyjdą do mnie kolejne wezwania.
Właścicielka punktu przyznaje się do błędów, ale zarzuty o działaniu z premedytacją stanowczo odpiera.
- Inni też się mylą, gdzie indziej też są reklamacje. Ile ich mam? Góra 2-3 tygodniowo. Wystarczy czeski błąd - przestawić jedną cyfrę przy ręcznym wprowadzaniu numeru, by pieniądze trafiły na niewłaściwe konto. Czasem odhaczy się przelew, który faktycznie nie został jeszcze zrealizowany, bo ktoś w tym czasie przyjdzie, zagada. Ale ja jeszcze nigdy klienta nie odesłałam z "kwitkiem". Zawsze naprawiam błąd, który wychodzi ode mnie. Żeby klient nie miał problemów i nie czekał, zwracam gotówkę z własnej kieszeni, włącznie z ewentualnymi odsetkami. Potem sama odkręcam wszystko i odzyskuję pieniądze. Kiedyś nawet rata jednej pani poszła do całkiem innej firmy i oddali mi po jakimś czasie - tłumaczy. - Warto też wiedzieć, że np. w "Tauronie" występuje problem z księgowaniem, jeśli na przelewie nie ma wpisanego numeru blankietu. Przekonałam się o tym na własnej skórze, gdy przyszło mi upomnienie za brak wpłaty za prąd i mój prywatny rachunek płaciłam na poczcie. Kiedyś tydzień szukałam 800 zł klienta, okazało się, że był zaksięgowany w "Tauronie" na jakimś koncie nierozksięgowanym.
Kobieta twierdzi także, że z panem Zygmuntem jest już "na czysto", a jego kolejne roszczenia uznaje za bezzasadne.
- Jeżeli będzie mnie dalej nachodził i oczerniał, to ja z tym panem inaczej to sobie załatwię. Zgłoszę sprawę komu trzeba. Nie pozwolę sobie na takie traktowanie. To, co mu miałam zwrócić, zwróciłam. W jednym przypadku za telefon, w drugim za prąd. W sumie dwa razy.
Oszukanych ma być więcej, wśród nich m.in. pani Irena, która końcem listopada, dwa tygodnie przed upływem wyznaczonego terminu, w owym punkcie zapłaciła za gaz - teraz PGNiG "ściga" ją za zaległości. Podobne problemy z gazownią ktoś "zafundował" także pani Krystynie. Część z tych ludzi złożyła zawiadomienie na policji, część machnęła ręką.
- Prowadzimy postępowanie w sprawie oszustw, których miała rzekomo dokonać jedna z firm pośrednictwa finansowego działająca na terenie powiatu prudnickiego - potwierdza st. sierż. Andrzej Spyrka, oficer prasowy KPP w Prudniku. - Zwracamy się z prośbą do poszkodowanych o zgłaszanie w komendzie każdego takiego przypadku - apeluje.
- Nie mam się czego obawiać. Ja nie kradnę! - kontynuuje ze stoickim spokojem pani Wiesława. - Wielu klientów jest z moich usług zadowolonych, niektórzy są mi nawet wdzięczni. Na przykład wczoraj przyszedł do mnie klient i przy panu K. (Zygmuncie - red.) dziękował mi, że mu załatwiłam sprawę, i jeszcze kawę przyniósł. Posiadam dziewiętnastoletnie doświadczenie w księgowości.
Pan Zygmunt po przykrych doświadczeniach rachunki reguluje wyłącznie przez Internet. To najpewniejsza forma zapłaty. W dodatku kosztuje grosze lub - w zależności od banku - jest całkowicie wolna od prowizji.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Interwencje
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze