Artykuły
Moim zdaniem - Szonów: Ksiądz i wierni grają w jednej drużynie
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 16 - Styczeń 2013r. , godz.: 10:35
Media lokalne i ogólnopolskie obiegł ostatnio temat proboszcza z Szonowa, który przy okazji pogrzebu wypomniał zmarłej alkoholizm, używając dosadnych określeń. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka zaniedbanych w tej sprawie wątków.
Ks. Walenty Kozioł popełnił błąd. Kazanie pogrzebowe nie jest dobrym momentem na przypominanie błędów zmarłego. Gdyby kapłan wyraził swoją myśl w sposób bardziej ogólny, sugerując np. szczególną potrzebę modlitwy za tę osobę, być może odbiór społeczny byłby inny. Jednak posłużenie się odniesieniem do serialu "Świat według Kiepskich" lub użycie określeń typu "jakie życie, taka śmierć" to uderzenie z grubej rury. Nawet, jeśli jest to prawda, trudno znaleźć osoby, które w dniu pogrzebu gotowe są taką prawdę usłyszeć, zwłaszcza publicznie.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by ksiądz (oczywiście jeżeli zbudował najpierw odpowiednie zaufanie wśród swoich podopiecznych), porozmawiał z rodziną czy przyjaciółmi zmarłego o jego błędach. Warunków jednak jest kilka; po pierwsze, musiałby zrobić to po pewnym czasie, gdy emocje już nieco ostygną, po drugie - prywatnie, a po trzecie - z dużym wyczuciem, pamiętając, że celem nie jest napiętnowanie kogokolwiek, lecz dbanie o to, by inni ludzie mogli podobnych błędów uniknąć. Ważne jest też okazanie wsparcia rodzinie i przyjaciołom zmarłego, zintegrowanie się we wspólnej modlitwie za osobę, która odeszła.
Ksiądz z Szonowa najwyraźniej uznał, że jego pozycja w lokalnej społeczności jest na tyle silna, że może pozwolić sobie na tak twardą formę moralizowania. Niestety, nie te czasy. Dziś bardzo wiele osób patrzy kapłanom na ręce i tylko przez nielicznych duchowny traktowany jest automatycznie jako autorytet. Przyjęło się raczej twierdzić, że to Kościół (rozumiany w tym przypadku wąsko, jako ogół kapłanów) musi zabiegać o wiernych. Gdy ksiądz popełnia błąd, pada znamienne twierdzenie: taki ktoś zniechęca do Kościoła, przez niego wiele osób (zwłaszcza młodych) może odejść ze wspólnoty. W takim postawieniu sprawy kryje się jednak pewne niebezpieczne założenie: wierni są tak słabi w swojej religijności, że trzeba się ciągle do nich zalecać, gdyż wystarczy jeden duszpasterski "wybryk" i odejdą. Miejmy nadzieję, że tym razem tak nie będzie.
Poza tym, wierni są współodpowiedzialni za to, jakich mają kapłanów. Rozmowa z proboszczem, próba pouczenia, udanie się do biskupa - to działania jak najbardziej solidarne, w końcu katolicy (świeccy plus duchowieństwo) grają w jednej drużynie i ostatecznie chodzi o to, by ją wzmocnić. Żeby wygrywała.
Chciałbym więc wierzyć, że do pozamedialnych środków wierni sięgnęli tu z równym zaangażowaniem. Bo, jak to zwykle bywa ze sprawami kościelnymi w mediach, merytoryczna dyskusja nad problemem proboszcza (która jest jak najbardziej potrzebna) prędzej czy później ustępuje miejsca uogólnieniom i dopompowywaniu całej sprawy. A trzeba przyznać, że zachowanie księdza zalicza się do egzotycznych, nie powszednich. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze