Artykuły
List Jana Dolnego: Hamburczyk krytykuje Prudnik
Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 16 - Styczeń 2013r. , godz.: 09:49
Jan Dolny z Hamburga, uhonorowany odznaczeniem "Zasłużony dla miasta i gminy Prudnik" oraz statuetką Wieży Woka, krytykuje współczesne oblicze miasta.
Podczas mojego - być może już ostatniego - spaceru po Prudniku, poczułem że do tej pory moje postrzeganie Prudnika było nieszczere, bo chciałem je widzieć pięknym. Zawsze wypierałem myśl, że to miasto w rzeczywistości nie posiada żadnych szans na lepszą przyszłość - pisał w grudniowym numerze niemieckiego pisma byłych mieszkańców ziemi prudnickiej Jan Dolny. Urodzony w Większycach hamburczyk w swoim artykule tłumaczył czytelnikom, swoje powody zakończenia ponad 5-letniego cyklu publikacji, poświęconych współczesnym wydarzeniom na ziemi prudnickiej. Na podstawie lektury "Tygodnika Prudnickiego" przygotowywał serwis informacji - z reguły tych pozytywnych - dotyczących wydarzeń w okolicach Białej, Lubrzy, Głogówka i Prudnika. Jak sam przyznawał, artykuły cieszyły się ogromnym zainteresowaniem niemieckich Prudniczan, ciekawych tego, jak zmieniają się ich rodzinne okolice. To była swego rodzaju walka ze stereotypami. Pismo powstało na potrzeby - według niemieckiej terminologii - wypędzonych, którzy poprzez gazetę zachowywali w pamięci przeszłość swojego heimatu i - nie ma co ukrywać - część wierzyła, z czasem coraz mniej, że wróci na Śląsk. Obok wspomnień nostalgicznych, Niemcy dokładnie opisywali tragiczne wydarzenia 1945 r. i represje ze strony Sowietów i Polaków. W gazecie publikowano zdjęcia powojennych, zrujnowanych i przez wiele lat nieodbudowywanych miast ziemi prudnickiej. Kury chodzące po Rynku w Białej, krowy pasące się wśród opalających się Polaków nad rzeką Prudnik przy muzeum - takie fotografie można było zobaczyć w miesięczniku. Relacje z nielicznych wypraw za "żelazną kurtynę" na ziemię prudnicką nie były przychylne dla Polaków. Było to spojrzenie stereotypowe, ale częściowo uzasadnione. Centralnie sterowana gospodarka w totalitarnym państwie robiła swoje, a z każdym rokiem zapóźnienie cywilizacyjne Polski w stosunku do Zachodu było coraz większe.
Po 1989 r. wraz z otwarciem granic i upadkiem systemu komunistycznego w Europie, nastąpiła zmiana również w niemieckiej gazecie. Zaczęły pojawiać się informacje o partnerskiej współpracy samorządów, materiały mniejszości niemieckiej. Jednak dopiero cykl artykułów Jana Dolnego był kompleksowym spojrzeniem na ziemię prudnickiej z punktu widzenia jej teraźniejszości. U progu 2013 roku coś pękło... Jan Dolny kończąc swój cykl napisał o Prudniku, jako podupadającym miasteczku, smutnym, zaniedbanym, z reguły z nietrafionymi inwestycjami finansowanymi z UE, bez szans na obwodnicę w najbliższej dekadzie, mostem którego remontu nie udało się dokończyć w wyznaczonym terminie, ruinami "Froteksu" i wysokim bezrobociem. Do neustadterów Dolny wysłał sygnał, że z Prudnikiem nie jest tak dobrze, jakby to wyglądało z perspektywy oficjalnych przemówień władz samorządowych partnerskich miast.
Poprosiliśmy Jana Dolnego o wyrażenie opinii na łamach "Tygodnika Prudnickiego". Oto fragmenty jego listu skierowanego do naszej redakcji. Zapraszamy czytelników do dyskusji. Zgadzacie się z Janem Dolnym, czy wręcz przeciwnie, uważacie że jego krytyka wobec nie tylko władz samorządowych, ale ogólnie wobec prudniczan, jest przesadzona, a może niesłuszna.
Bo drugi raz nikt tu nie przyjedzie
Nie piszę, że Polacy nie umieją zadbać o Śląsk, ale że prudniczanie dopuścili do tego, że ich miasto "wygląda jak wygląda" - pisze Dolny. - Jeśli to się nie zmieni, to żaden turysta nie przyjedzie do Prudnika po raz drugi. Proszę, nie brać pod uwagę gości zaproszonych przez władzę. Oni na pewno bardzo chętnie przyjadą do Prudnika, tak jak wasi włodarze równie chętnie wybierają się do miast partnerskich. Za darmo, dlaczego nie? Pytam się tylko dlaczego robi się takie turystyczne wycieczki, i się wzajemnie chwali tym jak wiele dla przyjacielskich kontaktów zrobili. A gdzie są dla zwykłych mieszkańców Prudnika efekty tych wieloletnich juz starań?
Burmistrz Northeim powiedział kiedyś podczas swojego służbowego pobytu w Prudniku, że miastu przydałby się jeszcze jeden hotel. Może dlatego władze miasta wszystko zrobiły aby w gminie Prudnik powstały nawet dwa? Czy wasi przedstawiciele w ratuszu i radzie miejskiej zastanowili się choćby przez chwilę, że nie wystarczy zbudować nowy hotel, że on musi mieć co najmniej 75-procentowe obłożenie rocznie? Rocznie! Inaczej to bankrut. Podziwiam szczerze Edmunda Kurpeta, właściciela hotelu "Oaza", jak on sobie od lat daje radę. Na dodatek jest jeszcze sponsorem dla sportowej młodzieży. Ale to jego tajemnica i dobre serce! Harald Kühle, burmistrz Northeim, proponując Prudnikowi nowy hotel zapomniał jednak powiedzieć, że nawet do cudownego Northeim przyjeżdża coraz mniej turystów i że w ubiegłym roku kasa miejska wyglądała bardzo marnie, można powiedzieć, że stała na skraju bankructwa. O takich sprawach zapewne "partnerzy" nie rozmawiają. Prasa niemiecka obszernie o tym pisała. Doszło do tego, że nocą musieli wyłączać latarnie, bo nie było pieniędzy na prąd.
Cóż, od prawie roku hotel-schronisko w byłym budynku koszar stoi. Byłem tam, robiłem zdjęcia i miłe panie oprowadziły mnie po nim. Przyznam się - i to tym paniom powiedziałem - że obiekt jest bardzo dobrze wyposażony, na średnią, europejską klasę i że ceny noclegów są śmiesznie niskie. Z tego wnioskuję, że miejska kasa co roku będzie musiała do niego dokładać. Czy wasi radni, głosując ten projekt zastanowili się nad tym? Wasza komisja rewizyjna?
Ludzie! Kto będzie przyjeżdżał do Prudnika i nocował w tym hotelu? Przepraszam, podczas mojego ostatniego pobytu w Prudniku poznałem takich ludzi, z Northeim. Na moje pytanie, dlaczego tym razem nie wybrali "Oazy" jak to zawsze robili, odpowiedzieli że tutaj jest taniej. Co by na to powiedział pan Kurpet? Ale nie, to przecież nie hotel, tylko Szkolne Schronisko Mlodzieżowe w Prudniku, dofinansowane ze środków Unii Europejskiej. To znaczy, że również z moich podatków. Może znajdę kiedyś czas, żeby na ten temat porozmawiać z jednym z przedstawicieli Hamburga w Brukseli. Miał być hotel, ale po przetargach, nie znalazł się człowiek, który widziałby finansowy sens w jego prowadzeniu, a przecież biznes polega na tym, by ryzykować, pracować i zarabiać. Wasi włodarze zaryzykowali, ludzie mają pracę w schronisku, ale wątpię czy kiedykolwiek zarobi na siebie.
Co zobaczy człowiek, który wieczorem wyjdzie na spacer przed schronisko młodzieżowe? Zniszczone, podobne do starych więzień budynki byłych koszar. Wybite okna, zdemolowane wnętrza, rozbite drzwi... okropnie. Czy w Niemczech tego nie ma? Nie! Nikt w takim otoczeniu hotelu by nie budował, myśląc o rozruszaniu turystyki.
Nieco w tyle ulicy Włskiej znajduje się już od wielu lat opuszczony gmach koszar. Właścicielem jest, jak się dowiedziałem, obywatel Włoch. Może dlatego ulica tak właśnie się nazywa? Kiedy po raz ostatni wasi radni pytali o ten budynek?
Nie było zainteresowania
Przed paroma laty - z okazji wydania polskiej wersji "Historii miasta Prudnika" Augustyna Weltzla - zaprosiłem do Hamburga małą delegację z Prudnika: panią Urszulę Rzepielę, Zbigniewa Pikułę (wówczas wiceburmistrza) i Kazimierza Porczaka. Odbyła się wówczas rozmowa między nimi a polskim konsulem generalnym w Hamburgu i burmistrzem Hamburga-Śródmieścia, podczas której strona niemiecka zaproponowała szersze kontakty, rzeczową współpracę w konkretnych sprawach. Myślę, że pan Pikuła nawet nie wspomniał o tym w Prudniku, a miasto nie skorzystało z szansy, by się czegoś dowiedzieć, może nauczyć. Trudno...
Dobrze zarobić
Wysokie dochody w samorządzie, które rzeczywiście bardzo mnie denerwują, to są chyba tylko w Prudniku. To naprawdę małe miasto, ale jest w nim masa samorządowców i urzędników, wobec których trudno byłoby uwierzyć że jest im ciężko. Pewna dziennikarka, wspólnie ze mną przeliczyła 100.000 złotych brutto rocznego dochodu jednego z prudnickich urzędników na euro. Wyszło jej 25.000 euro. To jest niezbyt wiele. Gdy jej jednak wytłumaczyłem że w Prudniku żyją moi dobrzy przyjaciele, którzy w moim wieku, po długiej pracy, dostają co miesiąc do ręki około 750 zł, wówczas zrozumiała moją irytację. Te zarobki są stanowczo za wysokie. Jaka jest praca w samorządzie w porównaniu do ludzi, którzy pracują gdzieś indziej i nie mają takich dochodów? Co do radnych, to w takim małym mieście bycie nim powinno być zaszczytem i tę funkcję należałoby sprawować honorowo. U nas, w Niemczech ludzie tak samo myślą, ale radni też diety biorą. Dlatego jestem osobiście dumny z tego, że podczas moich 12 lat pracy jako radny w radzie dzielnicy Hamburg-Śródmieście (120 tys. mieszkańców) zrezygnowałem ze swojej diety. Ze względu na przepisy, to co otrzymywałem, przekazywałem dla Domu Kultury w naszej dzielnicy, Towarzystwa Opieki nad Grobami Ofiar Wojennych (też w Polsce) oraz Towarzystwa Opieki Społecznej. Jeszcze dwa lata temu byłem taki "hojny", ale z tego powodu biednym się nie stałem, lecz dumnym i szczęśliwym człowiekiem! Miałbym propozycję dla osób, które tak się krytykuje za ich "zarobki". Może by wszyscy złożyli się na postawienie paru ławeczek wzdłuż ścieżki prowadzącej do pomnika Eichendorffa? Niektórzy turyści, na których tak bardzo liczy Prudnik, są już sędziwego wieku i często muszą odpoczywać. Obiecuję, że dołożę się do tej zbiórki i ufunduję jedną ławkę!
Czy Prudnik się zmienił od 1989 roku
Co sądzi Jan Dolny o zmianach jakie dokonały się w wyglądzie Prudnika od 1989 roku?
Ulice w Prudniku zaniedbane wegetują od kilkudziesięciu lat. Gdzie są te małe kroki, które powodowałyby, żeby te zaniedbania znikły? Dwa nowe "hotele“, dwa inkubatory, willa Fränklów... Nie wiem, kiedy znów przyjadę do Prudnika, i czy w ogóle, ale jestem pewien że na ulicach nic się nie zmieni, a na tych "hotelach" i inkubatorach czytać będę, że są dofinansowane ze środków Unii Europejskiej. Co będzie, gdy Unia więcej tych środków nie da?
Z tych pomysłów najlepszy dotyczył schroniska w Wieszczynie. Byłem pełen podziwu dla tego projektu, podobnie jak czytelnicy "Neustädter Heimatbrief". Przemiła pani Haimerl, i jej rodzice, byli właścicielami tej restauracji i domu wypoczynkowego.
Nie miałem wątpliwości, że to właśnie tutaj Prudnik będzie dobrze zarabiać. Miałem nawet w planach organizację tutaj wycieczek, bo to idealne miejsce dla starszych ludzi, którzy potrzebują spokoju i ładnych okolic na spacery. Ale dla takiego przedsięwzięcia trzeba mieć ludzi, którzy umieją rozpropagować to, co posiadają. Tymczasem ja nie widzę osób, które dbałyby o turystyczny rozwój Prudnika.
Dlaczego żaden z Waszych burmistrzów, radnych, urzędników nie zwrócił się w tej sprawie do "zasłużonego dla miasta i gminy", żyjącego w Hamburgu Jana Dolnego? Goniłbym wtedy od jednego biura turystycznego do drugiego. Odwiedziłbym domy spokojnej starości, wspomniałbym o tym w czasopiśmie "Dialog". Jest tyle możliwości i nic by Was to nie kosztowało i - nie gwarantując sukcesu - wszystkiego bym próbował. Jestem szczerze smutny, że Prudnik przegapił taką szansę. A teraz przemieniono moje nadzieje w Szkolne Schronisko Młodzieżowe w Prudniku. Byłem tam i byłem zachwycony przemianą tego budynku, tak samo jak pani Haimerl, której wysłałem mnóstwo zdjęć. Ale widziałem też wyposażenie skierowane do młodzieży. Oczywiście cieszę się z tego, że młodzi ludzie będą mieli możliwość przebywania w najpiękniejszej części powiatu, ale dla mnie to już "spalona sprawa". Przede mną cennik z sumami na kieszeń młodzieży. Dla dorosłej, zarabiającej osoby jednak śmiesznie tanie! Najdroższy pokój 1-osobowy z łazienką to 40 zł razy 30 dni to 1200 zł miesięcznie. Do tego można doliczyć 46 zł za wyżywienie, co łącznie daje w sumie 2500 zł (625 euro) za możliwość przebywania w najpiękniejszej okolicy. Mam jednak swoje zasady i nie będę zabierał miejsca młodym ludziom. Ale też nie chce mi się wierzyć, że za takie ceny schronisko wyjdzie na swoje, a wręcz przeciwnie, będą długi. Czy komisje w Radzie Miejskiej przedyskutowały już ten problem?
Dlaczego zanim rozpoczęto budowę hoteli nie przeprowadzono badań, czy one będą miały rację bytu? Może tylko dlatego, że Bruksela tak łatwo rozdaje pieniądze? Dobrze by było, żeby Prudnik zrobił sobie reklamę w Brukseli dla europejskich parlamentarzystów i zaprosił ich tutaj na wypoczynek, w dowód uznania, że środki unijne przekazali na taki piękny budynek. Ale proszę kasować odpowiednie pieniądze za noclegi, bo ich na to stać!
Interes miasta jest również ważny
Co myślę o inkubatorach przedsiębiorczości? Macie doskonałego człowieka w urzędzie, który potrafi ściągnąć do Prudnika dużo środków finansowych z Unii Europejskiej. Mam nadzieję, że inkubatory staną się podstawą dla rozwoju wielu ludzi w Prudniku. Mam nadzieję, że będą zarabiać i płacić podatki. To byłoby idealne rozwiązanie dla miasta. Widząc jednak puste, zniszczone domy w mieście, sklepiki których wygląd sprawa wrażenie, że ledwo istnieją, punkty handlowe z tanią odzieżą na Rynku, wiem że i inkubatory władza będzie "sprzedawać", i że to będzie wielki sukces dla Prudnika i tylko nadzieja. Pytam jednak, dlaczego tym 35. nowym lokatorom inkubatora nie dano wcześniej możliwości spełnienia ich zawodowych marzeń w innych miejscach miasta? Może dlatego, że nie znaleźliby się ludzie, których stać byłoby na opłacenie czynszów po cenach rynkowych? 2 złote za metr kwadratowy... znowu napiszę to samo, przecież to śmieszna cena! I to przez pierwsze trzy lata działalności! Nie do wiary!
To dobrze, że władze miasta mają dobre serce dla mieszkańców, ale korzyści dla miasta również są ważne. Jeżeli przy Placu Zamkowym do użytku oddana została powierzchnia 1500 m kw., za które miasto otrzyma po 2 złote za jeden metr, to razem będzie to 3000 złotych miesięcznie, rocznie 36000, a za trzy lata 108000. Pytam więc, co z tego będzie miało miasto? Przez te trzy lata będą wydatki, opłacenie pracowników gminnych, wykonanie drobnych remontów. Czy władze miasta przekazały radnym, mieszkańcom - dokładną kalkulację adaptacji i funkcjonowania inkubatorów? W Tygodniku Prudnickim, poza ogólnikowymi informacjami na temat projektu, nie mogłem nic na ten temat przeczytać.
Moim zdaniem przy Pl. Zamkowym powinno znajdować się Starostwo Powiatowe. W centrum miasta, z przyjazną dla mieszkańców lokalizacją w centrum miasta. Może dzięki temu władze i ważni urzędnicy na co dzień byliby bliżej mieszkańców ul. Chrobrego i w ten sposób lepiej poznaliby ich problemy.
Podobno z roku na rok ubywa nieodnowionych kamienic w Prudniku. Być może chodzę nieodpowiednimi ulicami, ale widziałem zbyt wiele domów, które nie miały do czynienia ze świeżą farbą od 1957 roku, kiedy opuściłem Prudnik. Jak wyglądają kamienice w najbliższej okolicy inkubatora? W moich czasach w byłym browarze Heidricha przy ul. Królowej Jadwigi znajdowała się centrala ogrodnicza, tam też krótko pracowała moja mama, a my sprzedawaliśmy tam agrest zebrany w naszym ogródku. Były nawet przyzwoite warunki do pracy, teraz jest ruina. W tamtych czasach ulica Młyńska nie wyglądała tak źle jak obecnie.
Drugi inkubator w byłym kinie "Wyzwolenie". To miejsce, które mile wspominam, bo niesamowitą frajdę sprawiały nam niedzielne seanse o godz. 14.00. Kino było zawsze przepełnione. Nie można było w tym obiekcie zrobić dobrego klubu młodzieżowego z jedną albo dwiema salami kinowymi na 20-30 osób, miejsce gdzie młodzież mogłaby się wyszaleć do godz. 22.00? W innych salach mogłyby powstać punkty z poradą dla ludzi ubogich, starszych, ogólnie osób potrzebujących pomocy. Może znalazłoby się miejsce dla klubów partyjnych? Działacze na własne uszy usłyszeliby z jakimi problemami borykają się prudniczanie. Czy wiążę jakieś nadzieje z tym inkubatorem? Może tylko taką, że elewacje budynków dookoła pokryte zostaną nową farbą.
Żeby Rynek tętnił życiem
Czy jest coś, co sprawiłoby, żeby moja opinia o Prudniku i okolicy uległa poprawie? Życzyłbym sobie, by nasz Rynek i domy dookoła tak się prezentowały, jak na folderach i w komiksach, dofinansowanych z UE, żeby to miejsce cały czas tętniło życiem, a nie tylko kilka razy w roku. W jednym z odcinków moich "Śląskich przygód" pisałem o naszej wycieczce do Krnova. Pisałem, że było to dla nas przejście z czarno-białego filmu w kolorowy, tak bardzo różnią się oba miasta. Tymczasem Czesi mieli takie same warunki jak Polacy po wojnie i po powodzi w 1997 roku. Dlaczego miasto pełne jest kwiatów, dlaczego domy są świeżo pomalowane, dlaczego świat jest tam taki kolorowy? Ale wcale nie musimy jechać tak daleko. Wiem, że Głogówek konkuruje z Prudnikiem, tak było zawsze w historii. Ale dlaczego Rynek w Głogówku jest tak atrakcyjny dla amatorów fotografii, a prudnicki plac razi witrynami sklepów z nieciekawą ekspozycją. No i ten od lat pusty hotel, gdzie w końcu, po latach, udało się oczyścić szyby z pourywanych afiszy.
Rynek w każdej godzinie powinien być wizytówką Prudnika, a tak wygląda jak plac w wymarłym mieście, zwłaszcza w godzinach wieczornych. Ale może skończę już krytykować, bo jeszcze miasto zabierze mi wyróżnienie "zasłużonego".
Niewykorzystana biblioteka Thürka
Mam jednak parę pytań. Miasto swego czasu zapłaciło za transport prywatnej biblioteki Harrego Thürka. Mnóstwo książek leży w bibliotece, czy do tej pory zostały skatalogowane? Czy biblioteka przygotowała jakąś ofertę pod tym kątem mieszkańcom Prudnika, uczniom szkół wyższych w województwie, może w całym kraju? Przecież można przyjechać do Prudnika i zajrzeć do książek mojego przyjaciela, znanego niemieckiego pisarza, wydań napisanych w różnych językach. Słynny profesor z Opola często bywa w Prudniku, mógłby już dawno opowiedzieć w swoim środowisku o tym, co jest tutaj. Widział je na własne oczy.
Miało być lapidarium
Lapidarium zbudowane z uratowanych nagrobków dawnych prudniczan, o których tak wiele pisze Tygodnik Prudnicki, to propozycja sprzed kilku lat. Chodziłem po cmentarzu, ale nic takiego nie widziałem.
O tych i wielu innych sprawach chciałem porozmawiać z laureatami Wieży Woka, podczas mojej ostatniej wizyty w Prudniku. Niestety, już parę minut po zakończeniu udanej imprezy znikła nie tylko publiczność, ale i laureaci. Tymczasem chciałem szczerze przekazać im swoje myśli. Miałem nadzieję, że tym sposobem uda mi się coś jeszcze zrobić dla miłego mojemu sercu miasta.
Nadzieję straciłem wracając do hotelu nocną porą ulicą Piastowską obok pijaków. U nas, w Niemczech też są tacy ludzie, przede wszystkim obecnie w zimie, nierzadko mówiący po polsku. Ale tego wieczora w Prudniku widziałem wśród nich również sporo bardzo młodych ludzi, jeszcze dzieci. Zrobiło mi się żal mojego Prudnika.
Mój wnuk obchodził niedawno urodziny. Od lat mamy taką tradycję, że rodzice zabierają dzieci z ich przyjaciółmi z tej okazji do miejsca, gdzie maluchy do woli mogą się aktywnie bawić z pomocą różnych przyrządów, zabawek, gdzie rodzice mają czas na napicie się kawy i zjedzenie ciasteczka. Często są to byłem, stare hale upadłych fabryk. Dzieci i rodzice spędzają tam miłe chwile, a inwestorzy nieźle zarabiają i... płacą podatki! Dowiedziałem się, że takie miejsce powstanie niedługo w Prudniku i to jest pozytywna inwestycja. I takie rzeczy powinny wspierać władze, tak jak do się robi w Hamburgu.
Tak jak w Prudniku, również w Hamburgu upadło wiele dużych fabryk. Również u nas przez lata ich hale stały puste, ale nie dopuszczono do tego, żeby je w tak krótkim czasie zdemolować, jak te pofabryczne budynki "Froteksu" w Prudniku, zwłaszcza że są to obiekty zabytkowe. Najbardziej na tym powinno zależeć miastu! Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze