Artykuły
Śladem naszych artykułów: "Bonanza" już w więzieniu
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 16 - Styczeń 2013r. , godz.: 09:34
Prudnicki Sąd Rejonowy uchylił tymczasowy areszt wobec Ewy S. w związku z podejrzeniem o rozbój na dziecku. W międzyczasie - jak ustaliła nasza gazeta - 48-latka została bowiem prawomocnie skazana na karę pozbawienia
wolności za wcześniejsze wybryki i trafiła do zakładu karnego.
Śledczy w kilku odrębnych postępowaniach prowadzonych w ubiegłym roku oskarżyli kobietę o popełnienie kilkudziesięciu przestępstw i wykroczeń! Najsurowsza ze skumulowanych kar, jaką wymierzył jej sąd, to kara 1 roku więzienia. Pozostałe przewidują od 5 do 25 dni aresztu oraz tymczasowe ograniczenie wolności w postaci wykonywania nieodpłatnie kontrolowanych prac na cele społeczne. Wyroki skazujące dotyczą m.in. obrazy uczuć religijnych, wywoływania zgorszeń w miejscu publicznym, gróźb czy kradzieży. Oto kilka fragmentów zeznań świadków z kilku tomów akt w sprawach Ewy S. tylko z 2012 roku.
Wierny: Podczas nabożeństwa zaczęła tańczyć i używać słów wulgarnych w kościele. Następnie podeszła do modlących się dzieci komunijnych i skierowała w ich stronę środkowy palec. Dzieci były przerażone. Podczas procesji wokół kościoła zaczepiała jej uczestników, wyśmiewała ich, a także szydziła z księdza.
Sprzedawca: Dwie klientki ze strachu wyciągnęły portfel i dały jej po 2 zł. Pozostałe zwyzywała. W tym czasie do sklepu wszedł chłopczyk w wieku około 8 lat. Oglądał gazety. Ewa podbiegła do niego i wykrzyczała: kupujesz, albo wyp... stąd! Maluch przestraszył się i uciekł. Potem mi naubliżała od k..., szmat. Wezwani na miejsce policjanci także nie zrobili na niej wrażenia. K..., ja pier..., to znowu wy?! I tak mi nic nie zrobicie, możecie mnie w d... pocałować - mówiła do nich.
Przechodzień: Widziałem ją, jak szła chodnikiem ulicą Piastowską. Miała na sobie tylko kurtkę wiatrówkę - rozpiętą, sięgającą do pępka. Bielizny też nie miała, wszystkie jej części intymne było widać. Przed kościołem stało sporo ludzi, trwała akurat Msza św.
Sprzedawca: Kiedy odpowiedziałam jej, że nie palę, zażądała papierosów z regału. Zdarzyło się, że sięgnęła za ladę w sklepie i zabrała szklankę z kawą
Pracownik hotelu: Była brudna, brzydko od niej pachniało. Naga od pasa w górę chodziła po korytarzach hotelu. Nie reagowała na prośby o opuszczenie obiektu. Przysporzyła nam wiele kłopotów, ponieważ tego dnia odbywało się u nas wesele.
Sprzedawca: Od razu po wejściu do sklepu krzyczała: dawaj, k...! Raz przyszła do mnie z nożem kuchennym w ręku, ostrze miało ze 30 cm długości. Położyła go na ladzie i powiedziała, że chce jej się pić. Starałam się załagodzić całą sytuację, aby nie użyła tego noża. Odpowiedziałam jej: skoro chce się pani pić, to przyniosę wody z zaplecza. Ewa wówczas wpadła w szał, zdenerwowała się do takiego stopnia, że w jej ustach widziałam pianę. Zaczęła krzyczeć: pier... twoją wodę, mi się chce piwa. Innym razem przyszła z rurą metalową o długości ok. 70 cm, a jeszcze kolejnym z dużą kostką granitową w ręku. Znajome ze sklepu z naprzeciwka, jak widziały idącą ulicą "Bonanzę", zamykały się od środka.
Policjant: Wtedy usłyszeliśmy: nie mam czasu z wami stać, pier... to! Tak, wyżebrałam 2 zł, nie po raz pierwszy i nie ostatni, a wam ch... do tego!
Sprzedawca: Starsze kobiety płaciły rachunki. "Bonanza" zaczepiła je, domagając się od nich pieniędzy. Kiedy te jej odmówiły, ta chwyciła je za ubrania i zaczęła nimi szarpać, wypowiadając słowa: pożałujecie tego!
Ewę S. obciążył zeznaniami nawet jej konkubent, znany prudnicki kloszard Mieczysław G. Mężczyzna zdenerwował się, gdy ta rzucając pilnikiem wybiła szybę w drzwiach kuchennych w jego domu.
48-latka rzadko składa wyjaśnienia na policji, czy przed sądem, jeśli już, to nie przyznaje się do winy i sprawia wrażenie poszkodowanej.
- Byłam głodna, nie miałam co jeść. Nikogo nie wyzywałam. Słowa wulgarne to jest jakiś cygański język, a ja takiego nie używam. Niczego nie zniszczyłam. Nikomu nie groziłam. Ja naprawdę niczego złego nie zrobiłam.
W październiku po rozboju na 8-letniej dziewczynce "Bonanza" trafiła do opolskiego Aresztu Śledczego. Tam również mają z nią ogromne problemy.
- U osadzonej nasila się zachowanie agresywne w formie werbalnej i fizycznej wobec otoczenia: permanentne niszczenie przedmiotów, niekontrolowane wybuchy agresji, skrajne nieprzestrzeganie norm higienicznych, np. wydala kał, po czym używa swoich fekaliów do zabrudzenia celi mieszkalnej. Próby modyfikowania leczenia farmakologicznego nie wpływały na poprawę jej funkcjonowania - czytamy w piśmie dyrekcji zakładu. - Specyfika zaburzeń psychicznych obserwowanych u osadzonej stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa zdrowia i życia osób z jej otoczenia, zarówno współosadzonych kobiet, jak i funkcjonariuszy. Osadzona wymaga specjalistycznych oddziaływań, w tym psychiatrycznych, których nie można jej zapewnić w Areszcie Śledczym w Opolu.
Na wniosek prudnickiej prokuratury w Sądzie Okręgowym toczy się natomiast postępowanie o ubezwłasnowolnienie Ewy S. Tylko pomyślna decyzja pozwoli poczynić kolejne działania, także na drodze sądowej, o umieszczenie kobiety w lecznicy zamkniętej.
- W tej chwili czekamy na opinię biegłych psychiatrów, którzy uczestniczyli w wysłuchaniu tej pani - informuje naszą gazetę Ewa Kosowska-Korniak z biura prasowego SO. - Po wpłynięciu dokumentów będzie wyznaczony termin rozprawy. Trudno mi powiedzieć, kiedy to może nastąpić.
Wczoraj Ewa S. usłyszała kolejny wyrok skazujący. Relacja z rozprawy za tydzień. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze