Artykuły
Prudniczanie na emigracji: czy chcą wracać, jak im się powodzi, dlaczego wyjecha
Autor: STANISŁAW STADNICKI.
Publikacja: Czwartek, 20 - Grudzień 2012r. , godz.: 09:19
Nikt naprawdę nie wie, ilu mieszkańców ziemi prudnickiej na stałe wyjechało za granicę, ale każdy bez trudu wymieniłby wielu swoich znajomych, którzy opuścili nasze okolice i przenieśli się na zachód. Czy prudniccy emigranci żałują swojej decyzji i planują powrót? Jak żyje się im za granicami kraju?
Każdy z nas zna przynajmniej kilkanaście osób, które zostawiły swoje domy i wyjechały za granicę. Większość z ich za dobrą pracą, inni za poszukiwaniem szczęścia, chęcią rozpoczęcia nowego życia z dala od domu i problemów. Ta decyzja wymagała odwagi i samozaparcia, ale chyba wszyscy wierzyli, że wybierają dla siebie najlepszą drogę.
Opuścili swoje domy
Z osób, z którymi chodziłem do jednej klasy w szkole podstawowej i średniej, czy ze studentów, z którymi kończyłem uczelnię, została tylko przysłowiowa garstka. Około 80% moich znajomych z lat szkolnych wyjechało. Większość za granicę, a pozostali do takich miast jak Wrocław, Opole czy Warszawa.
Kiedy dziś chciałbym wybrać się ze znajomymi w góry, zagrać mecz na boisku, czy zwyczajnie pogadać, to miałbym z tym spory problem. Osoby w wieku 20-35 lat to prawdopodobnie jedna z najmniej licznych grup w naszym regionie. Nie umarli oni na żadną chorobę, oni po prostu opuścili swoje domy. Część na stałe, część na jakiś czas, a część osób nie wie ... na jak długo.
W czasach, w których szeroko mówi się o problemie demograficznym, dyskutuje się o tym, jak zapobiegać wyludnianiu naszego regionu, warto przyjrzeć się młodym prudnickim emigrantom. Dowiedzieć się kiedy i dlaczego wyjechali, i najważniejsze: czy planują wrócić?
Sprowadził rodzinę
- Z kraju wyjechałem już około 7 lat temu w czasie okresu wzmożonej aktywności emigracyjnej - wyjaśnia Łukasz, 29-latek pochodzący z Prudnika. - Początkowo nie planowałem tego, ale tak wyszło. - Miałem przerwę w nauce, właśnie otworzyły się granice i tym sposobem dołączyłem do znajomych, którzy byli już w Irlandii.
Łukasz po roku na Zieloną Wyspę sprowadził swojego tatę, a po dwóch mamę i brata. Tam poznał dziewczynę, co ciekawe osobę, która również pochodziła z Prudnika.
- Początkowo dojeżdżałem do niej 80 kilometrów, ale w końcu została moją żoną - uzupełnia prudnicki emigrant. - Dziś jesteśmy szczęśliwymi rodzicami córki Amelii.
Łukasz do Polski, do Prudnika, przyjeżdża tylko na wakacje. Mówi, że osoby mieszkające za granicą mają zupełnie inną mentalność niż Polacy, którzy sprawiają wrażenie ludzi zmęczonych życiem. Kiedy wchodzi do prudnickiego sklepu z uśmiechem na twarzy, to od razu przeraża go ponure nastawienie ekspedientek.
- W Polsce jeszcze dużo musi się zmienić - uzupełnia Łukasz. - Komfort życia za granicą jest zdecydowanie lepszy, nie ma takiego pośpiechu, nie mówiąc, że moja praca gwarantuje mi pełną stabilizację finansową. - Moje miesięczne wynagrodzenie to półroczna pensja ponurej ekspedientki w Polsce.
Jakub dla pieniędzy
- W naszym kraju nie mogłem znaleźć dla siebie pracy i około rok temu wyjechałem do Holandii - wyjaśnia na wstępie rozmowy Jakub, chłopak pochodzący z niewielkiej wsi leżącej kilkadziesiąt kilometrów od Prudnika. - Wiem, że w Polsce można dać radę i żyć zadowolonym, ale ja jakość nie znalazłem w naszym kraju dobrego miejsca.
- Ja z kolei wyjechałem za granicę nie dla pieniędzy, ale dlatego, że chciałem coś zmienić w swoim życiu - argumentuje Krystian, prudniczanin, który podobnie jak Kuba mieszka w Holandii. - Całe życie spędziłem w jednym miejscu, chciałem zmienić życie o 180 stopni i się udało.
Krystian potwierdza słowa Łukasza na temat mentalności ludności zamieszkującej obcy dla nas kraj.
- Wydaje mi się, że życie za granicą jest łatwiejsze niż w Polsce. - Tutaj wszystko jest stworzone dla człowieka, po to, by ułatwić mu życie.
Krystian sporo mówi o panującej w Holandii tolerancji.
- Poziom tolerancji, który jest w Holandii jest nie do osiągnięcia w Polsce. - Na każdym kroku spotykam uśmiechniętych ludzi, a jak ktoś ma problemy, to może liczyć na organy administracji, które na pewno mu pomogą i nie ma znaczenia, czy jesteś tubylcem czy obcokrajowcem.
Krystian brutalnie komentuje polską rzeczywistość.
- To strasznie dziwne, ale mój własny kraj nie daje mi możliwości, które zafundowała mi obca ziemia. - W Holandii potraktowano mnie jak swojego.
Tęskni za babcią
Wszystkie osoby, z którymi rozmawialiśmy, zgodnie podkreślają, że tęsknią do miejsca, w którym się urodziły. Jednak większość z nich do kraju przyjeżdża już tylko na wycieczkę.
- W Irlandii mam kontakt ze swoimi 15 najlepszymi znajomymi, do tego jest tutaj spora rodzina żony - wylicza Łukasz. - Jest familijnie i wesoło, zwłaszcza na święta. - W Prudniku została już tylko moja dalsza rodzina.
Krystian tęskni za babcią, która została w Prudniku. Jego najbliżsi znajomi są w Holandii i ma z nimi stały kontakt.
Życie za granicą ma też swoje wady. Dla Łukasza największymi są pogoda i brak polskich kobiet.
- Aura tutaj nie sprzyja no i jak wiadomo, najwięcej witaminy mają nasze panie. - Trzeba też dodać, że w Polsce ludzie mają różne upodobania, a tutaj mijamy jeden wielki szary tłum, ciężko znaleźć kogoś, kto się wyróżnia, a jeśli już taką osobę znajdziemy, to na pewno jest to Polak.
Z kolei Krystian i Kuba narzekają na to, że w Holandii spożywa się zupełnie inne potrawy. Brakuje im dobrego polskiego domowego jedzenia.
- Na szczęście w tym kraju można już trafić na sklepy ze stoiskami dla Polaków - wyjaśnia Kuba. - Bez trudu kupimy tam polski chleb, kiełbasę, a nawet piwo. - Co ciekawe najdroższe piwo w Holandii to piwo polskie.
Dziewczyna chce jednak wracać
Rozmówcom brakuje również tak zwanego "polskiego toku wydarzeń". Tęsknią za kolejkami do Totolotka, gdzie spotkało się dawno niewidzianego znajomego i można było z nim pogadać dosłownie o wszystkim.
Ale są wyjątki. Jakub bywa na wielu imprezach i podkreśla pewną integrację pomiędzy emigrantami różnych narodowości.
- Kiedyś z zakładu, w którym pracują osoby wielu narodowości, pojechaliśmy na dyskotekę. - Prócz nas Polaków był z nami między innymi Turek oraz Irakijczyk. - Na imprezie grano polską muzykę, były polskie trunki, a bawili się wszyscy, także Holendrzy.
Pracująca w omawianym lokalu ekspedientka wyjaśniła naszemu rozmówcy, że dla niej nie ma znaczenia jaka muzyka jest grana i kto się bawi. Jeśli wszyscy bawią się w zgodzie, to lokal zarabia, a klienci są zadowoleni.
- Nie da się ukryć, że Holendrzy mają Polaków za złodziei i pijaków, ale jak nas dobrze poznają, to traktują jak równych sobie - kończy rozmowę Kuba.
Kuba jeszcze nie wie, czy wróci do Polski. Podoba mu się za granicą, sprowadził do Holandii swoją dziewczynę. Jednak jego towarzyszka pragnie za jakiś czas wrócić do ojczyzny. Przed Kubą zatem ciężka decyzja, co dalej?
Polski kartofel
Kiedy pytamy innych rozmówców o powrót do kraju mówią:
- The world is a book, and those who do not travel, read only one page - cytuje Łukasz (Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę - św. Augustyn, przyp. redakcji).
Z kolei Krystian jest najbardziej dosadny:
- Nie planuję wrócić do Polski, nie mam po co - mówi. - Nawet jeśli sytuacja finansowa w naszym kraju się poprawi, to i tak pozostanie w polskiej mentalności tak zwany kartofel, który blokuje nas Polaków i nie pozwala wyrwać się ze szponów historii. - Powinniśmy pamiętać o naszej historii, ale każdego dnia musimy tworzyć nową, lepszą.
Nasi rozmówcy mówią, że w naszym regionie zostają tylko młodzi ludzie, którzy mieszkają z rodzicami. Pensja tych młodych ludzi, zwykle na poziomie najniższej krajowej, pozwala im przeżyć. Zauważają, że nawet w samym Prudniku jest ogromna dysproporcja w zarobkach, co też jest bodźcem, który przemawia ostatecznie za emigracją (nawet tymczasową).
Powrót dla tych, którzy poza Polską założyli swoje rodziny, jest teraz rzeczą ciężką, prawie niemożliwą. Prudniccy emigranci wyjechali za granicę w wieku 20-30 lat. Nie mieli zobowiązań i niewiele ryzykowali. Przez lata sytuacja ta się zmieniła. Ich zagraniczne korzenie są bardziej wrosłe w ziemię niż te polskie. Ich dzieci mówią już po angielsku, niemiecku czy holendersku.
Wyjazdy sezonowe
Ten artykuł porusza głównie sytuację osób, które obecnie przebywają za granicami kraju, ale nie jest to pełen obraz emigrantów. Spora grupa osób wyjeżdża do pracy sezonowo. Zarabiają pieniądze na ustalony wcześniej cel i wracają do kraju na kilka miesięcy, i tak w koło. Są też osoby, które wyjechały za granicę na kilka lat by zarobić na samochód, mieszkanie itp. Wracają do Polski i tutaj od nowa układają sobie życie. Jeśli się nie uda to wiedzą, że decyzja kolejnego wyjazdu nie będzie już taka trudna. Znają podstawy języka i mają kontakty.
Są też osoby, które przez pięć dni pracują za granicą, a do Polski wracają na wszystkie weekendy. Kochają oni Prudnik i okoliczne miejscowości, uwielbiają wypady na Biskupią Kopę, mecze w piłkę nożną z kolegami i nie wyobrażają sobie rezygnacji z tych elementów życia.
Wizja wysokich zarobków i możliwość rozpoczęcia nowego życia to silny argument, który przemawia za wyjazdem za granicę. Trzeba jednak wiedzieć, że nie każdemu się udaje. Osób, które z długami i wstydem wracają do swojego ojczystego miejsca pewnie też jest trochę, ale takie informacje zwykle skrywane są w tajemnicy.
Bo bańka pęknie
Kiedy 15 lat temu po niedzielnej Mszy św. wychodziliśmy z kościoła, to żartowaliśmy, że jesteśmy najmłodsi. Kiedy dziś wychodzimy z kościoła, to ten sam tekst dalej jest aktualny. Ci młodsi od nas są za granicą lub wyjechali do dużych miast.
100 lat temu ludzi w młodym wieku zabiła pandemia hiszpanki, dziś zabija ich coś, co trudno nawet nazwać. Można to zaliczyć do tak zwanej "polskiej degrengolady". Ludzie młodzi mają dużo energii, ambicji i planów, ale po skończeniu szkoły zderzają się z rzeczywistością, która podcina im skrzydła. Czytają o niespełnionych obietnicach naszych polityków i ich bezsensownych kłótniach. Słyszą jak likwiduje się im pociągi i kursy autobusowe do pracy oraz szkoły. Czytają jak podnosi się podatki.
Oczywiście. Całe grupy naszych mieszkańców zostają w kraju. Zakładają własne firmy, znajdują pracę, dokształcają się i spełniają swoje marzenia. Ale niestety problemu demograficznego nie można zamiatać pod dywan i udawać, że go nie ma. On jest i niestety jak bańka mydlana, robi się coraz większy. Oby nie było za późno, gdy ta bańka pęknie. Bo musimy pamiętać, że osoby, które teraz powinny mieć dzieci, to w wielu przypadkach faktycznie je rodzą, ale za granicą!
Imiona rozmówców zostały na ich prośbę zmienionePolecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Problemy społeczne
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze