Artykuły
Szansa na inwestycję: Biogazownia owszem, ale nie za wszelką cenę
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 12 - Grudzień 2012r. , godz.: 09:58
Jak pisaliśmy w poprzednim numerze, sesja Rady Gminy w Lubrzy z końca listopada przebiegła pod znakiem rozmów o ewentualnej budowie biogazowni na terenie byłej strzelnicy wojskowej w miejscowości Prężynka. - Przekonał nas pan, ale na razie to tylko słowa - skwitował radny Leopold Saska, gdy rozmowa z potencjalnym inwestorem dobiegała już końca.
Inwestycją zainteresowana jest warszawska spółka "Lindleya OZE". Firma ma zamiar kupić lub wydzierżawić teren, należący do Ryszarda Bilskiego i w ciągu nawet półtora roku postawić tam biogazownię. Jej funkcjonowanie wiązałoby się ze stworzeniem około 18 miejsc pracy oraz przyniosłoby gminie zysk z podatku, sięgający nawet 200 tys. zł w skali roku. Sama inwestycja kosztowałaby inwestora około 19 mln.
Prezes zarządu spółki Krzysztof Stano wyglądał na osobę, która nie obiecuje gruszek na wierzbie.
- Czego pan oczekuje od nas, jako rady gminy? - spytała przewodnicząca Elżbieta Szwadowska, przyzwyczajona już do rozmaitych próśb lub żądań ze strony inwestorów.
- Jedynie życzliwości - odpowiedział prostolinijnie Krzysztof Stano.
Stoi to w sprzeczności z wypowiedzią wójta Mariusza Kozaczka, który wcześniej zaznaczał (także w rozmowie z naszą gazetą), że konkretna potrzeba ze strony inwestora na pewno się pojawi. Chodzi mianowicie o zmianę miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Do tego właśnie potrzebna jest decyzja rady gminy, nowy plan wymaga przegłosowania.
- Obszar byłej strzelnicy w Prężynce to tereny przemysłowe. Biogazownia zalicza się natomiast do działalności rolniczej - mówi dla "TP" wójt Lubrzy. - Decyzję co do ewentualnej zmiany planu zagospodarowania przestrzennego podejmie rada gminy. Sprawa prawdopodobnie wyjaśni się podczas sesji planowanej na koniec grudnia.
Czy tak się stanie - nie wiadomo, radni mają sporo wątpliwości. Dali temu wyraz podczas listopadowej sesji, kiedy prezes Krzysztof Stano zakończył już swoją mowę i zaproponował, by zebrani zadawali mu pytania.
Żeby nie było niedomówień
- Czy firma zajmie się doprowadzeniem sieci dróg dojazdowych do biogazowni? - rozpoczął radny Stanisław Aleksandrowicz.
Lubrzański samorząd zdążył już się przekonać, że ustalenie pewnych zasad konieczne jest na samym wstępie. Chodzi o to, by inwestor nie cedował na gminie finansowania wstępnych elementów przedsięwzięcia, takich jak choćby wspomniane przez radnego wykonanie infrastruktury.
Przypomnijmy, teren byłej strzelnicy wojskowej w Prężynce został sprzedany Ryszardowi Bilskiemu jeszcze za kadencji poprzedniego wójta Stanisława Jędrusika. Spisano wówczas akt notarialny, z którego jednoznacznie wynika, iż gmina na wniosek inwestora oczyści teren ze śmieci i odpadów, a także dokona wycinki drzew. Dokument mówi także, iż samorząd na wniosek inwestora zmieni miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.
Obecny wójt nie zgadza się na taką schedę po swoim poprzedniku.
- Zmiana miejscowego planu nie może być dokonywana na wniosek inwestora. To autonomiczna decyzja rady gminy - podkreśla Mariusz Kozaczek. - Z kolei wycinka drzew czy usuwanie odpadów to poważne koszty. Na akcie notarialnym powinien więc znajdować się podpis skarbnika. A tak nie jest.
Wójt gotów jest nawet dowodzić nieważności aktu notarialnego przed sądem. Na razie jednak druga strona nie zdecydowała się przenieść sporu na wokandę. Wręcz przeciwnie, poszła nawet na pewne ustępstwo. Właściciel terenu Ryszard Bilski zadeklarował jakiś czas temu, że na własny koszt dokona wycinki drzew.
Tak czy inaczej, zarówno wójt jak i radni obawiają się, że inwestor (firma "Lindleya OZE") będzie dążył do respektowania warunków, zawartych w akcie notarialnym. Tak się jednak nie dzieje. Z wystąpienia prezesa Krzysztofa Stano podczas sesji wynikało, że gmina nie poniesie żadnych kosztów.
- Zajmiemy się doprowadzeniem infrastruktury oraz wykonaniem przyłączy energetycznych. Mamy na to przeznaczone środki - deklarował inwestor.
Nie wszyscy jednak uwierzyli mu na słowo.
- Chcielibyśmy otrzymać to na piśmie - wnioskował radny Zenon Drabik.
W odpowiedzi usłyszał tylko zdawkowe: "Nie ma problemu".
Kwestie zapachowe
Relacje z inwestorem oraz obecnym właścicielem terenu to jednak nie jedyne źródło trosk samorządu. Chodzi także o wpływ biogazowni na lokalne środowisko. Podobnie jak w przypadku wiatraków, jest to sprawa kontrowersyjna. Radni poruszyli temat dwóch zagrożeń (tudzież po prostu niedogodności) - smrodu i hałasu. Drugą z wymienionych wątpliwości udało się rozwiać dość szybko.
- Nowoczesne biogazownie nie hałasują - zapewnił Krzysztof Stano, dając do zrozumienia, że taką właśnie zamierza zbudować.
Gorzej natomiast z drugą przeszkodą - przykrym zapachem. Choć prezes przekonywał, że "nowoczesne biogazownie również nie śmierdzą" radni pozostawali sceptyczni.
- Trudno mi uwierzyć, że nie będzie fetoru - zarzekała się przewodnicząca rady gminy Elżbieta Szwadowska. - Weźmy np. fabrykę etanolu w Goświnowicach. Gdy przejeżdża się tamtędy czuć nieprzyjemny zapach, fetor kukurydziany.
- Kojarzę tę fabrykę - odpowiedział Krzysztof Stano. - Po prostu na pewne rzeczy nie mają tam środków. A one są potrzebne, by przykry zapach się nie rozprzestrzeniał. To, co będziemy wkładali do naszej biogazowni, zawiera organikę, więc rzeczywiście śmierdzi. Cały ten zapach zostanie wyciągnięty w trakcie fermentacji.
Prezes zarządu przekonywał też, że cały proces odbywa się w szczelnym zamknięciu. Metan jest gazem niezwykle szkodliwym dla środowiska, więc nie może być emitowany do atmosfery. Zostanie przechwycony i wykorzystany później jako energia cieplna czy elektryczna.
Przewodnicząca rady Elżbieta Szwadowska poprosiła też o wymienienie miejsc w okolicy, gdzie znajdują się biogazownie. Krzysztof Stano podał kilka przykładów z całej Polski. Były to w większości miejscowości o wdzięcznych nazwach: Drzonowo, Miesiączkowo czy Łęguty. Samorząd nie wyklucza wycieczki do przynajmniej jednej z tych miejscowości, na rozpoznanie terenu.
- Jeśli inwestycja na terenie byłej strzelnicy dojdzie do skutku, biogazownia będzie położona wysoko i w zachodniej części gminy, a wiatry wieją głównie od zachodu - obawia się wójt Mariusz Kozaczek. - Decyzja jest bardzo trudna.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze