Artykuły
40. rocznica śmierci Jana Cybisa: Wielki Pan z małej wioski
Autor: PIOTR BUJAK.
Publikacja: Środa, 12 - Grudzień 2012r. , godz.: 09:47
Wspomnienie o Janie Cybisie w 40. rocznicę śmierci.
Mąż Fridy Kahlo, meksykański artysta Diego Rivera, który tworzył między innymi na zamówienie amerykańskiego klanu Rockefellerów napisał swego czasu o Janie Cybisie: "Niewiele razy w swoim życiu doznałem tyle radości dzięki malarstwu (...). Cybis posiada rzadko spotykaną władzę obdarowywania przez swe malarstwo tym, co jest najlepsze w człowieku". W związku z przypadającą 40. rocznicą śmierci Jana Cybisa warto aby także mieszkańcy ziemi prudnickiej podjęli pewną refleksję nad jego losami.
Urodził się we Wróblinie
16 lutego 1897 r. w małym domu nad rzeką Stradunią we Wróblinie na świat przyszedł niejaki Johannes Cibis. Jego rodzice, podobnie jak większość ówczesnych mieszkańców zajmowali się uprawą roli. Działalność ta nie wystarczała jednak na zapewnienie godnego bytu oraz na pokrycie kosztów priorytetowej dla Cibisa seniora edukacji potomstwa. Stąd też ojciec Johannesa - także Johannes - był zmuszony do podejmowania rozmaitych prac dodatkowych. Zarabiał między innymi pracując jako stolarz, od czasu do czasu muzykował także w lokalnej kapeli.
Pierwszym krokiem na edukacyjnej ścieżce młodego Cibisa były lekcje łaciny pobierane u proboszcza parafii Naczęsławice - Hugo Hankego. Johannes rozpoczął nauki na plebanii w wieku 11 lat, celem umożliwienia sobie dalszej edukacji w gimnazjum. Zdążając na lekcje łaciny każdorazowo miał do pokonania około kilometrowy odcinek drogi łączący Wróblin z Naczęsławicami. Podążając wtedy malowniczą ścieżką miał okazję obcować z pięknymi widokami, które już na zawsze odcisnęły piętno na jego artystycznej duszy. Wieczorne powroty z zajęć napawały go jednak niemałym strachem, który powodowany był lokalnymi podaniami o zamieszkujących rzekę i okoliczne bagna stworach.
Kolor szary z różnych kolorów
Po osiągnięciu odpowiedniego wieku Cibis podjął w końcu naukę w gimnazjum w Głogowie. Był niezwykle sumiennym uczniem. Poznał tam swojego pierwszego mentora w dziedzinie sztuki. To wówczas nauczyciel Hans Bloch wprowadził go w tajniki malarstwa. Z nauczycielskim zacięciem mówił do Johannesa, że "kolor szary składa się z różnych kolorów nieszarych". Słowa te stały się dla młodego artysty jedną z maksym towarzyszących mu przez całe życie. Pobyt w głogowskim gimnazjum zaowocował także znajomością z hrabiowskim rodem Czartoryskich z Gołuchowa. W związku z tym, iż młody adept sztuki doskonale władał językiem niemieckim dane mu było podjąć się zaszczytnej funkcji nauczyciela potomków hrabiego. Okres gimnazjalny Johannes przypieczętował zdobyciem świetnych lokat.
Po zdaniu egzaminów maturalnych o Cibisa upomniała się armia Cesarstwa Niemieckiego zaangażowana w działania zbrojne podczas I wojny światowej. Wówczas to podobnie jak wielu mieszkańców ówczesnego Śląska Johannes zetknął się z dramatem uczestnictwa w cudzej wojnie. Został skierowany do walk na froncie zachodnim gdzie stracił brata.
Wraz z zakończeniem I wojny światowej Cibis wrócił do Wróblina. Nie tyle chodziło mu o odpoczynek i radowanie się urokiem tego miejsca, co o rodzinną naradę w kwestii swojej przyszłości. Ojciec sugerował mu wówczas podjęcie studiów prawniczych, co dla pochodzącego z chłopskiej rodziny młodzieńca mogłoby być wielce nobilitujące oraz otwierające drogę do wielkiej kariery. Młody Johannes pragnął jednak zostać artystą. Malarstwo, którym tak się pasjonował jednakże na ówczesnej śląskiej wsi było czymś niezwykle ekscentrycznym. Pasja ta oraz pragnienie jej pogłębiania czyniło z Cibisa w oczach zahartowanych znojną pracą na roli mieszkańców Wróblina dziwakiem ocierającym się o śmieszność. Pędzel miast kosy i cepa w rękach chłopskiego syna w drugiej dekadzie XX w. na śląskiej wsi musiał wzbudzać niemałe zażenowanie. Ostatecznie Johannes uległ namowom ojca i podjął studia prawnicze na niemieckiej uczelni - Śląskim Uniwersytecie im. Fryderyka Wilhelma we Wrocławiu. Porzucił je bardzo szybko, bo w 1919 r. Wówczas to zaczął kształcić się w dziedzinie malarstwa we wrocławskiej Państwowej Akademii Sztuki i Rzemiosła Artystycznego. Jego mentorem stał się wtedy Otto Mueller, ceniony niemiecki ekspresjonista. Jego stwierdzenie, że "dwie farby są zgodne, trzecia rozstrzyga" stało się kolejną z ważnych dla Cibisa maksym.
Wybrał Polskę
Rok 1921 przyniósł dla młodego artysty wiele rozterek, a także osobisty dramat. Wynikał on głównie z rozstrzygnięć jakie wówczas miały zapaść w kwestii przynależności państwowej Górnego Śląska. Dziś już wiemy, że Johannes był jednym z 10 tys. emigrantów, którzy powrócili w rodzinne strony by opowiedzieć się w plebiscycie za przyłączeniem tych ziem do odradzającej się II Rzeczypospolitej. Ostatecznie po podliczeniu wyników plebiscytu a także po III powstaniu śląskim jego rodzinne strony przypadły w udziale Republice Weimarskiej. To rozstrzygnięcie, z którym najprawdopodobniej nie mógł pogodzić się artysta, wpłynęło na fakt, że Polska pozyskała wybitnego artystę. Od tej pory z Johannesa Cibisa staje się on Janem Cybisem - zadeklarowanym Polakiem. Porzuca niemiecką uczelnię i przenosi się na krakowską Akademię Sztuk Pięknych. Trafił tam na prof. Józefa Pankiewicza, kolejnego artystycznego mentora. Między innymi pod jego wpływem rodzi się w Cybisie oraz grupie podobnych mu artystów zamiar wyjazdu do Paryża celem obcowania z dziełami największych twórców tego świata. Ostateczna decyzja o wyjeździe miała zapaść jednak w zabawnych okolicznościach. Mówi się, że była ona efektem przemyśleń na tzw. "kacu" po całonocnych hulankach w krakowskich lokalach.
"Święte obrazy" Cybisa
Ostatecznie grupa polskich artystów zdecydowała się na wyjazd do Francji. Cybis z miejsca stał się ich liderem. Środki na ten cel pozyskano poprzez założony przez nich jeszcze w Polsce Komitet Paryski (stąd grupę nazywano kapistami). Nad Sekwaną kapiści zjawili się w 1924 r. Pobierali tam nauki, praktykowali oraz tworzyli w trudnych warunkach aż do początku lat 30. XX w. W tym okresie niejednokrotnie doskwierało im ubóstwo, które prowadziło często między innymi do głodowania.
Cybis jako lider grupy po powrocie do Polski cieszył się już sporą renomą wśród krytyków sztuki, był jednak wciąż niedoceniany przez publiczność. Jego dobrze rozwijającą się karierę przerwał dramat II wojny światowej. Został wcielony do wojska, jednakże brakło dla niego broni i umundurowania. Ostatecznie w latach wojennej pożogi wylądował w Kamieńcu, gdzie aby zapewnić sobie utrzymanie malował licznie tak zwane "święte obrazy" do tamtejszych cerkwi.
Nie chciał malować traktorzystów
U zarania Polski Ludowej, bo już w 1945 r. Cybis postanowił zamieszkać w Warszawie. Już w kilka tygodni po wyzwoleniu tego miasta został on prezesem okręgu warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków. W 1946 r. objął z kolei katedrę malarstwa na dopiero co tworzonej warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Lata 50. były dla niego bardzo trudne. Nie podporządkował się wówczas trendom socrealistycznym w sztuce. Nie malował ciężko pracujących górników, traktorów, maszyn ani przodowników rewolucji. Pozostał przy swoich martwych naturach, tym samym zachowując honor artysty, który był dla niego czymś niezwykle ważnym. Spotkała go za to artystyczna banicja, izolacja oraz nieustanne marginalizowanie. Został pozbawiony także stanowiska na ASP.
Zmiana klimatu politycznego w 1955 r. pozwoliła Cybisowi na artystyczne wyjście z cienia. Jego prace po raz kolejny stają się doceniane. Został także profesorem malarstwa na WSSP w Sopocie. W 1965 r. uzyskał we Francji za swą twórczość niezwykle prestiżową nagrodę im. Solomona Guggenheima. Od tej pory bez jego martwych natur czy pejzaży nie może odbyć się żadna poważna światowa wystawa. Zostaje okrzyknięty także największym kolorystą w dziejach polskiego malarstwa. Jego prosta dusza nie znosiła jednak blichtru. Sam napisał, o swojej rozpoznawalności: "Nazwa stała mi się nienawistna. Dzisiaj każdy wyciera sobie już tym gębę. Pragnę być malarzem. To wszystko". W 1965 r. Cybisowi dane jest powrócić na swą Alma Mater. Po raz kolejny zostaje zatrudniony w katedrze malarstwa warszawskiej ASP. Tam pracuje do 1968 r., gdy zdecydował o przejściu na emeryturę. Odszedł z tego świata nagle, w swej warszawskiej pracowni. Był 13 grudnia 1972 r.
Dziś w XXI w. o Cybisie często mówi się jako o Wielkim Panu Malarstwa Polskiego. Określenie to jest tak przewrotne jak całe jego życie. Dlaczego przewrotne? Bo Wielki Pan na świat przyszedł w chłopskiej rodzinie, a polskość dla siebie wybrał. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Z archiwum odkrywcy
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze