Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 12 - Grudzień 2012r. , godz.: 09:24
KOMENTARZ
Oświata bez aspiracji
[[autor]]ANDRZEJ DEREŃ[[/autor]]
Znam jednego z rodziców, który wysyła swoje dziecko do Nysy. Dlaczego to zrobił?
Powód jest bardzo prosty, niechęć by jego dziecko uczyło się w zbyt licznych osobowo klasach, a takie są w prudnickich gimnazjach. To podstawowe kryterium po którego spełnieniu liczą się inne elementy, jak dobra kadra pedagogiczna (jak w każdym zawodzie są nauczyciele lepsi i gorsi), szeroka oferta zajęć pozalekcyjnych, niekoniecznie płatnych, znośne warunki lokalowe, wyposażenie w nowoczesne pomoce dydaktyczne, realizowane projekty, współpraca ze szkołami za granicą. Co z tego, że szkoła ma sale multimedialne, jeśli klasy są zbyt liczne, by nauczyciel mógł z sukcesem przeprowadzić wszystkich uczniów przez zadany materiał? Tylko najlepsi pedagodzy radzą sobie z ponad 25-osobowym tłumem dorastających dzieci. Pozostają trudne decyzje, czy iść dalej z materiałem, pozostawiając najsłabszych uczniów przed koniecznością płatnych korepetycji, czy zaniżać poziom całej klasie. To nie jest - poza wyjątkami - wina nauczycieli. Oni nie są w stanie w ramach ustalonych godzin zająć się każdym uczniem z osobna. W klasie prawie 30-osobowej jest to problem nie do rozwiązania, w grupie 15-, 20-osobowej, można sobie poradzić.
Dowód na to mamy w samej gminie Prudnik. Najlepsze wyniki egzaminu szóstoklasisty wśród szkół podstawowych w gminie osiąga nie po raz pierwszy stowarzyszeniowa placówka w Łące Prudnickiej, gdzie średnia liczba dzieci w klasie wynosiła w roku szkolnym 2010/2011 - 10,83. To przecież przełamuje stereotyp szkółki wiejskiej, która w powszechnym, jak się okazuje niesprawiedliwym przekonaniu, jest o wiele słabsza od szkoły miejskiej. W gminie Prudnik właśnie wdrażane są programy indywidualizacji nauczania w klasach najmłodszych, oby się sprawdziły i oby nie był to czasowy środek zastępczy.
Smutno zabrzmiał argument o "aspiracjach rodziców". Czy to źle że chcą, aby ich dzieci uczyły się w najlepszych szkołach? Wolałbym usłyszeć, że to prudnicka oświata ma aspiracje, żeby prudniccy uczniowie osiągali wyniki zbliżone do tych z Diecezjalnego Gimnazjum w Nysie. Jestem przekonany, że w takiej sytuacji rodzice nie decydowaliby się na tak trudne życiowe wyzwanie dla siebie i swoich dzieci, jak nauka w innym mieście. To, że niektóre dzieci z gminy Lubrza uczą się w gimnazjum w Prudniku nie dziwi i nie zaskakuje, wystarczy spojrzeć na specyfikę położenia części miejscowości w tej gminie. Ja widzę inny problem. Biorąc pod uwagę wyniki końcowe gimnazjalistów w Prudniku, które są bardzo zbliżone do wyników w gminach okolicznych, rodzicom spoza gminy Prudnik, którzy planowali wysyłać swoje dzieci do Prudnika, ubywa argument nieco wyższego poziomu nauczania w mieście bądź co bądź powiatowym. To naturalna tendencja - im miejscowość większa, tym konkurencja większa i poziom nauki wzrasta.
Oświatowa migracja to również problem finansowy dla samorządu. Czterdziestu uczniów to spore pieniądze jakie w ramach subwencji mogłaby otrzymywać Gmina Prudnik. Subwencja na jednego ucznia waha się od kilku nawet do kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie. Najwyższe kwoty dotyczą nauki dzieci upośledzonych, co też tłumaczy konkurencję między szkołami w zakresie pozyskiwania takich właśnie uczniów i tworzenia klas integracyjnych. Według serwisu portalsamorzadowy.pl kwota części oświatowej subwencji ogólnej na 2013 rok na jednego ucznia wyniesie ok. 5,2 tys. zł (rok wcześniej była niższa o kilka procent). Prawie 40. prudnickich uczniów w szkołach poza gminą to strata ok. 200 tys. zł dla Gminy Prudnik.