Artykuły
"Dzień dobry, co słychać?": Druga odsłona - nieco poszerzona
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 5 - Grudzień 2012r. , godz.: 11:14
Program "Dzień dobry, co słychać?" wciąż nabiera tempa. Tym razem tak się rozpędził, że aż wystąpił z czasowych brzegów. Jednak trudno było narzekać na brak atrakcji.
Program wieńczyły występy młodzieży romskiej. Tańczącej, śpiewającej, mówiącej wiersze. Osoby, znane co niektórym z tegorocznego konkursu recytatorskiego po raz kolejny znalazły się na scenie. Chodzi o Dariusza Wiśniewskiego i Natalię Pawłowską, którzy zaprezentowali utwory: "Lesie, ojcze mój" oraz "Przychodzę do Was". Pokazało się także dwoje stypendystów konkursu, organizowanego przez Centrum Doradztwa i Informacji dla Romów: Patrycja Mirga i Damian Majewski. Pierwsza z nich zatańczyła z przytupem w tradycyjnym cygańskim stroju, drugi z przejęciem zaśpiewał piosenkę w języku ukraińskim. Co zaś działo się wcześniej?
Co pan na to, panie burmistrzu?
Prowadzący spotkanie Marek Karp ugościł w swoim talk-show cztery osoby, z których trzy zgadzały się fizycznie z zapowiedzią na plakacie. Nadprogramowe wejście dotyczyło (znanej doskonale czytelnikom naszej gazety) Grażyny Kunki, bibliotekarki i nauczycielki muzyki ze Szkoły Podstawowej nr 3 w Prudniku. Została zaproszona w miejsce Marzeny Kędry, która z pewnych przyczyn nie mogła się zjawić. Laureatka konkursu "Nauczyciel Roku 2012" zaproponowała na swoje miejsce właśnie panią Grażynę. Ta miała okazję do pochwalenia się swoim awansem w ramach kampanii "Cała Polska Czyta Dzieciom". Teraz będzie pełniła funkcję nie tylko lidera, ale i koordynatora. Zwiększy się zatem zasięg jej działania. Czego się nie robi dla czytelnictwa! Przynajmniej 20 minut dziennie!
Burmistrz Prudnika Franciszek Fejdych zjawił się za to we własnej osobie (choć jego zastępca Stanisław Hawron przebywał na widowni w stałym pogotowiu). Pytany był między innymi o tegoroczny "Tour de Pologne" - dlaczego zabrakło promocji Prudnika w ogólnopolskiej telewizji. Jak przekonywał burmistrz, nie było to zbyt opłacalne:
- Musiałbym udać się do Warszawy (za publiczne pieniądze) po to, by nagrać jednominutowy materiał, który - co bardzo możliwe - zostałby jeszcze skrócony.
Zapytano także o napisy na murach, z użyciem "łaciny podwórkowej", choć - tu cytat z prowadzącego - "bywają one dowcipne". Mimo wszystko jednak - szpecą. Co robić?
- Jeśli znajdzie pan sposób na poradzenie sobie z tym problemem, to wróżę panu karierę - z uśmiechem odpowiedział prowadzącemu Franciszek Fejdych. - Na ogół bardzo trudno przyłapać czy też namierzyć takich "graficiarzy". Na szczęście skala zjawiska nie jest u nas aż tak duża.
Pytano także o sterty piachu, kamieni i innych zapewne tworzyw, znajdujących się naprzeciw Liceum Ogólnokształcącego nr 1. Cóż, trzeba uzbroić się w cierpliwość, na pewno do końca rewitalizacji, bo to z niej wynika istnienie tego doraźnego składowiska.
Budujący przykład
- Ilekroć dzwoniłem do ciebie w jakiejś sprawie, słyszałem tylko, że jesteś w muzeum - Marek Karp podkreślił zawodowe zaangażowanie kolejnego gościa - Urszuli Rzepieli. Odchodząca na emeryturę dyrektor Muzeum Ziemi Prudnickiej dobrze wspomina okres swoich rządów.
- O ile w prywatnych kontaktach jestem raczej subtelna, o tyle w kierowaniu placówką miałam męską płeć mózgu - wyznała.
Zdecydowane rządy przyniosły efekty. Jednym z najważniejszych, zdaniem Urszuli Rzepieli, jest Centrum Tradycji Tkackich. W mieście o frotexowskich tradycjach coś takiego po prostu musi się znajdować.
Na scenie gościł też Marek Bień, obecnie stażysta w Prudnickim Ośrodku Kultury, zajmujący się grafiką, a dawniej wierszami. O ile tych ostatnich napisał w życiu sporo (oszacował na około 600), o tyle obecnie raczej się od nich odcina. A szkoda, bo wiersz autora, odczytany przez Marka Karpa, brzmiał dość zachęcająco.
Obecnie Bień zajmuje się grafiką. Lubi zgłębiać tajniki ludzkiej anatomii, posługuje się przy tym metodą punktową, która wygląda na dość czasochłonną. Jeden z obrazów trafił (w drodze losowania) do Tadeusza Płonki, prezesa prudnickiego Związku Żołnierzy Wojska Polskiego (losowała miss ziemi prudnickiej Aleksandra Starzyk).
Prowadzący zapytał też swojego gościa o mroczny fragment jego życia. Marek Bień nie ukrywa, że był narkomanem, a właściwie wciąż nim jest (to choroba nieuleczalna), tyle, że od lat nie bierze.
- Jeśli człowiek sam nie chce z tego wyjść, to nikt ani nic mu nie pomoże - wypowiedział starą prawdę.
Od prowadzącego usłyszał natomiast: "Jesteś kimś!". Rzeczywiście, przykład Bienia jest bardzo budujący.
Pluszowe misie tej jesieni
Podczas spotkania powrócił temat osiemdziesiątych urodzin Danieli Długosz-Pency. Marek Karp podkreślił z subtelną nutką ironii, jak dużą sympatią darzą się wzajemnie, po czym złożył życzenia i kwiaty na ręce jubilatki.
Czymże byłby program "Dzień dobry, co słychać?" bez przerywników muzycznych. Tym razem wokalem operowały siostry Lulek: Paulina i Karolina. zaśpiewały m.in. "I can’t make you love me" oraz "Magiczne ognie tej jesieni".
Jeszcze jednym nieco humorystycznym akcentem było nawiązanie do Światowego Dnia Pluszowego Misia, który zwykle obchodzony jest 25 listopada, a więc kilka dni po tym wydaniu programu "Dzień dobry, co słychać?" W związku z powyższym, lwia część publiczności zabrała ze sobą swojego pluszowego przyjaciela. Sam prowadzący pochwalił się misiem z dzieciństwa. Niewielkich rozmiarów, ale zawsze.
To jeszcze nie koniec "świąt". 24 listopada obchodzony jest z kolei "Dzień buraka"; nie chodzi tu o określenie osoby o wąskich horyzontach kulturalno-moralnych, ale o popularne warzywo. Dorodny burak znajdował się na pianinie, obok dużego pluszowego misia. Marek Karp przypomniał przy okazji o znakomitych plonach, którymi polscy rolnicy mogą się w tym roku poszczycić.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze