Artykuły
Pomoc rodzinie? Tylko proszę: pokorniej!
Autor: MAREK KARP.
Publikacja: Środa, 5 - Grudzień 2012r. , godz.: 11:11
To odzywka ze strony pracownicy instytucji, do kobiety z rodziny zastępczej, bo ośmieliła się skierować słowa krytyczne pod adresem tej instytucji, która ma służyć takim rodzinom i ona wobec tych rodzin zachowywać powinna pełną pokorę.
Ta instytucja, to opisywane już - wielokrotnie i niezbyt pozytywnie - Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Prudniku. To prawda, że w ostatnim okresie "coś drgnęło" i poza szkoleniami, w ramach rozlicznych projektów, dzieciom z rodzin zastępczych zafundowano ognisko, wyjazd do kina czy imprezę i prezenty na św. Mikołaja.
Priorytetem wciąż są jednak szkolenia dla rodzin, przyjmowane z coraz większą niechęcią i zawsze tą samą refleksją: "Czy nie lepiej pieniądze wydane na ten cel (wykładowcy, materiały, kawa, ciasteczko, a nawet obiady) przeznaczyć na konkretną pomoc finansową (np. zapomoga, wycieczka, wypoczynek wakacyjny, wsparcie zakupu podręczników czy wyposażenia mieszkania itd., itp.)? O wartości i organizacji niektórych szkoleń też już pisaliśmy, ale ostatnia inicjatywa godna jest szczególnego zainteresowania.
W piśmie skierowanym do rodzin, PCPR zaprasza (postęp, bo zaprasza, a nie wzywa) "do wzięcia udziału w szkoleniu z zakresu prawa i nowelizacji ustawy z dnia 9 czerwca 2011 roku, o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej." Pomijając już fakt, że za "przybliżanie przepisów wynikających z ustawy", (co zapowiada pismo) instytucja zabrała się "już" półtora roku (!) po jej wprowadzeniu, a sama ustawa powiela bzdury i absurdy poprzedniej, lub wprowadza nowe pomysły, których realizacja w praktyce jest niemożliwa, to samo dwugodzinne szkolenie było jednym, wielkim i żenującym nieporozumieniem. Frekwencja była duża, bo "szkoleniem" objęta została wyjątkowo szeroka grupa, również osób prowadzących rodzinne domy dziecka oraz dyrektorzy placówek opiekuńczo wychowawczych typu rodzinnego.
Głównym powodem zainteresowania szkoleniem była jednak propozycja wyjazdu dzieci do kina, z wytłuszczoną w piśmie uwagą: "warunkiem udziału w wyjeździe jest uczestnictwo w szkoleniu z zakresu prawa". Przyznać należy, że winę za pewien początkowy bałagan (zmiana sali, czekanie pod drzwiami, brak miejsc) ponosi część samych uczestników, którzy zlekceważyli prośbę organizatorów o potwierdzenie udziału, co przy takim przedsięwzięciu ma podstawowe znaczenie.
Potem zaczęło się już opóźnione szkolenie. Prawnik na początku stwierdził, że "ma przyjemność" (w trakcie już by chyba tego nie powtórzył), a następnie cicho i jakby "nieśmiało" czytał to, co wyświetlił na ekranie, a wyświetlił ustawowe slogany w rodzaju : "dla dobra dzieci", "dla dobra rodziny", "w przekonaniu, że..." i co w ramach zadań własnych powinna gmina, co powiat i województwo, aż do najwyższych szczebli. Każda teoretyczna powinność budziła poruszenie słuchaczy, bo nie ma żadnego praktycznego związku z rzeczywistością i prawdziwymi problemami rodzin. W większości zobowiązań, jednostki samorządowe "powinny" i "mogą" realizować ustawowe propozycje, ale niezobligowane jednoznacznie najczęściej nie mogą (ze względów finansowych) i nie chcą w systemie opierającym się na zatrudnianiu urzędników, którzy jak sama nazwa wskazuje "urzędują" mnożąc papierki, a nie pomagają z przekonania i chęci.
Tak więc po 20 minutach odezwały się pierwsze zdenerwowane głosy z prośbą o konkrety: co robić? jak sobie radzić? gdzie szukać pomocy? jak stosować w życiu ustawowe przepisy? W wiejskim przedszkolu lecą dachówki z uszkodzonego dachu, gmina nie chce zwracać kosztów dojazdu do odległej placówki, telewizja głosi jakieś abstrakcyjne wiadomości o kwotach przeznaczonych na dziecko, a rodzina dostaje zupełnie inne itd., itp. Nikt nic nie wie i zdesperowane rodziny pytają: "co można zrobić, żeby TO zmienić?". Prawnik też jest bezradny, bo przecież on ma za zadanie "przybliżyć przepisy ustawy", a nie radzić jak rozwiązywać problemy. Ustawy nie przybliżył, a jedynie wyświetlił i przeczytał frazesy z zaledwie kilkunastu stron z ponad 70-stronicowego dokumentu. Ustawa była i pozostaje w próżni, pomimo zadowolenia najwyższych czynników, łącznie z rzecznikiem praw dziecka, którzy wykonali - jak to się kiedyś mawiało - "kawał socjalistycznej, nikomu niepotrzebnej roboty".
"Szkolący" prawnik w tej sytuacji, może tylko powiedzieć, że "nad sprawą należy się pochylić", że należy "uruchomić inicjatywę obywatelską i lobbowanie", że przy braku serca i dobrej woli nie pomoże żadna ustawa, a konieczna jest zmiana mentalności i myślenia. I na koniec - chyba szczerze - dodał: "Jest mi przykro". Uczestnicy potwierdzili: "Nam też". I na tym kolejne "szkolenie"(cudzysłów jest konieczny) zakończyło się. Ci pokorni uczestnicy, którzy udziałem zasłużyli, zabrali dzieci do kina, część z nich zwalniając z lekcji, bo spotkanie zostało zorganizowane w takim czasie (o godz.11), że nie było innej możliwości skorzystania z wyjazdu.
Tu warto dodać, że w mnogości projektów realizowanych w równoległym bałaganie, organizatorzy już sami się pogubili, np. w tym samym dniu o tej samej porze, co wyjazd dzieci, proponując też dorosłym wyjazd do kina, nie uwzględniając, że są to często te same osoby, które muszą towarzyszyć swoim pociechom.
Panie z PCPR-u uwijające się przy kawie i listach obecności, (ale już nieobecne w czasie szkolenia), a także wszyscy urzędujący pracownicy (a ich liczba się powiększa), łącznie z zawsze zadowoloną panią kierownik mają zapewne satysfakcję podwójną: kolejny punkt projektu został zrealizowany i pieniądze na ten cel wydane, a co "najważniejsze", rodziny zastępcze "spokorniały", bo nie mają już siły upominać się, prosić o łaskę i liczyć na instytucję, która "pomoc" ma w nazwie, ale podobnie jak z ustawy niewiele z tego wynika. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze