Artykuły
Przy drodze: Zaorane rowy
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Piątek, 2 - Listopad 2012r. , godz.: 09:21
Droga powiatowa, prowadząca z Prężynki do Prudnika jest dla mieszkańców wsi źródłem licznych niedogodności. Przykładem mogą być przydrożne rowy, a właściwie ich brak, w niektórych miejscach. Utrudnia to odpływ wody, zwłaszcza, że sama droga nie należy do równych i gładkich jak stół.
Niektórzy rolnicy orzą praktycznie do samej drogi - mówi jedna z mieszkanek wsi Prężynka. - Są miejsca, w których pole stanowi w zasadzie ciągłość z asfaltem.
Faktycznie, na wielu odcinkach drogi rowów brakuje. Co za tym idzie - właściwe odprowadzanie wody nie może mieć miejsca. Gdy spływa ona z pól, automatycznie trafia na drogę, gdzie tworzą się rozległe kałuże (asfalt jest bardzo nierówny). Dotyczy to zarówno sytuacji, w której występują opady deszczu, jak i w przypadku roztopów, których już niedługo mieszkańcy uświadczą w związku z nadchodzącą zimą (należy przy tym dodać, że droga została wyłączona z zimowego odśnieżania).
Orzą jak chcą
- Starostwo kazało rolnikom udrożnić przepusty. Groziło karami, w razie niespełnienia tego polecenia - informuje sołtys Prężynki Franciszek Kuchta. - Trudno jednak mówić o udrażnianiu przepustów w sytuacji, gdy rowy są w dużej części zasypane i zaorane. Nie mamy więc na chwilę obecną ani pogłębionych rowów ani oczyszczonych przepustów.
Bez odpowiedniej kolejności na pewno się nie obejdzie. W całej sprawie najważniejsze jest jednak pytanie, do kogo zwrócić się najpierw w obecnej sytuacji - do samych rolników czy do samorządu. Póki co, wybrano drugą możliwość.
- Problem poruszany był ostatnio na zebraniu wiejskim. Odwiedził nas wtedy zastępca wójta i zapisał sobie tę sprawę - zaznacza Czesława Antoszczyszyn, nowa radna z miejscowości Prężynka.
Gmina nie zarządza jednak tą drogą, więc na użycie nowej koparki (służącej także do udrażniania rowów) na razie się nie zanosi. Organem decyzyjnym, jeśli chodzi o prudnicko-prężyńską drogę jest starostwo powiatowe. Rola gminy polega tu jedynie na przekazaniu sprawy władzom powiatu, podobnie jak w wielu innych kwestiach.
- Często rolnicy sami są sobie winni. Wielu z nich orze, jak chce i potem powstają rozmaite problemy - komentuje wójt Lubrzy Mariusz Kozaczek.
Będą kary
O pełnej swobodzie rozszerzania pola można jednak zapomnieć. W sytuacji, gdy udowodnione zostanie przekroczenie granicy terenu prywatnego i drogi publicznej, naliczone będą kary.
- Będziemy robili pomiary w związku z nowym podziałem gruntów, wtedy zobaczymy, kto się nam worał; w razie czego wyciągniemy konsekwencje - zapowiada Józef Skiba, wicestarosta powiatu prudnickiego. - Później natomiast podejmiemy decyzję w sprawie ewentualnego udrażniania przepustów czy pogłębiania rowów.
Podobny problem opisywaliśmy w numerze 20 "Tygodnika Prudnickiego" (z 16 maja bieżącego roku). W tamtym przypadku chodziło o prawdopodobne podoranie się rolnika pod nasyp kolejowy, na odcinku nieczynnej linii 306 (Gogolin-Prudnik). Jest to sytuacja nieco inna od tej prężyńskiej. Problemem było bowiem rozszerzanie uprawy na teren, który nie jest używany. Nie zmienia to jednak faktu, że do kogoś należy (w tym przypadku do jednej ze spółek PKP). Jako, że w 2014 roku mają ruszyć prace nad reaktywacją linii, zostanie przeprowadzona ewidencja gruntów. Jeśli kolej przyłapie kogoś na oraniu gdzie nie trzeba, również posypią się kary.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze