Artykuły
Dagmara Duchnowska: Pomysł musi wyjść od ludzi
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 17 - Październik 2012r. , godz.: 10:12
O zarządzaniu projektami, na których dzisiejszy świat się opiera, o przedsiębiorczości jako ciągłym poszukiwaniu szans na rozwój indywidualny i społeczny, a także o perspektywach (turystycznych?) gminy Biała rozmawiamy z Dagmarą Duchnowską z Chrzelic.
- Jakie projekty obecnie pani prowadzi?
- Najciekawiej jest chyba w Stadninie Koni Moszna i tamtejszym Ludowym Klubie Jeździeckim. Zakończyliśmy projekt, polegający na budowie hipodromu, realizowany w ramach działania Odnowa i Rozwój Wsi. Został on już rozliczony, a pieniądze wróciły na konto. Teraz realizujemy nowe przedsięwzięcie - 20 października, w ramach dorocznych obchodów "Hubertusa" odbędzie się oficjalne rozpoczęcie projektu promocyjnego, oryginalnego w skali województwa. Chodzi o projekt promocyjno-informacyjny z wykorzystaniem systemu audio. Każdy, kto będzie chciał zwiedzić stadninę i poznać historie budynków, otrzyma słuchawki, wejdzie do danego obiektu, sprawdzi jego numer, wciśnie odpowiedni przycisk w swoim urządzeniu i posłucha w czterech wersjach językowych (po polsku, niemiecku, angielsku i czesku), co to jest za miejsce i z czym się kojarzy. Za zwrotną kaucją otrzymuje pan całe to urządzenie i rusza w podróż po stadninie. Dobra akcja promocyjna. Stadnina w Mosznej to nie tylko konie; firma ma tam większość terenu. W ramach jednego z działań zmodernizowali też plac zabaw, który cieszy się teraz bardzo dużym zainteresowaniem, głównie wśród mieszkańców Mosznej, ale też każdego, kto przyjdzie tam z dziećmi.
Jeśli chodzi o stadninę, projekty realizowane są przez firmę, ale mają charakter społeczny. Specjalizuję się przede wszystkim w takich właśnie w projektach, wydają mi się one najbardziej pożyteczne. Dla przykładu - tu, w Chrzelicach (nie w ramach pracy, ale w ramach współpracy z lokalną społecznością) realizuję projekty, związane przede wszystkim z organizacją imprez. Współpracuję także z gminami: Biała, Korfantów, Prószków. Pracuje mi się tam dosyć dobrze.
- Co skłoniło panią do porzucenia pracy w samorządzie?
- Potrzeba zwiększenia dochodów.
- Było to jednak jakieś ryzyko...
- Dla wielu osób praca w urzędzie jest szczytem marzeń, dla mnie niekoniecznie. Wolałam zaryzykować. Prawdą jest, że muszę teraz więcej pracować, niekiedy cały dzień; ale mogę też sama zarządzać czasem.
- Nienormowany czas pracy, biuro w domu...
- Wynajęcie pomieszczeń kosztuje, staram się ograniczać tego typu koszty. Idąc jednak do mojego domowego biura, ubieram się tak jak do pracy, nie przychodzę tam w koszuli nocnej (śmiech); staram się oddzielać od siebie różne sfery życia. Poza tym, bardzo dużo pracuję w terenie.
- Jaki jest zasięg pani działania?
- Jeśli chodzi o projekty, działam na terenie Opolszczyzny, ale szkolenia zdarza mi się prowadzić w różnych częściach kraju, nawet w Gdańsku.
Prowadzę też gazety w Komprachcicach i Prószkowie. Są one finansowane przez gminę, nie funkcjonują na wolnym rynku, pełnią funkcję raczej informatorów. Nie były to jedyne gminy, które zgłosiły się z propozycją. Nie zdecydowałabym się jednak na prowadzenie gazety samorządowej, pełniącej funkcje polityczne. Chcę raczej pokazywać to, co ludzie robią - chodzi o informacje na temat realizowanych projektów, wieści kulturalne, sportowe. Dla mieszkańców tych gmin są to media uzupełniające.
- A pani własne podwórko? Chrzelice?
- Eryk Murlowski prowadzi badania, dotyczące majątku chrzelickiego. Wrócił z Brna i tam poświęcił kilka dni na prace w archiwum. Myślę, że uda się zdobyć dofinansowanie na jego badania, bo projekt jest naprawdę fajny.
Poza tym, wraz z naszą panią sołtys zdobyłyśmy tytuł Latarnika Polski Cyfrowej, chodzi o przygotowywanie osób starszych pod kątem korzystania z internetu. Chcemy uruchomić w Chrzelicach nie tylko zajęcia internetowe dla seniorów, myślimy o stworzeniu Centrum Pokolenie Plus i prowadzić tam zajęcia, nie tylko te typowe, polegające na tym, że ktoś siedzi przed komputerem i czegoś szuka, to nie mają być jedynie zajęcia z Worda czy Excela, chodzi także o rozmowy przez Skype’a i inne komunikatory (chodzi o ograniczenie barier, które istnieją w ludziach, wielu po prostu nie chce korzystać z internetu). Chcemy, żeby Eryk poprowadził zajęcia ogólnorozwijające, także związane z samoobroną.
- Jaki miałaby pani pomysł na zagospodarowanie chrzelickiego zamku?
- Początkowo liczyłam na fundację "Ortus". Kiedy się za to zabierali, myślałam, że mają na koncie naprawdę potężne pieniądze. Widziałam ich przedsięwzięcia, w Polsce czy w Europie. Za rok, dwa nie będzie tutaj nic, to wszystko padnie; mówimy przecież o ruinach, w które się nie inwestuje. Tu potrzeba naprawdę dużych pieniędzy, wtedy można coś zdziałać.
Popatrzmy na zamek w Kliczkowie, jest to obecnie jedno z najładniejszych centrów konferencyjno-hotelowych w Europie. Początkowo była tam tylko ściana przednia, wszystko zostało spalone. Ale w grę weszły potężne pieniądze, a do tego sumiennie prowadzona dokumentacja. Udało się odtworzyć zamek w ciągu bardzo krótkiego czasu.
- Jakie potrzeby dostrzega pani na swoim terenie? Co należałoby pilnie zmienić?
- Gmina Biała ma rewelacyjny potencjał, nie posiada wielkiego przemysłu; jesteśmy więc przygotowani do tego, żeby wejść na następny poziom, tyle, że brakuje pomysłu odnośnie tego, jaki on miałby być. Mamy moc organizacji pozarządowych, są świetnie przygotowane, same wnioskują o dotacje, potrafią zarządzać dużymi pieniędzmi. Pomysł musi wyjść od ludzi, którzy tworzą daną organizację, przy udziale liderów, ale z drugiej strony - przy udziale gminy.
- W którą jednak stronę należy działać? Agroturystyki? Sportu? Rekreacji?
- Na Opolszczyźnie każda gmina chce stać się turystyczną. Turystyka - owszem, tylko jaka? Na pewno nie będziemy leżeć tu na plaży i popijać drinków z palemką, bo nie ma po prostu na to warunków. Zakres turystyki trzeba więc odpowiednio zawęzić. Na przykład rowery - super pomysł na promowanie gminy. Turystyka rowerowa rodzinna. Jako, że gmina Biała znajduje się przede wszystkim na terenach rolniczych, można by było zaplanować trasy narciarstwa biegowego. Na Opolszczyźnie jest ono słabo rozwinięte. Nie każdy może przecież zjeżdżać na nartach (np. osoby starsze czy z rozmaitymi schorzeniami), ale już narciarstwo biegowe wchodzi w grę.
Wykorzystałabym też zasoby dziedzictwa niematerialnego. Przyjechała do mnie kiedyś koleżanka z Gdańska. Była pierwszy raz na Opolszczyźnie i miała okazję zobaczyć okoliczne festyny wioskowe. Powiedziała, że pierwszy raz widzi, aby takie rzeczy były organizowane; w jej okolicach są jedynie koncerty na plaży, a u nas grochówka, bigos, popijanie piwem. Nam wydaje się to normalne, po prostu idziemy i się bawimy. A jest to, tak naprawdę, świetny produkt turystyczny.
Z kolei w gminie Prószków sołectwa dogadują się między sobą, żeby każda z takich imprez miała swoją specyfikę. Tu ziemniak pieczony, tam święto ziół, jeszcze gdzie indziej prezentacja grup artystycznych. U nas imprezy są bardzo do siebie podobne. Czymś, co się wyróżnia, są np. monocykliści, trzeba to wykorzystać. Zwraca uwagę również Solec (ze względu na joannitów). Chodzi o to, żeby powstały proste skojarzenia: Chrzelice - monocykle, Solec - rycerze, itd.
Problem jest jednak w tym, że u nas brakuje miejsc noclegowych. Ktoś, kto przyjeżdża, chce napić się piwa lub czegoś mocniejszego, posiedzieć nawet do późnej godziny i położyć się spać. Trzeba więc pomagać tym przedsiębiorcom, którzy chcą iść w stronę tworzenia miejsc noclegowych.
- Czego więc brakuje? Czy ludzie są za mało przedsiębiorczy? Może nie znają dróg dotarcia do celu? A może po prostu nie ma pieniędzy?
- Wszystko po trochu. Jeśli chodzi o fundusze zewnętrzne, ludzie są zniechęceni. Składają wniosek, czekają 5 czy 6 miesięcy. Oczywiście różnie to bywa, ale zdarzają się i tacy, co czekają ponad rok - najpierw na zgodę na dofinansowanie, a potem (po zrealizowaniu projektu) kolejny rok na rozliczenie.
Nie ma też dobrego dostępu do informacji. Ludzie często nie wiedzą, co mogliby zrobić, gdzie starać się o pieniądze. W grę wchodzi też specyfika Śląska - "nikt obcy nie będzie mi się pałętał po domu". Chociaż niektórzy już sobie z tym radzą. W Brzeźnicy mieści się gospodarstwo agroturystyczne, u nas w Chrzelicach również są pokoje; w paru miejscach byśmy nazbierali. Ale prawda jest taka, że tych miejsc mamy mało. Pojawił się pomysł, żeby u nas, w Chrzelicach, w Wiejskim Centrum Kultury zorganizować mini schronisko. Może w przyszłości uda nam się go zrealizować. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze