Artykuły
Jak wegetują prudniczanie: Żyją na tykającej bombie
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 10 - Październik 2012r. , godz.: 10:00
Sposób bycia kilkudziesięciu najemców lokali socjalnych w Prudniku spędza sen z powiek pozostałym mieszkańcom zasobów komunalnych. - Najgorsze jest to, że nie ma na nich bata - załamuje ręce dyrektor ZBK Zdzisław Pikuła.
Na "czarnej liście" zarządcy znajduje się blisko 40 nazwisk. To bezrobotni (przeważnie z wyboru), nadużywający alkoholu, regularnie zakłócający spokój i spoczynek nocny. Nic sobie nie robią z potrzeb sąsiadów, dla nich liczą się tylko balangi i ich własne wygody. Wielu zachowuje się gorzej niż zwierzęta.
- Po dwudziestym każdego miesiąca biwakują w swoich mieszkaniach, aż przepiją cały zasiłek. Poziom kultury osobistej tych ludzi jest tak niski, że potrafią np. załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne tam gdzie stoją, na strychu czy klatce schodowej - mówi dla "TP" dyrektor Pikuła. - Nie płacą czynszu, nie kwapią się też, by odpracować rosnące zaległości - dwa dni pomachają miotłą i na tym się kończy. Wiedzą, że państwo jest opiekuńcze i zawsze coś dostaną.
Beztroscy najemcy, zasiedlający kamienice w różnych częściach miasta, głównie przy ul. Nyskiej, Chrobrego, Młyńskiej, Traugutta, Morcinka i Batorego, stanowią dużo poważniejszy problem, niż by się mogło wydawać. Przez ich nieodpowiedzialny styl bycia tysiące normalnych prudniczan żyją na tykającej bombie. W każdej chwili może dojść do tragedii.
- Jakieś 10 osób to tzw. zbieracze, którzy znoszą do mieszkań wszystko, co znajdą na śmietniku - od makulatury, odzieży, przez różnego rodzaju sprzęt, po zepsutą żywność. W ten sposób stwarzają zagrożenie epidemiologiczne - w budynkach lęgną się karaluchu i inne robactwo - i pożarowe, bo większość z uciążliwych lokatorów nie ma prądu i korzysta ze świeczek! Ostatnio interweniowaliśmy w mieszkaniu, gdzie nad rozpalonym piecem wisiała... poduszka, a wkoło było jedno, wielkie śmietnisko. Opatrzność Boża czuwała nad nami żeśmy tam weszli - kontynuuje dyrektor Pikuła.
Administracja sama porządkuje zagracone lokale. Każde mniej więcej dwa razy w roku, co świadczy o skali zjawiska. Delikwenci różnie reagują na niezapowiedziane kontrole, zazwyczaj niechętnie oddają swoje "skarby".
- Moje szczęście, że przez 10 lat nikt mnie jeszcze nie pobił. Staramy się z nimi rozmawiać, choć nie jest to łatwe. Posiłkujemy się strażnikami miejskimi.
Ale są też tacy, którzy postępują dokładnie na odwrót. Potrafią wynieść z mieszkania nawet części pieca, które dla butelki wina oddają na złom. Gdy przychodzą mrozy i zaczynają odczuwać niedogodności, zgłaszają roszczenia zarządcy. Piece to zresztą temat rzeka w zasobach ZBK. Przez niedbałe obchodzenie się z urządzeniem grzewczym czad mógł zabić już niejednego. Śmiertelne zagrożenie stanowi również używanie butli gazowych w budynkach z instalacją gazu ziemnego. Notorycznie też mają miejsce akty dewastacji i kradzieży w częściach wspólnych. Dyrekcja mieszkaniówki powiadamia o przestępstwach policję, ale zwykle sprawców nie udaje się wykryć. Koszty naprawy zniszczonego mienia ponoszą więc podatnicy. A giną nawet rury kanalizacyjne!
- Największym naszym nieszczęściem jest brak możliwości eksmisji na bruk. Ci ludzie muszą się czego bać, muszą wiedzieć, że jest coś, co wisi nad nimi. Taka ustawa byłaby pewnego rodzaju straszakiem, dyscyplinowałaby tych, którym nie sposób przemówić do rozsądku. W obecnej sytuacji nie ma na nich bata. Owszem, w ramach wewnętrznej polityki i prowadzonej selekcji trudnych lokatorów przesiedlamy do lokali o niższym standardzie, ale im to nie robi różnicy - kończy zatroskany Zdzisław Pikuła.
W czerwcu tego roku gmina oddała do użytku mieszkania socjalne w wyremontowanym obiekcie w Łące Prudnickiej. Trzech najemców, nie potrafiących współżyć z otoczeniem, zdążyło już z nich wylecieć.
Z OSTATNIEJ CHWILI
Rekordzistka
Wczoraj wraz z dyrektorem Zdzisławem Pikułą odwiedziliśmy mieszkanie Mieczysławy B. przy ulicy Kolejowej. To, co zastaliśmy na miejscu, nie da się opisać słowami.
To absolutna rekordzistka w naszych zasobach! - kręci z niedowierzaniem głową szef ZBK.
Kobieta naniosła tyle śmieci, że drzwi wejściowe otwierają się na szerokość zaledwie kilkunastu centymetrów. Domowniczka śpi i spożywa posiłki na półtorametrowej hałdzie, szmat, rupieci i spleśniałej żywności - wolnej przestrzeni nie ma wcale! Potworny fetor unosi się w całej kamienicy.
Mieczysława B. nie potrafiła w naszej obecności racjonalnie wytłumaczyć swojego zachowania. Jak ustaliliśmy, przed kilkoma laty w związku z zaległościami czynszowymi została eksmitowana z lokalu Spółdzielni Mieszkaniowej. Tam również zajmowała się zbieractwem.
Na dziś ZBK zaplanowało sprzątanie lokum B. Oczywiście na koszt wszystkich prudniczan.
Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Zarząd Budynków Komunalnych
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze